[ Pobierz całość w formacie PDF ]
potrzebni do płukania złota. Stanie w sadzawce, pilnowanie
dzieci, wybieranie małych grudek i dzielenie radości Freda z
jego pierwszego większego znaleziska chwilowo odsunęło
na dalszy plan strapienie z powodu jego kontaktów z ko
bietami.
Tego wieczoru Fred w nagrodę za ciężką pracę dostał spe
cjalnie wybrany kawałek mięsa i olbrzymią porcję ciasta.
Pózniej Sam dorzucił grudkę złota do jego wypłaty. Fred ku
pił dla siebie słomkowy kapelusz, a dla Kirstie wstążkę do
włosów.
- Niebieskozielona, pasuje do twoich oczu - zaznaczył.
Po tym już nie mogła się na niego złościć, zwłaszcza że
nigdy nie powiedział jej złego słowa ani nie usiłował jej wy
korzystać w żaden sposób. Nadal był delikatny i uprzejmy,
starając się jej pomagać, tak by opieka nad całą grupą nie
spoczywała wyłącznie na jej barkach.
Wzburzyła się pózniej, gdy odkryła, że poszedł w słom
kowym kapeluszu do Grubej Lil i że oboje dobrze się bawią,
świętując jego znalezisko.
Will Fentiman, właściciel budy bokserskiej koło Hyde'a,
przyszedł pewnego razu do Moore'ów przyjrzeć się ich pra-
cy. Fred zainteresował go szczególnie - tego dnia dawał z
siebie wszystko. Było gorąco, więc ściągnął koszulę, ukazu
jąc potężny tors. Pracował w dole głębokim na trzy stopy
i właśnie trafił na cienką żyłę złota, która zapewniała im
tygodniowy dochód.
- Jesteś duży i silny - zagadnął Fentiman, widząc, z jaką
lekkością Fred podrzuca swój kilof. - Masz dobre ciało i po
trafisz z niego zrobić użytek. Czy myślałeś kiedyś o bokso
waniu?
- Trochę za stary na boksowanie - wtrącił Geordie, który
obawiał się, że podczas walki Fred może doznać kontuzji
przekreślającej jego powrót do zdrowia.
- Niewielu odpowiada jego wadze. Chciałbym zobaczyć,
jak boksuje. Czy potrafisz boksować, Fred?
Fred zawahał się, zakłopotany, przeszukując pamięć.
Znajdował tam niekiedy dziwne rzeczy.
- Myślę, że tak. Trochę.
- Wpadnij dziś wieczorem - zaproponował Fentiman. -
Chciałbym cię zobaczyć w akcji.
- Nie, znowu cię poranią - ostro zaprotestowała Kirstie,
kiedy podczas kolacji Fred z dumą doniósł jej o zaproszeniu
Fentimana.
To go zmartwiło. Pragnął sprawić przyjemność Kirstie,
jak również samemu sobie. Był dumny ze swych dopiero co
odkrytych możliwości i siły i aż się palił, by je wypróbować.
- Chciałbym pójść.
- Daj mu trochę potrenować. Ciężko pracował, niech ma
jakÄ…Å› rozrywkÄ™.
Nawet protesty Kirstie nie mogły zmienić męskich postano
wień, więc wszyscy poszli z Fredem do Fentimana, łącznie z
Geordiem, który oponował przeciwko temu pomysłowi. Jed
nak Fred był dorosłym mężczyzną, choć może nieco dziw
nym.
Na miejscu zebrał się już spory tłumek, by obserwować,
jak ćwiczy stajnia Fentimana. Po jakimś czasie Fentiman
zwykł pytać, czy ktoś nie ma ochoty zmierzyć się z jego za
wodnikiem. Zawsze znajdował się ochotnik gotów narazić
swoją głowę za kilka pensów.
Fentiman dostrzegł Freda.
- Zmierz się z Dan'lem, będzie ostrożny, dopóki nie zo
baczy, ile jesteś wart - zawołał.
- Dan'la nazywają Młodym Mendozą, na cześć sławnego
przed laty boksera - objaśnił Geordie.
Mendoza, niższy od Freda, okazał się znacznie od niego
zręczniejszy.
- Wyluzuj się, wyluzuj - powtarzał, tańcząc wokół Freda.
Jego słowa podziałały dziwnie na Freda. Mendoza był
ostrożny i nie chciał uderzać mocno, ale gdy podczas zmagań
jeszcze raz krzyknął: Wyluzuj się"! - świat zawirował jak
w kalejdoskopie. Już nie ciemny Mendoza stał naprzeciw
Freda, lecz jasnowłosy, niebieskooki, pewny siebie olbrzym,
wyższy jeszcze od Freda, i też mówił: No dalej, rozluznij
się, jesteś spięty".
Potem nagle wrócił Mendoza i Fred ruszył na niego, zgodnie
z poleceniem olbrzyma. W chwilę pózniej Fentiman, zawołał:
- Dobrze, Fred, wystarczy!
Fred dołączył do swoich, dysząc i sapiąc ze śmiechem.
- Niezły byłem, kiedy się rozluzniłem, co? Fajna za
bawa.
- Byłeś dobry, Fred - potwierdził Fentiman. - Dałeś nie-
zły popis. Szkoda, że nie jesteś młodszy. Mógłbym z ciebie
coś zrobić.
- Mógłby doznać urazu mózgu - mruknął Geordie do
Barta.
- Myślałem, że już doznał - złośliwie zauważył Bart.
- Nie. - Geordie robił wrażenie, jakby mówił do siebie.
- Czy pamiętasz, kiedy ostatnio się boksowałeś? - zagadnął
szybko Freda, starając się wykorzystać moment jego
rozluznienia, kiedy zdarzało się, że miewał wgląd w swoją
zapomnianą przeszłość.
Fred spojrzał na niego zdziwiony.
- Nie, ale pamiętam, że kiedyś byłem na ringu z napra
wdę dużym przeciwnikiem. Mówię ci, olbrzym, uśmiechnię
ty od ucha do ucha. Rzeczywiście było trudno. Wiecznie mną
komenderował.
Dalsze naciski zdały się na nic. Geordie uznał, że kiedyś
Fred sam przypomni sobie więcej. Chciał być tego dnia w
pobliżu, by dowiedzieć się, kim naprawdę jest ten człowiek.
Od tego czasu Fred często wstępował do Fentimana, na
tyle często, by utrzymać się w formie.
Fred dojrzewał i wraz z każdą nową umiejętnością, którą
w sobie odkrywał, stopniowo się zmieniał.
Kirstie zbeształa go, gdy raz nie udało mu się uniknąć cio
su i wrócił do domu z podbitym okiem.
- Nie chcesz, by oszpecił swoją piękną buzię, co? - za
kpił Bart, który miał oczy otwarte na wszystko, co się wokół
działo, i w przeciwieństwie do Sama, widział, co kryje się za
jej na poły gniewnym, na poły czułym traktowaniem Freda.
Ona sama jeszcze tego nie rozumiała.
U Fentimana Fred pozyskał nowych przyjaciół, z których
najważniejszy stał się Młody Mendoza. Dan'l nie był w
gruncie rzeczy taki młody. Miał już dobrze po trzydziestce,
podobnie jak Fred. W Anglii osiągnął prawie szczyt możli
wości. Po przyjezdzie do Ballarat dołączył do Fentimana,
gdyż uznał, że łatwiej jest zarabiać na życie w bokserskiej
budzie, niż zginać plecy na dnie wykopu.
Pewnego popołudnia, po wspólnym treningu, wycierał
Freda ręcznikiem.
- Pamiętasz, Fred, kto cię nauczył boksować? - spytał,
choć wiedział o jego częściowej utracie pamięci. - To był
ktoś, kto się na tym znał. To widać. Moim zdaniem, nie jesteś
urodzonym zawodnikiem. Chociaż potrafisz myśleć i nie
brakuje ci zręczności ani odwagi.
- Nie to co mój brat. Był naprawdę dobry. Mógł zostać
mistrzem - bez namysłu odpowiedział Fred, wciągając czer
woną flanelową koszulę. Natychmiast otoczyła go ciemność,
rozjaśniona nieoczekiwanymi rozbłyskami.
- Twój brat? Miałeś brata, który cię uczył? - Dan'l nad
stawił ucha.
Głowa Freda wynurzyła się z koszuli. Spojrzał na Dan'la
i przebłysk pamięci zgasł.
- Powiedziałem, że mam brata? Nie pamiętam.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]