[ Pobierz całość w formacie PDF ]

prostu po to, by sprawic mu przyjemnosc), spojrzal na dwa ogrodkowe krasnale (jednego z
nich prawie nie bylo widac zza kepy nieskoszonej wysokiej trawy) i na drewniane
ogrodzenie, pilnie domagajace sie pomalowania, w tym momencie wydal jej sie stary.
Wystraszony. ("Zagubiony w lesie" - pomyslala w tej chwili, siedzac na zwalonym pniu z
plecaczkiem miedzy nogami). Nagle skinal glowa i spojrzal na corke.
-Tak, kochanie, cos - mowil dalej. - w jakas nieczula dobra sile. Wiesz, co to znaczy
"nieczula"?
Trisha skinela glowa. Nie bardzo wiedziala, co mial na mysli, nie chciala jednak, by
przerwal i zaczal jej wszystko wyjasniac. Nie chciala, zeby ojciec ja uczyl, nie dzis, dzis
chciala sama uczyc sie od niego.
-Sadze, ze istnieje sila, dzieki ktorej pijane dzieciaki -wiekszosc pijanych dzieciakow - nie
gina w samochodach, wracajac z balu maturalnego albo pierwszego w ich zyciu wielkiego
koncertu rockowego. Dzieki ktorej wiekszosc samolotow nie rozbija sie nawet w wypadku
powaznej awarii w powietrzu. Nie wszystkie, po prostu wiekszosc. Hej, sluchaj, samo to, ze
od 1945 roku nie uzyto broni jadrowej przeciw zyjacym ludziom, dowodzi, ze jakas taka sila
musi byc po naszej stronie. Oczywiscie, predzej czy pozniej ktos tej broni uzyje, ale...
przeszlo pol wieku... to bardzo dlugo. - Przerwal i spojrzal na gipsowe krasnale o wesolych,
pustych twarzach. - To cos, dzieki czemu wiekszosc z nas nie umiera we snie. Nie
doskonaly, wszystkowidzacy Bog, zreszta, moim zdaniem, nie ma dowodow na jego
istnienie, lecz jakas moc.
-Nieslyszalne.
-Punkt dla ciebie.
Trisha zrozumiala mniej wiecej, co mial na mysli, ale wcale jej sie to nie spodobalo. Czula
sie zupelnie tak, jakby dostala list z pozoru bardzo wazny i interesujacy, lecz - po
rozerwaniu koperty - przeczytala w naglowku: "Drogi mieszkancu".
-Wierzysz w cos jeszcze, tato?
-Alez oczywiscie, w to, co wszyscy, kochanie, w smierc, w podatki i w to, ze jestes
najpiekniejsza dziewczynka na swiecie.
-Taaato! - Rozesmiala sie i zaczela sie wyrywac, ojciec zas przytulil ja i pocalowal w
czubek glowy. Lubila, kiedy ja przytulal i calowal, ale nie podobal jej sie zapach piwa w jego
oddechu.
Ojciec puscil ja i wstal.
-Wierze takze, ze przyszla pora na piwo. Chcesz mrozonej herbaty?
-Nie, dziekuje - powiedziala Trisha i byc moze rzeczywiscie zdarzylo jej sie przewidziec
przyszlosc, poniewaz do plecow odchodzacego ojca powiedziala: - Tato, czy ty wierzysz w
cos jeszcze? Ale tak naprawde?
Ojciec spowaznial wtedy i zatrzymal sie w pol kroku. Stal nieruchomo, zamyslony (siedzac
na powalonym pniu drzewa, Trisha przypomniala sobie, jak wielka przyjemnosc sprawil jej
ten prosty fakt, ze on mysli nad jej pytaniem), a roztopione lody sciekaly mu na reke. Nagle
podniosl glowe i usmiechnal sie.
-Wierze tez, ze twoj ukochany Tom Gordon wygra w tym roku czterdziesci gier w
koncowkach - powiedzial. Wierze, ze w tej chwili jest najlepszym konczacym we wszystkich
glownych ligach i ze jesli nie dozna kontuzji, a srednia wybic Skarpet sie utrzyma, w
pazdzierniku bedzie narzucal w mistrzostwach swiata. Wystarczy ci?
-Jaaasne! - Rozesmiala sie wesolo, zapominajac o tym, ze pytala powaznie, naprawde
bowiem kochala sie w Tomie Gordonie, kochala ojca za to, ze o tym wie i ze zartuje z niej
sobie, zamiast sie zloscic. Rzucila mu sie w ramiona i przytulila go, nie dbajac o to, ze
roztopione lody sciekaja jej na bluzeczke. Co znaczy zaplamiona bluzeczka miedzy
przyjaciolmi?
Teraz, siedzac na polance w lesie w zapadajacej ciemnosci, wsluchujac sie w otaczajacy
ja szmer wody, wpatrzona w drzewa, zmieniajace w mroku ksztalty i zdajace sie
przeistaczac w jakies straszne stwory, oczekujac wzmocnionego elektronicznie krzyku: "Idz
w kierunku mojego glosu!" i szczekania psow, pomyslala: "Nie umiem modlic sie do
Nieslyszalnego. Po prostu nie umiem". Nie potrafila takze modlic sie do Toma Gordona, to
juz byloby naprawde smieszne, ale mogla posluchac, jak narzuca... i to przeciw Jankesom.
WCAS wlozylo czerwone skarpety, ona tez mogla je wlozyc. Oczywiscie, powinna
oszczedzac baterie, doskonale zdawala sobie z tego sprawe, ale nic nie zaszkodzi, jesli
przez chwile poslucha transmisji, prawda? i kto wie, moze nim skonczy sie mecz, uslyszy
ludzkie glosy i szczekanie psow?
Otworzyla plecak, bardzo ostroznie wyjela walkmana z jego wewnetrznej kieszeni,
zalozyla sluchawki na uszy. Zawahala sie, nagle najzupelniej pewna, ze radio nie bedzie
dzialac, ze kiedy spadala ze zbocza doliny, obluzowal sie jakis najwazniejszy drucik, i ze
gdy je wlaczy, w sluchawkach uslyszy wylacznie cisze. Wydawalo sie to glupie, oczywiscie,
ale tego akurat dnia, ktorego przydarzylo jej sie tyle strasznych rzeczy, bylo takze
przygnebiajaco wrecz prawdopodobne.
-Sprobuj, sprobuj, ty tchorzu!
Wlaczyla radio i oto zdarzylo sie cos w rodzaju cudu: uslyszala glos Jerry'ego Trupiano i,
co znacznie wazniejsze, takze odglosy z Fenway Park. Siedziala oto w mrocznym,
ociekajacym deszczem lesie, zagubiona i samotna, ale slyszala trzydziesci tysiecy ludzi.
To byl rzeczywiscie cud.
-...wstepuje na stanowisko - mowil Troop - odchyla sie, narzuca i... wywolany trzeci
strike! Martinez widzial, gdzie patrzy! Och, to byla sliczna pilka na zewnatrz, przeszla przez
sam rog i Bernie Williams nawet sie nie poruszyl, o moj Boze! Mamy za soba dwie i pol
rozgrywki i nadal Jankesi dwa, czerwone Skarpety zero.
Spiewny glos poinstruowal Trishe, by zadzwonila 1-800-54-GIANT, zeby zreperowac
sobie cos tam w samochodzie, ale nie uslyszala, o co wlasciwie chodzi. Dwie i pol
rozgrywki za nami, co oznacza, ze musi byc okolo osmej, z poczatku wydawalo jej sie to
zdumiewajace, lecz mimo wszystko, biorac pod uwage szary, szybko zapadajacy zmrok,
nie bylo przeciez tak znowu niewiarygodne. Pozostawiona sama sobie, Trisha przezyla
dziesiec godzin. Niemal wiecznosc, choc jesli spojrzec na to z drugiej strony, te dziesiec
godzin wydawalo sie trwac zaledwie chwilke.
Pomachala, opedzajac sie od owadow (gest ten byl juz tak odruchowy, ze zupelnie nie
zdawala sobie z niego sprawy), po czym zajrzala do torby z drugim sniadaniem. Kanapka z
tunczykiem wygladala lepiej, niz mozna sie bylo spodziewac; wprawdzie splaszczona i
porozrywana na czesci, nadal jednak przypominala kanapke. Plastikowa torebka jakos tam
utrzymala ja w kupie. Pozostala polowka balonika Twinkie zmienila sie jednak w cos, co
Pepsi Robichaud nazwalaby najprawdopodobniej "totalna glizda".
Trisha siedziala wsluchana w transmisje meczu. Powoli zjadla pol kanapki. Pobudzila ona
jej apetyt i z przyjemnoscia zjadlaby reszte, ale zamiast to zrobic, schowala ja z powrotem
do torby i zajela sie zgniecionym balonikiem, wybierajac palcem wilgotne ciasto i wstretno-
smaczne kremowe nadzienie ("Dlaczego nazywaja je kremowym, a nie po prostu
smietankowym?" - zastanowila sie przelotnie). Kiedy nie mogla juz nic wygrzebac palcem,
wywrocila sreberko na druga strone i najzwyczajniej w swiecie je wylizala. "Mowcie mi pani
Schludna" - pomyslala, odkladajac wylizane sreberko do torebki. Pozwolila sobie takze na
trzy spore lyki Surge, nastepnie zas rozpoczela polowanie na resztki chipsow, uzywajac do
tego celu wilgotnego, brudnego palca. Czerwone Skarpety walczyly tymczasem z
Jankesami przez koncowke trzeciej i cala czwarta rozgrywke.
W polowie piatej Jankesi prowadzili cztery -jeden. Martineza zastapil Jim Corsi. Larry
McFarland odnosil sie do Jima Corsiego nadzwyczaj nieufnie. Pewnego razu, rozmawiajac z
corka o baseballu przez telefon, powiedzial: "Wspomnij moje slowa, malutka - Jim Corsi nie
jest przyjacielem Czerwonych Skarpet". Trisha zaczela wowczas chichotac, po prostu nie
potrafila sie powstrzymac. Powiedzial to tak uroczyscie. Tata tez dostal w koncu napadu
chichotkow. Slowa te pozostaly ich tajemnym sposobem porozumiewania sie, czyms w
rodzaju hasla. "Wspomnij moje slowa, Jim Corsi nie jest przyjacielem Czerwonych Skarpet". [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl