[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przeciwsłoneczny.
- Bardzo śmieszne. - Pokazała mu język i wsiadła do łódki, trzymając
małą, podróżną lodówkę.
Cody podał jej rękę. Aódka zachybotała się pod ciężarem jej kroków.
- Uważaj, bo wpadniemy do wody. I nie odwiązuj sznura. Nie chcesz
chyba dryfować po całym jeziorze.
- Bardzo zabawne. Jeszcze coś? A krem też jest w torbie.
- Jak to się dzieje, że zawsze jesteś przygotowana na wszelkie
okoliczności? - zapytał zafrasowany. - Zabierasz to wszystko ze sobą bez
względu na to, dokąd jedziesz? Tak na wszelki wypadek?
- Nie - odpowiedziała lodowato. - Mówiłam ci już wiele razy, że
zamierzałam przyjechać tu na weekend. Szkoda, że słuchasz tylko siebie.
Byłam już spakowana.
- No tak, to wszystko wyjaśnia. Cóż, zapomniałem.
- Powinieneś mieć na sobie podkoszulek. - A po chwili namysłu dodała: -
Przecież jesteś wrażliwy na słońce.
Bez skrupułów 121
- Mogłaś mi przynieść...
- Słucham? Jesteś nie tylko nieuprzejmy, ale i wredny.
- No i dobrze. - Odwrócił się do niej plecami.
- Więc jak długo tu jeszcze zostaniemy? Wzruszył ramionami.
Próbowała być miła, ale jak widać, nie wyszło. By załagodzić sytuację,
podjęła neutralny temat:
- Czego używasz jako przynęty?
- Niczego.
- Niczego?  to ciekawe. Więc oczekujesz, że ryba wskoczy na ten twój
haczyk sama?
Uśmiechnął się.
- Nie planowałem łowienia ryb, nie jestem więc przygotowany. Pewnie
tego nie rozumiesz...
Wciąż te głupie uwagi dotyczące jej sposobu życia.
- Masz jakiś problem? To ty nie zabrałeś ze sobą podkoszulka, więc się
spaliłeś, to ty nie złapałeś ani jednej ryby, bo nie masz przynęty... Co się
dzieje? Coś to twoje niezaplanowane życie nie bardzo jest owocne. -
Rany, sama nie wiedziała, o co jej chodziło. Przyszła tu w pokojowych
zamiarach, a już jest gotowa do kłótni. To nerwy. Nerwy i niepokój. W
takiej sytuacji to nic dziwnego. Czy nie miała prawa być zdenerwowana?
- Ze mną wszystko w porządku - usłyszała. - Kocham życie pełne
niespodzianek, kocham zmiany i zaskakujące sytuacje. Dopiero wtedy
czuję, że żyję. Stagnacja, przewidywalność, są nieprawdziwe, sztuczne,
mierżą mnie. Powiedz, po co tu przyszłaś?
122 Mallory Kane
Miałem nadzieję na trochę ciszy i spokoju. - Był zrezygnowany.
Niezależnie co zrobił, zawsze było nie tak.
- Chcesz być sam? Tak sobie zaplanowałeś? %7łe będziesz samotnie łowił
ryby bez przynęty? - Znowu poczuła się podle. - Cody, przepraszam...
Wiem, że robisz wszystko, by mnie chronić, a właściwie nas chronić.
Przepraszam, że przeze mnie jesteś ranny...
- Nie ma sprawy, pani mecenas. Nic takiego, ryzyko zawodowe.
Powstrzymała się. Nie chciała przecież znowu się z nim kłócić.
- Przyniosłam ze sobą kanapki i coś do picia. Chcesz? - zapytała
pojednawczo.
Odwrócił się do niej i podrapał się po czole.
- Pewnie, nie jadłem przecież śniadania. Dana otworzyła lodówkę, podała
mu butelkę
zimnej wody i odwinęła kanapkę. Odgryzł kawałek, a potem zajrzał do
środka.
- Samo mięcho i ser... Ani odrobiny majonezu, ani pomidorka...
- Faktycznie, zapomniałam. Ale nie planowałam na dziś żadnego pikniku
- zaczęła się tłumaczyć. - Co jest? Co się recholisz? - burknęła.
Cody zanosił się od śmiechu.
- Nie planowałaś, że będziemy urządzać sobie pikniki? - zapytał z
niewinną miną.
Spojrzała na niego podejrzliwie.
- Nie wiem, o co ci chodzi. Po prostu wrzuciłam parę rzeczy do lodówki...
- Wzruszyła ramionami.
Bez skrupułów 123
Nie wiedziała, co ma jeszcze powiedzieć, ale musiała tu przyjść i go
zobaczyć.
- Spontanicznie? - wykrzyknął. - Dana Maxwell zrobiła coś
spontanicznie? To należy uczcić. - Pogładził ją po twarzy.
Zanim się zorientowała, pocałował ją gorąco. Drżała na całym ciele.
- Nie przejmuj się - rzucił po chwili. - Z majonezem czy bez, z radością je
zjem. Umieram z głodu.
Nie wiedząc, co powiedzieć, Dana wydobyła z lodówki pomarańcze.
- Chcesz?
- Nie, dzięki... Kochanie, nie zmieniaj tematu. Już nawet nie pamiętam,
kiedy zrobiłaś coś całkiem spontanicznie. No dobra, daj... - Wyciągnął do
niej rękę i uśmiechnął się szeroko.
- Wcale nie byłam spontaniczna. Trzeba jeść, nie chciałam umrzeć z
głodu.
- Nie tłumacz się, spontaniczność to wcale nie jest jakaś paskudna
choroba. Miałabyś dużo więcej radości z życia, gdybyś co jakiś czas
pozwoliła sobie na odrobinę luzu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl