[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Granta, a potem znów zatopił w niej uważne spojrzenie. - Dobrze wyglądasz jak na swój
wiek, moja panno.
Gennie trochę te słowa zdziwiły. Usłyszała, jak Grant krztusi się swoją szkocką.
- Dziękuję - odparła niezrażona.
- Dajcie malarce coś do picia - nakazał, a potem gestem wskazał jej krzesło obok
siebie. - A teraz mi powiedz, dlaczego marnujesz czas u boku Campbella?
- Gennie to moja kuzynka - powiedział Justin, siadając na kanapie obok syna. - Z
arystokratycznej, francuskiej gałęzi rodu.
- Kuzynka. - Oczy Daniela spojrzały bystrzej, a potem jego twarz przybrała
jednocześnie przebiegły i pełen zadowolenia wyraz. - Tak, lubimy, kiedy wszystko zostaje w
rodzinie. Grandeau... dobre nazwisko. Wyglądasz trochę jak królowa, a trochę jak
czarodziejka.
- To miał być komplement - wyjaśniła Serena, wręczając Gennie kryształowy
kieliszek z wermutem.
- Już mi to mówiono. - Gennie zerknęła na Granta znad krawędzi kieliszka. - Jeden z
moich przodków poznał kiedyś Cygankę. W rezultacie urodziły się bliznięta.
- Gennie miała też w rodzinie pirata - wtrącił Justin. Daniel z aprobatą skinął głową.
- Mocna krew. A Campbellom przyda się wszelka pomoc.
- Radzę uważać - ostrzegła go Shelby, kiedy Grant obrzucił go groznym spojrzeniem.
W rozmowie padały aluzje trudne do zrozumienia dla kogoś, kto przebywał w tym
towarzystwie pierwszy raz, jednak Gennie z grubsza wszystko rozumiała. Daniel MacGregor
stara się zaaranżować zaręczyny, pomyślała, tłumiąc uśmiech. Na widok chmurnego
spojrzenia Granta jeszcze trudniej było jej zachować powagę.
- Rodzina Grandeau ma także wśród swoich przodków ulubioną kurtyzanę Filipa IV
Pięknego - wyznała i pochwyciła pełne podziwu, choć rozbawione spojrzenie Shelby. W tej
krótkiej chwili nawiązała się między nimi nić porozumienia.
Alan bawił się doskonale pełną niedomówień rozmową, ale sam pamiętał, jak to było,
gdy znajdował się w sytuacji takiej jak teraz Grant.
- Ciekawe, co zatrzymało Caine'a - zapytał niedbale, wiedząc, że ten problem
przyciągnie uwagę jego ojca.
- Ha! - Daniel wypił resztę whisky jednym haustem. - Ten chłopak tak się skupia na
prawniczych sprawach, że nie ma nawet czasu pomyśleć o matce.
Na wzmiankę o żonie Daniela, Gennie uniosła pytająco brwi.
- Mama nie wróciła jeszcze ze szpitala - wyjaśniła Serena z uśmiechem i usadowiła się
wygodniej na kanapie. - Na pewno będzie zrozpaczona, kiedy wróci do domu przed Cainem.
- Zamartwia się o swoje dzieci - wtrącił Daniel, pociągając nosem. - Usiłuję jej
tłumaczyć, że mają własne życie, ale matka to matka.
Serena wzniosła oczy do nieba i wymamrotała cos' pod nosem. Daniel jednak to
usłyszał i poczerwieniał na twarzy. Już miał odpowiedzieć, kiedy rozległo się stukanie do
drzwi.
- Ja otworzę - zaproponował Alan. Chciał uprzedzić Caine'a o nastroju ojca.
Grant postanowił pośpieszyć Caine'owi z pomocą i poprawić humor Daniela.
- Gennie jest zachwycona domem - zaczął śmiało. - Ma nadzieję, że będzie mogła go
namalować.
Daniel zareagował natychmiast. Aż pojaśniał z dumy, podobnie jak na widok wnuka.
Obraz przedstawiający fortecę MacGregorów pędzla Genvieve Grandeau stanowił nie
lada gratkę. Wiedział, jaka byłaby wartość takiego płótna, nie mówiąc już o prestiżu, jaki
zyskałby jego dom. No i taki obraz można by z dumą przekazać wnukom.
- Porozmawiamy - oznajmił zdecydowanie. W tej samej chwili ostatni z
MacGregorów weszli do sali. Daniel spojrzał na wchodzących. - Ha! - zagrzmiał.
Gennie zobaczyła wysokiego, szczupłego mężczyznę, o inteligentnej, nieco drapieżnej
twarzy i towarzyszącą mu żonę, siostrę Justina.
Zerknąwszy na kuzyna, Gennie stwierdziła, że przygląda się siostrze ze
zmarszczonymi brwiami. Od razu zrozumiała dlaczego. Caine i Diana wnieśli ze sobą
fizycznie niemal wyczuwalne napięcie.
- Nie mogliśmy się wyrwać z Bostonu - wyjaśnił Caine lekkim tonem. Nic sobie nie
robiąc z groznej miny ojca, poszedł zobaczyć siostrzeńca. Jego twarde rysy złagodniały, kiedy
spojrzał na siostrę. - Zwietnie się spisałaś, Reno.
- Mógłbyś zadzwonić i powiedzieć, że masz zamiar się spóznić - upomniał go Daniel.
- Twoja matka nie martwiłaby się tak o ciebie.
Caine rozejrzał się wokół i nie dostrzegłszy nigdzie matki, uniósł ironicznie brwi.
- Jasne, przepraszam.
- To moja wina - odezwała się Diana niskim głosem.
- Przedłużyło mi się spotkanie.
- Pamiętasz Granta? - wtrąciła Serena, w nadziei, że rozładuje atmosferę.
- Tak, naturalnie. - Diana zdobyła się na uśmiech, który jednak nie rozjaśnił jej
wielkich, ciemnych oczu.
- A to jego gość - ciągnęła Serena. %7łałowała, że nie może przez chwilę porozmawiać z
Dianą na osobności. - Okazało się, że jest twoją kuzynką. To Genvieve Grandeau.
Diana natychmiast zesztywniała. Z chłodną, pozbawioną wyrazu twarzą spojrzała na
Gennie.
- Kuzynka? - powtórzył zaciekawiony Caine i stanął obok żony.
- Tak - odezwała się Gennie. Nie rozumiała, dlaczego rozmowa tak się nie klei. -
Kiedyś się spotkałyśmy, w dzieciństwie - przypomniała sobie, posyłając Dianie uśmiech.
- To było, zdaje się, jakieś przyjęcie urodzinowe. Moja rodzina przyjechała akurat z
wizytą do Bostonu.
- Pamiętam - odparła cicho Diana.
Gennie wytężyła pamięć, ale nie mogła sobie przypomnieć, co takiego zrobiła na tym
nic nie znaczącym przyjęciu, czym zasłużyłaby sobie na takie chłodne spojrzenia
Zareagowała instynktownie. Odchyliła głowę nieco w tył uniosła brwi. Z godnością królowej
sączyła swoje wino.
- Zwiat jest taki mały, jak już dziś powiedziała Shelby - stwierdziła beznamiętnie.
Caine znał tę minę żony i chociaż nie lubił, kiedy przybierała, objął Dianę ramieniem
dla dodania jej otuchy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl