[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wspinał się na piaszczyste wzniesienie i już po
drodze widział morze. Nie zabłądziłby nawet po
ciemku, podczas bezksiężycowej nocy. Wiele razy
jak urzeczony spoglądał z brzegu na deszcz smagający
tafle wody. Niedługo wiatr przyniesie deszcz nad
wyspę, ale on jeszcze zdąży poszukać schronienia.
Zresztą często stał w deszczu i patrzył na wodę,
podczas gdy fale wznosiły się dziko i opadały.
Widział już wiele tropikalnych sztormów i huraga-
Nora Roberts 101
nów. I chociaż uważał, że są ożywcze i emocjonujące,
doceniał spokój letniego deszczu. Tego dnia był za
niego wdzięczny. Ten deszcz pozwoli mu spędzić
dzień bez Kate.
Osiągnęli kruche, pełne napięcia porozumienie,
dzięki któremu dzień po dniu przebywali razem na
niewielkiej przestrzeni. Napięcie denerwowało go, i to
tak, że już popełnił błąd, na co żaden nurek nie może
sobie pozwolić.
Patrzenie na nią, przebywanie z nią, świadomość,
że oddaliła się od niego, były nieskończenie trudniej
sze niż życie z dala od Kate. Był dla niej tylko
środkiem do osiągnięcia celu, narzędziem, którym się
posługiwała, podobnie jak - tak sobie wyobrażał -
posługiwała się podręcznikiem. Jeśli była to gorzka
pigułka, czuł, że tylko sam siebie może winić. Za
akceptował jej warunki. Teraz musiał z tym żyć.
Nie słyszał śmiechu Kate od dnia, kiedy nurkowali
po raz pierwszy. Tęsknił za tym śmiechem, tak jak
tęsknił za smakiem jej warg i jej ciałem w swoich
ramionach. Kate nie da mu nic z własnej woli. A on już
prawie przekonał siebie, że jej nie chce.
Ale w nocy, gdy wokół szumiały fale, nie był
pewien, czy przeżyje kolejną godzinę. A przecież
musiał przeżyć. To właśnie zaciekła wola życia po
zwoliła mu przetrzymać ostatnie cztery lata. Odejście
Kate najpierw odebrało mu siły, potem właśnie dla
tego zapragnął sobie coś udowodnić. To z powodu
Kate zaryzykował i włożył wszystkie oszczędności
w kupno lokalu. Potrzebował czegoś namacalnego.
Azyl był właśnie czymś takim. Podobnie jak łódz,
102 ODNALEZIONY SKARB
którą ostatnio kupił, dała mu poczucie wartości, które
kiedyś uważał za zbędne.
Tak więc został właścicielem przynoszącej zyski
restauracji i łodzi, która z wolna zaczynała usprawied
liwiać jej zakup. Dało to ujście jego wrodzonej miłości
do ryzyka. To nie pieniądze się liczyły, ale zawieranie
transakcji, spekulacje, możliwości. Poszukiwanie za
topionego skarbu miało z tym wiele wspólnego.
Czego Kate szuka naprawdę? - zastanawiał się.
Czy jej celem jest złoto? Czy chce spędzić wakacje
w oryginalny sposób? Czy może wciąż ślepo ulega
woli ojca, czego Hardesty oczekiwał od niej przez całe
życie? Czy chodzi jej po prostu o poszukiwania?
Patrząc, jak ściana deszczu przesuwa się powoli i zbli
ża, Kay znalazł ostatnią z możliwych odpowiedzi.
Kate i Kay, których dzieliło około stu metrów, stali
zapatrzeni na deszcz, nieświadomi swej obecności. On
myślał o niej, ona o nim; deszcz był coraz bliżej, a czas
uciekał. Wiatr przybrał na sile. Oboje mogliby powie
dzieć, że niepokój w nich wrze, lecz żadne nie przy
znałoby się, że to po prostu samotność.
Zawrócili przez wydmy i wtedy się zobaczyli.
Ciekawe, jak długo Kay tam stał. Czemu nie
wyczuła jego przyjścia? Jej umysł, jej ciało - zawsze
tak spokojne i tak skłonne do współpracy - na jego
widok gorączkowo obudziły się do życia. Wiedziała,
że nie zwalczy uczucia, może najwyżej zapanować nad
swoją reakcją. Nadal go pragnęła. Powiedziała sobie,
że to prosta droga do nieszczęścia, ale to nie zdusiło
pożądania. Gdyby teraz od niego uciekła, przyznałaby
się do porażki. Zrobiła pierwszy krok w stronę Kaya.
Nora Roberts
103
Biała bawełniana spódniczka trzepotała jej wokół
kolan, wybrzuszała się, a potem przyklejała do szczup
łego ciała, które tak dobrze znał. Jej skóra wydawała
siÄ™ bardzo blada, oczy bardzo ciemne. Znowu pomyÅ›
lał o syrenach, iluzji i głupich marzeniach.
- Zawsze lubiłeś plażę przed sztormem - odezwała
się Kate, kiedy do niego dotarła. Nie mogła zdobyć się
na uśmiech, chociaż mówiła sobie, że to nic wielkiego.
Pragnęła go, choć obiecała sobie, że nie będzie go
pragnąć.
- Niedługo się zacznie. - Wsadził kciuki do kie
szeni dżinsów. - Jeśli nie przyjechałaś samochodem,
zmokniesz.
- Odwiedziłam Lindę. - Kate odwróciła głowę
w stronÄ™ morza. Tak, sztorm zaraz uderzy. - Nie
szkodzi - mruknęła. - Takie sztormy kończą się równie
szybko, jak się zaczynają. - Takie sztormy, pomyślała,
i temu podobne, - Poznałam Hope. Miałeś rację.
- W jakiej sprawie?
- Jest do ciebie podobna. - Tym razem udało jej się
uśmiechnąć, chociaż czuła potworne napięcie u podsta
wy karku. - Wiesz, że nazwała lalkę twoim imieniem?
- Nie lalkę, tylko smoka - poprawił ją Kay. Jego
wargi ułożyły się w uśmiech. Wielu rzeczom potrafił
się oprzeć, ale odkrył, że jeśli chodzi o jego siost
rzenicę, było to absolutnie niemożliwe.
- To świetny dzieciak. Niezła żeglarka.
- Zabierasz ją na łódz?
Usłyszał zdumienie w jej głosie i wzruszył ramio
nami.
- A czemu nie? Hope lubi wodÄ™.
104 ODNALEZIONY SKARB
- Nie wyobrażam sobie ciebie... - urwała i od
wróciła się znów w stronę morza. Jakoś nie wyob
rażała sobie Kaya, który zabawia dziecko pluszowymi
smokami i zabiera na morskie wycieczki. Podobnie
zresztą jak nie widziała go w świecie biznesu z księga
mi rachunkowymi i księgowymi. - Zadziwiasz mnie
- powiedziała nieco bardziej swobodnie. - W wielu
kwestiach.
Chciał wyciągnąć rękę i dotknąć jej włosów, owi
nąć te swobodnie fruwające na wietrze kosmyki wokół
swojego palca. A jednak wciąż trzymał ręce w kiesze
niach.
- Na przykład?
- Linda mówiła mi, że jesteś właścicielem Azylu.
Nie musiał widzieć jej twarzy, żeby wiedzieć, że
jest zadumana, pełna namysłu.
- To prawda, w każdym razie jestem większoś
ciowym udziałowcem.
- Nie wspomniałeś o tym, kiedy jedliśmy tam
kolacjÄ™.
- A czemu miałbym to robić? - Nie patrząc na nią,
był pewny, że wzruszyła ramionami. - Większości
ludzi nie obchodzi, kto jest właścicielem knajpy, o ile
tylko jedzenie jest dobre, a obsługa bez zarzutu.
- No to chyba nie należę do tej większości - rzekła
cicho, tak cicho, że fale prawie zagłuszały jej słowa.
Mimo to Kay się zdenerwował.
- Dlaczego to miałoby mieć dla ciebie znaczenie?
Zanim pomyślała, odwróciła się; jej oczy były
pewne emocji.
- Ponieważ to wszystko ma znaczenie. Te wszyst-
Nora Roberts 105
kie dlaczego" i jak". Ponieważ tak wiele się zmie
niło i tak wiele pozostało bez zmiany. Ponieważ chcę...
- Zawiesiła głos i zrobiła krok do tylu. W jej oczach
pojawiła się teraz panika, a chwilę potem Kate zerwała
siÄ™ do ucieczki.
- Co? - Kay złapał ją za rękę. - Czego ty chcesz?
- Nie wiem - krzyknęła, nieświadoma, że robi to
po raz pierwszy od wielu lat. - Nie wiem, czego chcÄ™.
Nie rozumiem, dlaczego nie wiem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]