[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odkurzyła. Przyglądałam się niespiesznie, jak otwiera bardzo piękną szafę pomalowaną na
postarzały jabłkowo-zielony kolor, kontrastujący z powagą bibliotecznych półek, a która
zachwyciłaby moją siostrę, i niemal nie krzyknęłam, gdy wyjęła z niej hitlerowski mundur i
bardzo pieczołowicie go wyszczotkowała. Potem przetarła szmatką czarne buty, niemal tak
wysokie jak ja. Właśnie odkryłam coś ważnego, jeszcze jedną wskazówkę przemawiającą na
korzyść teorii Juliána. Nikt z tego domu nie powinien zdać sobie z tego sprawy. Weszłam więc do
garażu, zdjęłam siodełko z motorynki, przygotowana, żeby udawać, że ją naprawiam, na
wypadek gdyby Frida się tam pojawiła, co na szczęście nie nastąpiło. Nawet nie zajrzała do
garażu. Kiedy skończyła pracę, zamknęła dom, wsiadła na rower i oddaliła się, nie oglądając się
za siebie.
Christensenowie jeszcze nie wrócili, więc była to idealna okazja, żeby rozejrzeć się po
piwnicy i raz jeszcze w pokojach. Umieściłam siodełko na miejscu, wyjęłam pęk kluczy z
kieszeni spodni i otworzyłam drzwi wejściowe. Unosił się przyjemny zapach, jakby Frida
wszędzie rozpyliła lawendę. Jak wygląda lawenda? Nie wiem, ale Frida miała bardzo zdrową
twarz i wygląd kogoś, kto nosi lawendę w kieszeniach, oraz silne nogi, żeby pedałować na
rowerze. Kiedy wchodziła do domu, wnosiła ze sobą wszystkie te wrażenia.
Nigdy nie myślałam o Fridzie, widziałam, jak przychodzi i czasami wychodzi, i nic więcej, a
jednak zapadła mi w pamięć. Była jasnowłosa i miała jakieś czterdzieści lat, chociaż różowe
policzki piętnastolatki. Kiedy z dużą szybkością pędziła na rowerze, powietrze owiewało jej
skórę i ubranie, stając się jej charakterystycznym zapachem.
W piwnicy nie było niczego szczególnego albo nie potrafiłam tego dojrzeć. Po zobaczeniu
munduru miałam wrażenie, że tu i ówdzie muszą być schowane jakieś rzeczy. Jedyne, co
zwróciło moją uwagę, to promieniste słońce wyryte na bruku i pomalowane na czarno.
Julián
Nie znalazłem w pokoju wystarczająco bezpiecznego miejsca do ukrycia zeszytów. Nie
ufałem Tony’emu, hotelowemu detektywowi, odnosiłem wrażenie, że mnie pilnuje, i coraz
bardziej wątpiłem w Roberta, konsjerża. Początkowo nosiłem zeszyty w marynarce, ale
przybywało ich, teraz więc miałem ze sobą tylko ten, w którym robiłem notatki, pozostałe
zostawiałem w samochodzie pod dywanikami, co nie było zbyt rozsądne, gdyż każdy, komu
przyszłoby do głowy przeszukać auto, bez wątpienia by je znalazł, a jeśli nie, to w końcu
wylądowałyby na jakimś złomowisku wśród kawałków żelastwa. Przerażała mnie również myśl,
że powiążą mnie z Sandrą, a tym samym narażę ją na niebezpieczeństwo. Chociaż byłoby się
bardzo ostrożnym, świat zawsze jest niebezpieczny, czasami w sposób świadomy, a innym razem
nieświadomy. Świat dla mnie był niebezpieczny w sposób świadomy, a dla Sandry w sposób
nieświadomy.
Ostatnią rzeczą, jaką zanotowałem, było, że muszę wrócić w okolice domu Elfe. Dyskretnie.
Elfe zbytnio mnie nie interesowała, lecz owszem, intrygowało mnie to, co mogło się jej
wymsknąć, co zdołałbym z niej teraz wyciągnąć, kiedy jest w złej formie i zdezorientowana. Na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl