[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tu, a nie czekasz na to, by cię położono na półce w jakimś banku narządów?
- Znachor zrobił mi transfuzje z krwi Marny. - Harry zbyt pózno dostrzegł, że
Marna daje mu znaki, by nie odpowiadał.
Twarz Weavera zachmurzyła się.
- Ukradłeś moją krew? Teraz przez miesiąc nie będę mógł pobierać z niej krwi! Będę
musiał cię ukarać. Ale nie teraz, pózniej, gdy obmyślę coś, co będzie właściwą karą za
twoją zbrodnie..
- Miesiąc to zbyt mało - powiedział Harry. - Nic dziwnego, że ta dziewczyna jest
taka blada, skoro co miesiąc upuszczasz jej krew. Zabijesz ją:
- Ale przecież ona jest Cartwrightem - odparł Weaver, zdziwiony -a ja potrzebuje
krwi.
Harry zacisnął wargi. Uniósł rękę z założoną bransoletą.
- Czy mogę prosić o klucz?
- Powiedz mi - spytał Weaver, drapiąc się pod piersią - czy Marna jest płodna?
- Nie, proszę pana. - Harry spojrzał Gubernatorowi Kansas prosto w oczy. - A
klucz?
- Aj, aj, aj - zawołał Weaver. - Mam wrażenie, że gdzieś go zarzuciłem. Będziecie
musieli trochę ponosić te bransolety. No cóż, Marna. Sprawdzimy tej nocy, jak to jest z tą
płodnością, co? Znajdz coś odpowiedniego na noc poślubną, dobrze? I staraj się nie mącić
tej uroczystości płaczem, jękami i krzykami bólu. Przybądz pełna czci i radości.
- Jeżeli mam mieć dziecko - odparta Marna z pobladłą twarzą - to tylko przez
dzieworództwo.
Morze cielska zakołysało się z wściekłością.
- Może jednak będą krzyki tej nocy. Tak. Znachorze! Hej, ty obrzydliwy staruchu z
chłopakiem. Jesteś podobno uzdrowicielem.
- Tak mnie nazywają - szepnął Pearce.
- Słyszałem, że czynisz cuda. No cóż, masz wiec uczynić ze mną cud. - Weaver
podrapał się po grzbiecie dłoni. - Swędzi mnie. Lekarze nic u mnie nie znalezli i umarli. To
mnie doprowadza do szaleństwa.
- Leczę dotykiem - odparł Pearce. - Każdy leczy się sam, ja tylko pomagam.
- Nikt nie może mnie dotykać - oznajmił Weaver. - Wyleczysz mnie nim zapadnie
noc. Bez żadnych wykrętów. W przeciwnym razie rozzłoszczę się na ciebie i tego chłopca.
Tak, bardzo się na was rozzłoszczę, jeżeli ci się nie powiedzie.
- Tej nocy - odpowiedział Pearce - uczynię dla ciebie cud.
Weaver uśmiechnął się i sięgnął po rurkę doprowadzającą pokarm. Jego oczy
pobłyskiwały jak czarne kamienne kulki, zanurzone w wielkiej misie budyniu.
- A wiec, do zmroku! - Jego obraz zniknął z ekranu.
- Robak - szepnął Harry. - Wielki biały robak w pączku róży. Drąży go - ślepy,
samolubny i niszczycielski.
On jest jak płód - powiedział Pearce - płód, który nie chce się narodzić. Bezpieczny
w łonie matki niszczy ją nie zdając sobie sprawy że zarazem niszczy sam siebie. -
Odwrócił się w stronę Christophera. - Czy jest tu obiektyw kamery?
Christopher popatrzył na ekran. - W każdym pokoju. - Podsłuch?
- Wszędzie.
- Musimy liczyć na to - stwierdził Pearce - że nie przesłucha wszystkich nagrań albo
że uda się odwracać jego uwagę do czasu, aż zrobimy to, co trzeba.
Harry popatrzył na Marne, potem na Pearce a i Christophera.
- Co robimy?
- Zgadzasz się? - spytała Marna. - Chcesz zrezygnować z nieśmiertelności? Rzucić
wszystko na szale?
Harry skrzywił się.
- Cóż mogę utracić? Taki świat, jak ten...
- Jak wygląda sytuacja? - szepnął Pearce. - Gdzie jest Weaver?
Marna bezradnie wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Moja matka i babka nigdy się tego nie dowiedziały. Wysyła windę. Tam
nie ma schodów, nie ma innych wejść. A windy są sterowane za pośrednictwem pulpitu,
który ma obok łóżka. Tam są tysiące przełączników. Dzięki nim kontroluje cały budynek -
światło, wodę, powietrze, ogrzewanie i dostawy żywności. Może wypuścić trujące albo
obezwładniające gazy, albo płonącą benzynę. Może detonować ładunki wybuchowe nie
tylko tu, ale i w Kansas City albo w Topece, może tez odpalać rakiety w kierunku innych
rejonów. W żaden sposób nie można się do niego dostać.
- Ty się dostaniesz - szepnął Pearce.
Oczy Marny rozbłysły.
- Gdybym tylko mogła wziąć ze sobą jakąś broń... Ale w windzie jest aparatura
kontrolna, wykrywacze magnetyczne i fluoroskopowe.
- Nawet gdybyś przemyciła nóż - powiedział Harry marszcząc brwi - nie byłabyś w
stanie zadać mu śmiertelnego ciosu. A poza tym, nawet jeżeli nie może się poruszać, to
musi mieć niezwykle silne ręce.
- Być może jest pewien sposób - rzekł Pearce. - Jeżeli uda się nam znalezć kawałek
papieru, to Christopher ci napisze.
Panna młoda czekała przy drzwiach windy. Była ubrana w białą satynową suknie i
stare koronki, zarzucone na głowę jak welon. Przed ekranem w salonie, w wielkim,
brązowym wyściełanym fotelu siedział Pearce. O jego kościste kolano, na wpół leżąc na
podłodze; opierał się Christopher.
Ekran rozjarzył się i ukazał się na nim Weaver, wyszczerzony w uśmiechu
skretyniałego bożka.
- Jesteś niecierpliwa, Marno. Ciesze się, z takim zapałem pragniesz się rzucić w
ramiona swego oblubieńca. Oto twój powóz weselny...
Z cichym sykiem otworzyły się drzwi windy. Panna młoda weszła do kabiny. W
chwili, gdy drzwi się zamykały Pearce wstał, odsuwając lekko na bok Christophera i rzekł:
- Szukasz nieśmiertelności, Weaver, i uważasz, że ją zdobyłeś. Ale to, co osiągnąłeś,
to tylko śmierć za życia. Pokaże ci prawdziwą nieśmiertelność:
Kabina windy ruszyła w dół. Opadała przy akompaniamencie marsza weselnego z
Lohengrina. Wykrywacze obszukały narzeczoną i nie znalazły nic metalowego. Winda
zaczęła zwalniać. Gdy zatrzymała się, drzwi przez chwile pozostały zamknięte, a potem
otworzyły się ze zgrzytem.
Zaduch rozkładu napełnił kabinę. Początkowo panna młoda cofnęła się
gwałtownie, potem jednak wyszła z windy. Swego czasu pokój ten był cudem mechaniki -
nierdzewną, stalową macicą. Pokój, niewiele większy od gigantycznego, pneumatycznego
materaca znajdującego się w centrum, był całkowicie zautomatyzowany. Termostaty
utrzymywały w nim temperatura na poziomie ciepłoty krwi. Pożywienie docierało tu bez
udziału człowieka za pośrednictwem rurek prosto z sal przygotowawczych.
Zainstalowano wodne spryskiwacze, które miały spłukiwać brud i odchody do
kolektorów nieczystości, umieszczonych pod samymi ścianami. Spryskiwacz umieszczony
nad głową powinien był obmywać leżącą na materacu istotę. Naokoło posłania stał
skomplikowany pulpit kontrolny, przypominający stół gry gigantycznych organów
wyposażony w dziesiątki tysięcy klawiszy i przycisków. Bezpośrednio nad materacem, w
suficie, zamontowany był ekran.
Kilka lat temu, najwidoczniej na skutek jakichś drobnych ruchów skorupy
ziemskiej, pękła rura doprowadzająca wodę. Oczyszczające spryskiwacze przestały
działać, a lokator tego pokoju albo bał się, że wrogowie dowiedzą się o jego kryjówce, albo
już mu nie zależało na czystości.
Podłoga zasłana była rozkładającą się żywnością, puszkami i opakowaniami,
odchodami. Gdy panna młoda weszła do pokoju, olbrzymie stada karaluchów rozbiegły
się, przestraszone jej obecnością. Myszy w popłochu uciekły do swoich kryjówek. Panna
młoda podniosła długą suknię z białej satyny wyżej ud. Odwinęła cienką, nylonową linke
okręconą wokół pasa. Na jej końcu zrobiona była pętla. Potrząsnęła nią kilkakrotnie, tak,
że pętla zwisła swobodnie.
Widziała, że Weaver wpatrzony jest w ekran nieomal w hipnotycznym napięciu.
Pearce mówił:
- Starzenie się nie jest chorobą ciała, ale psychiki. Umysł zaczyna się męczeć i to
właśnie sprawia, że ciało umiera. Swą odporność na śmierć Cartwrigtowie tylko w
połowie zawdzięczają swojej krwi, ta druga połowa to ich niezłomna wola życia.
Masz sto pięćdziesiąt trzy lata. Opiekowałem się twym ojcem, który umarł przed [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl