[ Pobierz całość w formacie PDF ]
domagali się ode mnie pieniędzy i dopiero gdy im wyjaśniłem, że mam, by tak rzec, asa w rękawie, pozwolili mi
na trochę swobody. Przejażdżkę do Bath. Giles Morganton, u którego tu mieszkam, jest w bardzo dobrej
komitywie z kilkoma wpływowymi ludzmi londyńskiego świata przestępczego. Zrobiłaś na nim duże każenie
szybkością, z jaką zdobyłaś pieniądze, o które cię poprosiłem. Podzielił się tą wiadomością z przyjaciółmi i teraz...
ci ludzie chcą nawiązać z tobą stalą współpracę. Jeśli im tego nie załatwię, będą ze mnie bardzo niezadowoleni.
Alison miała wrażenie, że miły kwietniowy dzień zamienił się nagle w listopadową szarugę.
- Pan nie żartuje, prawda? - spytała tyleż zdumiona, co przerażona. Gdy Jack nie odpowiedział, tylko nadal
wpatrywał się w nią posępnym wzrokiem, wyprostowała się w siodle i odjechała kawałek. - Ten pomysł jest
szalony, Jack. Niech pan o tym nawet nie myśli. Nie pojadę z panem do Londynu ani jako żona, ani w żadnym
innym charakterze. I nie zmusi mnie pan do tego nawet grożąc mi lordem Marchfordem. Wolę mu wszystko
wyznać, niż znalezć się w niewoli pana i pańskich nikczemnych kompanów.
Spojrzała mu prosto w oczy, choć nie czuła się w najmniejszym stopniu taka pewna siebie, jak można by sądzić
po jej słowach. Jack miał bardzo powątpiewającą minę, ale pierwszy odwrócił głowę. Westchnął ciężko.
- Dam pani kilka dni do namysłu, Alison. Tymczasem chcę, żeby pani co nieco dla mnie wygrała. Bo jeśli nie -
ciągnął, przyglądając się, jak jej oczy płoną gniewem - to opowiem wszystko Marchfordowi już teraz.
Po dłuższej chwili Alison skinęła głową. Słuchając wynurzeń Jacka uświadomiła sobie z zastraszającą jasnością,
że lady Edith miała rację. Trzymanie wszystkiego w tajemnicy przed lordem Marchfordem było katastrofalnym
53
błędem. Należało powiedzieć mu prawdę już dawno. Poczuła nerwowe ściskanie w dołku. Może uwierzyłby w jej
niewinność, gdyby poszła do niego wtedy, gdy lady Edith jej radziła. Czy już jest na to za pózno? Ach, czemu Jack
przyjechał do Bath i zmusił ją, by znów usiadła do gry? Teraz lord Marchford za nic jej nie uwierzy. Tak czy owak,
postanowiła mu jednak powiedzieć prawdę. Należało tylko starannie wybrać odpowiednią chwilę. Tymczasem nie
mogła ryzykować.
- Niech będzie - powiedziała przez zaciśnięte zęby. - Ale to jest ostatni raz, Jack. I niech pan wie, że przez te
kilka dni nie zmienię zdania w sprawie wyjazdu do Londynu. Nie ucieknę z panem.
- Zobaczymy. - Jack kpiącym gestem uniósł dłoń do ronda kapelusza, popuścił koniowi cugli i wydłużonym
kłusem popędził do młodszych uczestników wycieczki, którzy zatrzymali się na wzgórzu, żeby nacieszyć się
widokiem na Avon.
Wieczorem, rozmyślając o minionym dniu, Alison uświadomiła sobie, że pamięć wydarzeń kończy jej się na
rozmowie z Jackiem. Zdawała sobie sprawę z tego, że w Oaks, posiadłości z urokliwym dworem Tudorów, grała z
Peterem w badmintona. Lunch we wsi Step Walford był jak szara plama, podobnie jak powrót do Bath wśród
okrzyków i dokazywania młodzieży. Na szczęście przez większą część wycieczki udało jej się utrzymać lorda
Marchforda z dala od siebie. Udało jej się także uniknąć dalszych rozmów z Jackiem.
Następny dzień minął bez wydarzeń, po kolacji jednakże lady Edith pod wpływem nagłego kaprysu postanowiła
wybrać się do Górnych Sal Asamblowych. Alison zajęła więc stanowisko przed lustrem, by przed wyjściem ocenić
swój wygląd. Z ponurą satysfakcją stwierdziła, że nie widać po niej ostatnich trosk. Ciemnoróżowa suknia,
zestawiona z jaśniejszą w odcieniu siatkową tuniką, nadawała jej policzkom złudny rumieniec, oczy zaś błyszczały
od cisnących się do nich łez.
Hrabia, naturalnie, miał iść razem z nimi. Boże, czy ten człowiek w ogóle nie prowadzi życia towarzyskiego na
własną rękę? - pomyślała z rozpaczą. Zaraz jednak oddaliła tę Wyjątkowo niechlubną myśl; wszak hrabia
przyjechał do Bath specjalnie po to, by poświęcić swój czas ciotce.
Westchnęła. Nabrała już wprawy w odgrywaniu roli osoby nie rzucającej się w oczy. Zamierzała spędzić
większość czasu w sali karcianej. Znowu.
Na jej nieszczęście tego wieczoru lord Marchford okazał się wyjątkowo trudny do zgubienia. We fraku prosto
spod igły prezentował się znakomicie. Natychmiast gdy weszli do ośmiokątnej sali, z której wchodziło się do
pozostałych pomieszczeń, ujął jej dłoń i w obecności lady Edith poprosił ją do tańca. Prośbę swą wyraził tak
dworsko, że nie potrafiła mu odmówić. Ale gdy zacisnął dłoń na jej palcach i wyprowadził ją na parkiet, całkiem
zatraciła spokój ducha.
- Czy podobało się pani wczoraj na wycieczce? - Alison obawiała się, że to pytanie, choć brzmiało całkiem
zwyczajnie, zostało zadane z ukrytym celem, którego nie chciała zgłębiać. Znowu wyraznie czuła ciepło dłoni
podtrzymującej ją w talii, a bliskość warg Marcha przyprawiała ją o mocniejsze bicie serca.
- Wycieczka? Ach, było bardzo przyjemnie - odpowiedziała cicho.
- Miałaś, pani, okazję odnowić znajomość z panem Crawfordem.
- Słu... słucham? - Serce zaczęło jej bić stokrotnie szybciej niż dotąd.
- Zauważyłem, że w drodze do Oaks rozmawialiście dłuższy czas.
- Ach, tak. - Wreszcie odważyła się na niego spojrzeć. W oczach miała nieufność. - Zamieniliśmy kilka zdań. Nic
ważnego, zapewniam cię, milordzie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]