[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tego magazynu. Jednego był pewien  że posiadłość była niewyobrażalnie droga i
wydawała się nie na swoim miejscu.
Grace weszła powoli na zakrzywioną ścieżkę wysypaną żwirem. Była w pełni
świadoma każdego swojego kroku.
Basen obudowano starymi kamieniami w kolorze szarawym, przyjemnym dla
oczu. Sam basen był klasycznym prostokątem. W dalszym końcu spokojnie
wypływała woda z żelaznej rzezby przedstawiającej łeb lwa. Widok na wodę i płytką
dolinę nie był niczym zakłócony nie licząc pary ogromnych naczyń z terakoty, z
których wyłaniało się geranium w nadmiernych ilościach.
W cieniu gorąco dyskutowało około dwudziestu ludzi. Grace od razu zobaczyła
Michaela i była zaskoczona, że niczego nie odczuła. Jego twarz wydała jej się
bardziej pomarszczona. Był raczej kościsty niż szczupły. Włosy miały ciągłe kolor
brązowy i domagały się fryzjera  jak zawsze. Jeszcze jej nie widział. Całe
zgromadzenie zdominował bez wysiłku Alan Stark z Altmarku.
 Kto to jest ten z twarzą górala?  szepnął Nick, a Grace odpowiedziała, że to
Stern.
Stern był skrojony na miarę bohatera. Szeroki i muskularny. Jasne włosy
162
zaczesane do tyłu odsłaniały wysokie czoło.
Dorównywał gospodarzowi wzrostem, ale przy jego atletycznej budowie
Michael wyglądał na chudzielca. Jego żona, Berenice, siedziała przy nim patrząc na
cyprysy, jakby miały za chwilę zwalić się jej na głowę. Nosiła żółty, jedwabny
kapelusz, który zakrywał większość jej czarnych włosów i pasował do żółtej lnianej
sukni bez ramiączek z pozłacanymi zapinkami z przodu. Na skraju grupy stał młody
człowiek o przylizanych czarnych włosach, w modnej kamizelce i koszuli bez
kołnierzyka. Nachylił się nad ramieniem Michaela oczekując dogodnej chwili do
włączenia się do rozmowy i wniesienia swoich uwag.
 Tam jest Jane, bezpośrednio za tym hipopotamem ubranym w płótno żaglowe
 szepnął jej do ucha.
 To Andy Moynihan. Zawsze była taka wielka. Nic nie może na to poradzić.
Oni są dobrymi przyjaciółmi.  Dopiero teraz poczuła cios emocji. Nie pamiętała
pierwszego spotkania z Andy po wypadku. Michael przedstawił je sobie dwa lata
pózniej; Andy wypowiedziała wtedy obrazliwą uwagę na temat ich związku.
Obecnie Grace wyczuwała sztywność pomiędzy obydwiema kobietami. Czuła
instynktownie, że już nie są przyjaciółkami.
 Mogłaby jednak coś zrobić ze swoją suknią. Powinniśmy ją zakotwiczyć do
pokładu, bo jak dmuchnie wiatr, to ją uniesie.
Jardy upstrzonego w kwiaty materiału to był typowy strój Andy.
 To jedyne osoby, które znamy. Będziemy musieli z nimi porozmawiać.
 Niekoniecznie.  Trącił ją łokciem widząc, jak Louisa żegluje w ich kierunku,
aż pałając z towarzyskiej ciekawości. Od sześciu burzliwych miesięcy, czasopismo
Grace angażowało Louisę jako redaktora do spraw żywności. Uważała, że to
stanowisko wymaga comiesięcznych podróży do Paryża i ciężko nadszarpywała swój
budżet na korzyść Grace, która nie jadła takich obiadów w całym swoim życiu.
 Grace! Moja droga! Jaka niespodzianka!  Louisa podstawiła jeden policzek
po drugim do pocałowania, co miało służyć podkreśleniu klimatu spotkania.  A to
jest twój małżonek?
Nikt nie wymawiał słowa  małżonek tak jak Louisa, chociaż niektórzy ludzie
robili podobne przydechy, gdy mówili coś w rodzaju  żółw z Galapagos czy  biały
nosorożec .
Głośne powitanie przyciągnęło uwagę Jane. Ciągle była wytrącona z równowagi
wydarzeniami poprzedniej nocy i udawanie opanowania przychodziło jej z
największym trudem. Przyglądała się byłej kochance męża z nie ukrywaną
163
fascynacją. Uderzająco piękna, wyższa, niż sobie wyobrażała, piękne kości
policzkowe. Jane musiała podejść, ponieważ zauważyła, że stanęli oddzielnie od
innych.
 Czy ta szkarłatna kobieta to twoja żona?  Sama się zdziwiła, że potrafi tak
wesoło zadać to pytanie.
 Spotkałyśmy się przed laty, gdy pracowałam z pani mężem.  Grace
wypowiedziała to prosto, bez obrazy, ale też bez zaufania, i podała rękę. Nie
nastąpiło powitanie typu cmok-cmok. To dziwne, ale wcale nie były do siebie
podobne. Grace przyłapała się na ocenianiu wyglądu Jane. W rzeczywistości Jane
niemal się tego dopraszała, stojąc spokojnie z opuszczonymi po bokach rękami,
jakby mówiła: tak, to ja, schludna osoba w cynamonowo-brązowej tunice,
zaniedbana żona efektownego mężczyzny.
 Nie brak pani odwagi, by nałożyć czerwoną sukienkę.
 Nie za bardzo. Czułam się odważna, gdy ją wkładałam. Myślę, że trzeba
większej odwagi, aby się ubrać subtelnie.
Przypływ przyjemności widać było nawet pod opalenizną. Grace poczuła się
odprężona i zaczęła zauważać szczegóły tarasu. Stare fundamenty odnowione jako
ozdobne łuki, kompozycja kolorów w ogrodzie, umieszczenie każdego cyprysu tak,
aby oko było prowadzone od połyskującej wody do odległego pejzażu.
 Jak pięknie urządzili państwo ten dom.
 Ja tego nie robiłam, to ona  odrzekła skromnie, wskazując stojącą nie opodal
kobietę. Spod kapelusza panama ukazał się króliczy uśmiech osoby kanciastej i
nieskoordynowanej.
 Tamara Aylesham. Nasz komentator opisał jej historię w pierwszym roku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl