[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Oczywiście.
 A połowa z nich to byli funkcjonariusze KGB.
 Możliwe.
 To pewne.
 Jestem na to przygotowany  odparł Gorow.
 Być może na śledztwo, ale nie na to, co zapewne zrobi z tobą służba wy-
wiadowcza.
 Na jedno i drugie.
 Wiesz, co to za ludzie.
 Wytrzymam. Lata służby dla Matki Rosji w szeregach marynarki wojen-
nej zahartowały mnie.  Gorow wiedział, że zbliżali się do ostatnich szesnastu
taktów skomponowanej przez niego melodii. Nadchodziło crescendo.
 Mnie również przedstawią zarzuty  posępnie stwierdził %7łuków, przesu-
wając wydruk przez stół do Gorowa.
 Nikomu nie będą przedstawiać zarzutów.
Pierwszy oficer nie wydawał się przekonany. Jego twarz zmarszczyła się jesz-
cze bardziej.
 W ministerstwie jest paru rozsądnych ludzi  zauważył Gorow.
%7łuków wzruszył ramionami.
 Wezmą pod uwagę wszystkie okoliczności  zapewniał Gorow  dadzą
pozwolenie, o które poproszę. Nie mam co do tego wątpliwości. To oczywiste:
Rosja może więcej zyskać, wysyłając nas na akcję ratunkową, niż upierając się
przy kontynuowaniu jeszcze jednej, standardowej misji wywiadowczej.
Emil %7łuków wciąż miał wątpliwości.
Wstając z miejsca i zwijając wydruk w rulon, który następnie włożył do tek-
turowej tuby, Gorow powiedział:
 Poruczniku, za piętnaście minut cała załoga ma zająć pozycje bojowe.
 Czy to konieczne?
Z wyjątkiem skomplikowanych czy niebezpiecznych akcji, do przeprowadze-
nia operacji zanurzenia lub wynurzenia okrętu wystarczała zwykła obsada jednej
wachty.
 Jeśli już mamy na własną rękę złamać rozkazy ministerstwa, to zachowaj-
my przy tym wszelkie środki ostrożności  stwierdził Gorow.
Przez dłuższą chwilę patrzyli sobie w oczy, starając się odczytać swoje myśli.
Wzrok pierwszego oficera był bardziej przenikliwy niż kiedykolwiek.
W końcu %7łuków wstał, w dalszym ciągu patrząc kapitanowi prosto w oczy.
Podjął decyzję, pomyślał Gorow, mam nadzieję, że taką, o jaką mi chodzi.
%7łuków na moment znieruchomiał. . . po czym zasalutował.
 Rozkaz, kapitanie. Za piętnaście minut wszyscy będą gotowi.
100
 Wynurzymy się, jak tylko złożymy i zabezpieczymy antenę multikomuni-
kacyjną.
 Rozkaz, kapitanie.
Gorow miał wrażenie, jakby wewnątrz niego rozplątywały się setki zaciśnię-
tych węzłów. Wygrał.
 Wykonać!
%7łuków opuścił pomieszczenie.
Podchodząc do odgrodzonego półkolistą barierką stanowiska dowodzenia,
Gorow myślał o małym Koli i wiedział, że podjął słuszną decyzję. W imię swo-
jego zmarłego syna, dla uczczenia jego pamięci, a nie dla korzyści Rosji, uratuje
życie tych ludzi. Nie pozwoli, aby umarli na dryfującym lodzie. Tym razem wie-
dział, że może udaremnić zakusy śmierci i zamierzał tę walkę wygrać.
15:46
Gdy tylko wydostali z lodu drugą bombę, Roger, Brian, Claude, Lin i Fischer
wyruszyli w kierunku miejsca, gdzie znajdował się trzeci zaplombowany szyb.
Harry zatrzymał się przy Pete Johnsonie, który musiał jeszcze rozbroić drugi
ładunek. Stali obok siebie, zwróceni tyłem do huczącego wiatru. Tuż przy ich no-
gach leżał złowrogo wyglądający cylinder z materiałem wybuchowym. Był poma-
lowany na czarno i widniały na nim żółte litery układające się w słowa: UWAGA,
NIEBEZPIECZECSTWO! Pokrywała go cienka, przezroczysta warstwa lodu.
 Nie musisz dotrzymywać mi towarzystwa  stwierdził Pete, uważnie ście-
rając śnieg z gogli. Podczas rozbrajania zapalnika musiał mieć dobrą widoczność.
 Wydawało mi się, że twoi koledzy boją się przebywać samotnie w ciemno-
ściach  powiedział Harry.
 Moi koledzy? Mam nadzieje, że chodzi ci o inżynierów elektroniki, biała-
sie.
Harry zaśmiał się.
 A kogóż innego mógłbym mieć na myśli?
Z tyłu zaatakował ich mocny podmuch wiatru. Lawina mroznego powietrza
powaliłaby ich, gdyby nie byli na nią przygotowani. Przez chwilę stali skuleni,
nie mogąc nic mówić i koncentrując się wyłącznie na utrzymywaniu równowagi.
Gdy podmuch minął i prędkość wiatru zmniejszyła się do około siedemdzie-
sięciu kilometrów na godzinę, Pete dokończył czyszczenie gogli i zaczął ocierać
o siebie ręce, aby usunąć śnieg i lód z rękawic.
 Wiem, dlaczego nie poszedłeś z innymi. Nie oszukasz mnie. To znowu twój
kompleks bohatera.
 Jasne. Jestem prawdziwym Indianą Jonesem.
 Zawsze musisz być tam, gdzie jest niebezpiecznie.
 Tak, ja i oczywiście Madonna.  Harry smutno pokręcił głową.  Przykro
mi, ale zle pan to wszystko rozumie, doktorze Freud. Znacznie bardziej wolałbym
być w bezpiecznym miejscu. Ale przyszło mi do głowy, że bomba może eksplo-
dować ci prosto w twarz.
 I chciałbyś mi wtedy udzielić pierwszej pomocy?
 Coś w tym stylu.
102
 Słuchaj, jeśli ładunek wybuchnie mi prosto w twarz, nie zabijając mnie. . .
na litość boską, nie staraj się przypadkiem mnie ratować. Po prostu mnie dobij.
Harry próbował zaprotestować.
 O nic Więcej cię nie proszę, tylko o miłosierdzie  zdecydowanie uciął
Pete.
Podczas kilku ostatnich miesięcy Harry nabrał szacunku do tego olbrzymiego
mężczyzny o szerokiej twarzy i polubił go. Pod dosyć szorstką powierzchowno-
ścią Pete a Johnsona, pod pokładami edukacji i wieloletniego treningu, za chłod-
nym spojrzeniem doświadczonego fachowca kryło się dziecko rozmiłowane w na-
uce, technice i przygodzie. Harry widział pewne podobieństwo pomiędzy sobą,
a Pete em.
 Ryzyko eksplozji jest raczej niewielkie?
 Nie ma prawie żadnego  zapewnił go Pete.
 Cylinder mocno się poobijał podczas wydobywania go z szybu.
 Spokojnie, Harry. Z poprzednim przecież wszystko poszło dobrze.
Uklękli przy stalowym cylindrze. Harry przyświecał latarką, podczas gdy Pete [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl