[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Oto znak, którego dotykam w waszej obecności... Otom jest - ja - oparty na pomocy bożej,
przewidujący i nieustraszony... Otom jest potężny i wywołuję was, i zaklinam... Przyjdzcie tu,
posłuszne w imię Aye, Saraye, Aye, Saraye..." W tej chwili z różnych stron odezwały się jakieś głosy.
Około lampki przeleciał jakiś ptak, potem szata rudej barwy, następnie człowiek z ogonem, nareszcie
kogut w koronie, który stanął na stoliku przed zasłoną.
Chaldejczyk znowu mówił:
- "W imię wszechmocnego i wiekuistego Boga... Amorul, Tanecha, Rabur, Latisten...
Dalekie głosy odezwały się po raz drugi:
- "W imię prawdziwego i wiecznie żyjącego Eloy, Archima, Rabur, zaklinam was i wzywam... Przez imię
gwiazdy, która jest słońcem, przez ten jej znak, przez chwalebne i straszne imię Boga żywego..." *
Nagle wszystko ucichło. Przed ołtarzem ukazało się ukoronowane widmo z berłem w ręku, siedzące na
lwie.
- Beroes!... Beroes!... - zawołało widmo stłumionym głosem - po co mnie wywołujesz?
- Chcę, ażeby bracia moi z tej świątyni przyjęli mnie szczerym sercem i nakłonili ucha do słów, które
przynoszę im od braci z Babilonu - odpowiedział Chaldejczyk.
- Niech się tak stanie - rzekło widmo i znikło.
Chaldejczyk został bez ruchu, jak posąg, z odrzuconą w tył głową, z rękoma wzniesionymi do góry. Stał
tak przeszło pół godziny w pozycji niemożliwej dla zwykłego człowieka.
W tym czasie cofnął się kawał muru tworzącego ścianę pieczary i weszli trzej kapłani egipscy. Na widok
Chaldejczyka, który zdawał się leżeć w powietrzu, oparty plecami o niewidzialną podporę, kapłani
zaczęli spoglądać na siebie ze zdumieniem. Najstarszy rzekł:
- Dawniej bywali u nas tacy, ale dziś nikt tego nie potrafi.
Obchodzili go ze wszystkich stron, dotykali zdrętwiałych członków i z niepokojem patrzyli na jego
oblicze, żółte i bezkrwiste jak u trupa.
- Czy umarł?... - zapytał najmłodszy.
Po tych słowach pochylone w tył ciało Chaldejczyka wróciło do pionowej postawy. Na twarzy ukazał się
lekki rumieniec, a wzniesione ręce opadły. Westchnął, przetarł oczy jak człowiek zbudzony ze snu,
spojrzał na przybyłych i po chwili rzekł:
- Ty - zwrócił się do najstarszego - jesteś Mefres, arcykapłan świątyni Ptah w Memfis... - Ty -jesteś
Herhor, arcykapłan Amona w Tebach, najpierwszy mocarz po królu w tym państwie... Ty - wskazał na
najmłodszego - jesteś Pentuer, drugi prorok w świątyni Amona i doradca Herhora.
- A ty niewątpliwie jesteś Beroes, wielki kapłan i mędrzec babiloński, którego przyjście oznajmiono nam
przed rokiem - odparł Mefres.
- Powiedziałeś prawdę - rzekł Chaldejczyk. Uścisnął ich po kolei, a oni schylali głowy przed nim.
- Przynoszę wam wielkie słowa z naszej wspólnej ojczyzny, którą jest mądrość - mówił Beroes. -
Raczcie ich wysłuchać i działajcie, jak potrzeba.
Na znak Herhora Pentuer cofnął się w głąb pieczary i wyniósł trzy fotele z lekkiego drzewa dla
starszych, a niski taboret dla siebie. Usiadł w bliskości lampki i wydobył z zanadrza mały sztylet i
tabliczkę pokrytą woskiem.
Gdy wszyscy trzej zajęli fotele, Chaldejczyk zaczął:
- Do ciebie, Mefresie, mówi najwyższe kolegium kapłanów w Babilonie. Zwięty stan kapłański w Egipcie
upada. Wielu z nich gromadzą pieniądze i kobiety i pędzą życie wśród uciech. Mądrość jest zaniedbana.
Nie macie władzy ani nad światem niewidzialnym, ani nawet nad własnymi duszami. Niektórzy z was
utracili wiarę wyższą, a dla zrenic waszych zakryta jest przyszłość. Nawet dzieje się gorzej, bo wielu
kapłanów czując, że siły ich ducha są wyczerpane, weszli na drogę kłamstwa i zręcznymi sztukami
zwodzą prostaków.
To mówi najwyższe kolegium: jeżeli chcecie powrócić na dobrą drogę, Beroes zostanie z wami przez
kilka lat, ażeby za pomocą iskry przyniesionej z wielkiego ołtarza Babilonu rozniecić prawdziwe światło
nad Nilem.
- Wszystko tak jest, jak mówisz - odparł zasmucony Mefres. - Zostań przeto między nami kilka lat,
ażeby dorastająca młodzież przypomniała sobie waszą mądrość.
- A teraz do ciebie, Herhorze, słowa od najwyższego kolegium...
Herhor pochylił głowę.
- Skutkiem zaniedbania wielkich tajemnic kapłani wasi nie spostrzegli, że dla Egiptu nadchodzą złe lata.
Grożą wam klęski wewnętrzne, które tylko cnota i mądrość oddalić może. Lecz gorsze jest, że
gdybyście w ciągu następnych dziesięciu lat rozpoczęli wojnę z Asyrią, wojska jej rozgromią wasze,
przyjdą nad Nil i zniszczą wszystko, co tu istnieje od wieków. Taki złowrogi układ gwiazd, jaki dziś cięży
nad Egiptem, zdarzył się pierwszy raz za dynastii czternastej, kiedy wasz kraj zdobyli i złupili Hyksosi.
Trzeci raz powtórzy się on za pięćset lub sześćset lat od strony Asyrii i ludu Paras, który mieszka na
wschód od Chaldei.
Kapłani słuchali przerażeni. Herhor był blady, Pentuerowi wypadła z rąk tabliczka. Mefres ujął wiszący
na piersiach amulet i modlił się zeschłymi wargami.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]