[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Hadzi Halef Omar,Szejk Haddedihnów
wielkiego plemienia Szammar
do
Emira Hadzi Kara Ben Nemzi Effendi,
swego przyjaciela
List Twój, o sidi, nadszedlpodczas modlitwyAsr. Dzieki!Jaka laska, co za prrychylnosc!
Zaswiecilo mi slonce, gdyz miales dosyc atramentu, aby go napisac. Radosc dokola;
Hamdulillah! Niech do twej duszy nie wkrada sie niepokój, odpisze natychmiast. O pióro, o
atramencielAtra-ment zasech~ posle po wode i wleje troche do kalamarza! Atrament
rozmieknie, nabierzeznowu pnejrrystosci. Maszallah!Pismo jest bardzo blade, ale bedziesz
je mógl odcrytac, gdyz zjadles rozumy wszystkich uczonych Wschodu i Zachodu.
Prrysiegam na to! Hanneh, zona moja, najpiekniejszy kwiat sposród wszystkich kobiet,
pachnie tak samo, jak pned dziesiecioma laty. Ty nie masz zony. Niechaj Allah ulituje sie
nad toba! Syn mQj Kara Ben Halef, który nosi twe imie, wkrótce rozumem przescignie
ojca. Cieszy to ma dusze, a jednak wolam: biada, biada! Trzody moje rosna, namiot
powieksza sie. O zloto, o bogactwo, wielb-lady, konie,owce, kory, barany! Cry u ciebie
tak samo? Czy zbierasz grube, tluste mleko?A moze owoce daktyli twoich tocza robaki?
Jezeli tal~ uzywaj daktyli tylko na pokarm dla koni. O biedo, o trosko, o klesko! Jakze
rosnie trawa u ciebie? Czy wiatry nie poszarpaly twego namiotu?
Jezeli sa w nim dziury, zalataj! Niepozorny otworek rozrasta sie srybko.
O deszcze, wiatry - oszczedzajcie namiot emira Kara Ben Nemzi effendi! Unas pelnia, a u
ciebie? Uciekaj przed wystepkami, gdyz rozmnazaja sie jak mrówki po stepie. Nie dawaj
wielbladom zbyt wiele paszy, cwicz w nich cierpliwosc. Niechaj konie twe spia pod golym
niebem; tylko klacz ukochana zabieraj do namiotu! Nie dokuczajcie jej, o nocy, i ty, roso!
142
Stnez sie pneziebienia i gnechu. Pneziebienie zabija cialo, gnech dusze, a byloby mi zal
prryjaciela! Wienaj mi, jestem twym prryjacielem i obronca. Mysli twoje sa w Persji, moje
równiez. Pojade bowiem z toba. Jakzebym mial pozwolic, abys pojechal sam, o sidi! Chce
znowu zyc i umieracztoba. Przybywaj!BenXih, najwspanialsrysposródkoni, bedzie cie nosi~
Ojciec jego byl twoja wlasnoscia. Darowales mi go, wez teraz jego syna. Zwrócisz mi go
pózniej. Posluchaj, jak cie kocham i uwiel-biam: rozpoczalem ten list tneciego dnia miesiaca
tisz-rihn el auwal, a koncze dzis, dziesiatego dnia miesiaca kanun el tani. Pisalem go dluzej
niz trzy miesiace. Oto, jak wielkie ochlapy mego serca sa twoja wlasno-scia! Gdy
prrybedziesz, nie bede pisa~ lecz powiem cr znacznie wiecej. Badz cierpliwy w obcowaniu
z plemionami, ale badz równoczesnie slowny w stosunku do starych bab; jezeli o tym nie
zapomnisz, bedziesz madne nadzic i zbienesz zniwo chwaly. Nie kochaj sie w swych
bledach, gdyz gotowe wyróść na ksztalt lwów i rozerwac cie w stngpy. Ciagle jeszcze
pijasz wino? O Mahomecie! Pneciez Tys wzbronil tego napoju! Lecz ty, sidi, jestes
chnescijaninem. Ja musze sluchac Koranu! Jezeli jednak prryrvieziesz ze soba nieco wina,
wypijemy je razem! O rozkoszy! Czekac bedziemy na ciebie juz od jutra. Skoro sie
zjawisz, uczcimy twe prrybycie zarznieciem owcy o najtlustszym ogonie. Ofiara odda
chetnie swa krew dla ciebie. Zawsze podciagaj rr~cno popregi siodla; jezeli tego
zaniedbasz, siodlo obsunie sie, a ty polamiesz sobie rece, nogi i zebra!
Hanneh, najwspanialsza wsród kobiet, nie spneciwia sie mojej podróży
z toba. Staje sie coraz piekniejsza. O szczescie, blogoslawienstwo, o
stanie malzenski! Bacz, abys nie popadl w chorobe! Zapewniam cie,
jako szczery prryjaciel, ze choroba szkodzi zdrowiu. Nie obcuj z niewier-
nymi i zbrodnianami, bien prryklad z tych, których naprowadziles na
,
prawa droge. Dzis czwarty dzien miesiaca nisahn; list stal sie w ten sposób dluzszy o cale
trry miesiace. O dlugosci czasu, o liczbo wielu dni! Myj sie piec razy dziennie pned kazda
modlitwa; jezeli nie masz wody pod reka, uzywaj piasku. O czystosci ciala, o pnejrrystosci
duszy! Obo-zujemy w poblizu Qalat Szerkaht; wkrótce ruszymy na zachód; dlatego 143 tez
wysylam gonca do Mossulu. Wstawaj wczesnie, ranna bowiem mod-litwa jest lepsza od
snu! Prrywiez swe slawne stnelby i przybywaj jak najpredzej. Poklon, czesc, zapewnienie
milosci i czci od prryjaciela i obroncy.
Hadzi Halef Omar Ben Hadzi Abul Abbas Ibn Hadzi Dawud al Gossarah List mój, na który
Halef wyslal przytoczona wyzej odpowiedz, przelezal w Mossulu szereg miesiecy. Pisanie
odpowiedzi trwalo pel-nych szesE miesiecy. Zanim wiec Halef zdazyl w pocie czola
dokonczyc swej epistoly, bylem juz nad Tygrysem. Po jakims czasie udalo mi sie ustalic, ze
Haddedihnowie powinni sie znajdowac w poblizu Dzebel Chonuka. Wyruszylem wiec w
droge. Byla to wyprawa niebezpieczna, gdyz moglem latwo napotkaE na wrogów tego
plemienia. Jezeli mnie poznaja, trzeba bedzie bronic sie przed nimi. Bylem sam, konia
mialem nieszczególnego; nie kupilem drozszego wierzchowca, wie-dzac, ze uszczesliwie
Halefa przez przyjecie jego daru. Szczescie mi sprzyjalo. Az do chwili, w której na
poludniu rysowac sie zaczely szczyty Chonuki, nie spotkalem nikogo. Tu dopiero ujrza-lem
jakiegos jezdzca. Na mój widok zatrzymal konia i chwycil za strzelbe. Okazalem mu wiecej
zaufania niz on mnie; zblizylem sie don i pozdrowilem przyjaznym sallam aaleikum. W
pierwszej chwili nie odpowiedzial, obrzucajac mnie ponurym spojrzeniem. Dopiero po
jakims czasie nie odpowiadajac na me pozdrowienia, rzekl:
- Jestes Turkiem, wyslanym przez pasze Mossulu?
- Nie - odparlem.
- Nie zaprzeczaj!  Itwoja twarz ma jasny polysk mieszkanców miast.
Nie zdazylem sie jeszcze w podróży opalic. Wiedzac, ze Beduini nie znosza urzedników
paszy, zwlaszcza poborców, rzeklem:
- Cóż mnie pasza obchodzi? Jam wolny czlowiek, a nie jego poddany.
- Jakze Turek mienic sie moze wolnym czlowiekiem? - odparl pogardliwie. - Tylko Beduin
jest wolny. 144
- Nie jestern Turkiem.
- Mozes Frankiem? - spytal ironicznie. - Cóż za klamstwo! Zaden Frank nie mialby odwagi
zapuscic sie tu bez towarzysza.
- Sadzisz, ze tylko Beduini bywaja odwazni?
- Tak.
- I mimo to zatrzymujesz konia na mój widok? Natomiast ja podjechalem zupelnie
spokojnie. Któż wiec wykazal odwage?
- Milcz! Brak obawy przed jednym czlowiekiem nie jest jeszcze dowodem odwagi. Chce
wiedziec, do jakiego narodu czy plemienia nalezysz!
Brzmialo to jak grozba. Równoczesnie bawil sie spustem swej strzelby. Nie znam tej
twarzy, nie jest zatem Haddedihnem. Odpar-lem wiec tym samym tonem:
- Ciekaw jestem, który z nas ma prawo drugiemu stawiac pytania?
Kto zajmuje wyzsze stanowisko, ja, czy ty?
- Ja! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl