[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Długie paznokcie Obliwii znieruchomiały na lśniącej powierzchni
sekretarki.
- Co ona powiedziała? - krzyknęła.
 To znaczy, wydaje mi się, że to pani kierowca. Ciągle mó-wi o pani.
Prawdę mówiąc, raczej majaczy w gorączce, niż mówi, bo ma
temperaturÄ™. Nie czuje siÄ™ za dobrze, jak sÄ…dzÄ™. I nic dziwnego - kiedy
wczoraj wieczorem znalazłam go na plaży, był przemoczony do suchej
nitki. I..."
Bip.
Obliwia zaczęła przesłuchiwać drugie nagranie.
 To znowu ja, proszę wybaczyć. Widocznie skończyła się taśma po
pierwszym nagraniu. Bo ja za dużo mówię, wiem... W każdym razie
chciałam powiedzieć, że może pani przyjść, kiedy tylko pani zechce, bo
teraz jest już spokojny. Położyłam go na kanapie, żeby pospał. Ja
mieszkam nad zakładem fryzjerskim, pani wie, gdzie to jest, prawda?
Dałam mu antybiotyk i wydaje mi się, że teraz jest trochę lepiej".
Bip.
Trzecia wiadomość.
 Przysięgam, że dzwonię ostatni raz. Chodzi o to, że nie może pani
przyjść, niestety, o jakiejkolwiek godzinie, bo o szóstej mnie nie będzie.
Muszę wyjść, bo wezwała mnie klientka, żebym jej podcięła włosy i
uczesała. Nie mogę odmówić, tym bardziej że to nowa klientka. Pani
Covenant, orientuje się pani? Ta, która mieszka w domu nad urwiskiem.
W każdym razie przed szóstą może pani przyjść, o której pani pasuje.
Przepraszam raz jeszcze za...".
Bip.
Obliwia Newton podniosła głowę oniemiała. Od tej chwili nie
interesowało jej już zupełnie, co mokry Manfred robił na plaży i
dlaczego fryzjerka postanowiła go zabrać do siebie. Nie obchodziło jej
też, co Manfred majaczył w gorączce, ani nawet to, co fryzjerka mogła z
tego ewentualnie zrozumieć.
Wrażenie wywarła na niej tylko ostatnia wiadomość: Gwendalina idzie
obciąć włosy pani Covenant!
Idzie do Willi Argo.
O szóstej.
Szalony pomysł opanował umysł Obliwii, a jej usta wykrzywił grymas
triumfalnego uśmiechu. Potem z gardła wydobył się tłumiony śmiech.
Głośniejszy i jeszcze głośniejszy. I wreszcie Obliwia wybuchnęła
niepohamowanym śmiechem, konwulsyjnym i nieomal bolesnym. Aż
łzy napłynęły jej do oczu. Była szczęśliwa. Udało się!
- Ale jak on to zrobił? Ten nieudacznik! Jak on to zrobił?
w A
 %aasBiBgs imammim&rimmmrm> PUAAPKA
Och, Manfredzie, jesteÅ› fantastyczny! Wybacz mi, wybacz! To
fantastyczne! Fantastyczne!
Obliwia poszukała chusteczki, wytarła nos i wróciła do łazienki, żeby
zdjąć podomkę.
- Willa Argo będzie należeć do nas dwojga! - wykrzyknęła,
przeglądając się z zadowoleniem w lustrze. Wreszcie rozpoznała
wizerunek prawdziwej Obliwii Newton.
- Przyda mi się porządna fryzura! - zaśmiewała się. - Oj, przyda!
Energicznie wkroczyła do swojej garderoby, pełnej czarnych,
politurowanych szaf, by znalezć sportowy kostium, elegancki i zarazem
swobodny. Potem poszła do pokoju Manfreda, żeby wziąć jego białą
koszulę i parę jasnobeżowych spodni w czarne paski oraz czapkę
bejsbolówkę. Rozłożyła to wszystko na łóżku.
- Znakomity strój dla pomocnika fryzjerki - uznała. W przypływie
wspaniałomyślności postanowiła dodać
do tego jeszcze swoje ulubione okulary odblaskowe, które wyjęła z
pudełka na komodzie.
- Mój uwielbiany Manfredzie... - mruczała złośliwie. - A oto twoje
prawdziwie męskie okulary.
Wsunęła wszystko do plecaka, zeszła do garażu i, uświadomiwszy sobie
brak jakiegokolwiek środka transportu, odszukała pudło ze swymi
starymi czarnymi rolkami.
Z pewnym wahaniem włożyła je na nogi i znowu ruszyła w drogę. Z
wdziękiem mknęła na rolkach po asfalcie z godną podziwu koordynacją
ruchów.
Była tak przejęta swoim planem, że zupełnie zapomniała włączyć alarm
w swoim domu. Jej genialny umysł podsuwał
iKainmiPAPmm i mmu-ziamMiamM® 141
tmmiimmmm^^iummmimninmiP. i
wspaniałą wizję: już o szóstej po południu pojedzie do Willi Argo w
towarzystwie Gwendaliny Mainoff i jej nowego pomocnika.
- Plan doskonały. Mało... plan z klasą! - podśpiewywała sobie pod
nosem Obliwia Newton, sunÄ…c na rolkach po szosie.
I ^is^iass^as^mBsai^iaimKi^iniarp 142 &
red Zpiczuwa, urzędnik magistratu, wszedł wolnym
krokiem na podwórze dworca. Rick poznał tego czło-
wieka poprzedniego dnia. Fred, wysoki, chudy i przygarbiony jak
bocian, dostrzegł trójkę dzieci dopiero wtedy, kiedy podbiegły do niego
przy wejściu na Clark Beamish Station. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl