[ Pobierz całość w formacie PDF ]
właśnie takie warunki. . .
Na pewno więc spotkamy tu struktury białkowe, pytanie tylko, jak wysoko
zorganizowane powiedziała Ewa.
Nie bójcie się Har uśmiechnął się z lekką ironią. Na pewno i c h
spotkamy!
Wypowiedział to z takim przekonaniem, że Ted mimo woli rozejrzał się wo-
koło.
Spójrzcie! Har wskazał na niebo.
Na tle bardzo jasnego błękitu czerniał maleńki punkcik.
Ewa chwyciła lornetę, lecz nawet przy jej pomocy niewiele mogła dostrzec.
Czyżby. . . ptak? spytała, patrząc z ukosa na Adlera.
Być może nawet skowronek! powiedział z powagą. Jeśli już wszystko
tu takie ziemskie .
Dziwi mnie ten spokój powiedział Ted. Na pozór nic się nie dzieje
na tej planecie. . .
A ty czego się spodziewałeś? uśmiechnął się Har. Myślałeś, że wpad-
niemy w sam środek kataklizmów, dzikich bestii i wrogich tubylców? Takie rze-
czy powstają w fantazji tych, którzy o nich piszą. Rzeczywistość obojętne,
w jakim miejscu Kosmosu jest zawsze znacznie mniej atrakcyjna. Trudno
oczekiwać od planety, której życie płynie od prawieków ustalonym trybem, by
na nasze przyjęcie demonstrowała wszystkie naraz swoje możliwości. Czas, jaki
przeznaczamy na jej pobieżne i wycinkowe badanie, jest tak mały w porówna-
69
niu z czasem trwania procesów zachodzących w jej wnętrzu i na powierzchni, że
właściwie możemy oglądać jedynie jakiś statyczny jej obraz, jakby jedną klatkę
filmu. . .
Ruszyli w dalszą drogę wypoczęci i pełni nowych sił. Teren podnosił się teraz
wyraznie i fałdował, polanki zdarzały się częściej.
Cicho! syknął nagle Ted, zatrzymując się.
Znieruchomieli nasłuchując. Od strony bliskiej polany dobiegał dziwny, jed-
nostajny dzwięk jakieś mamrotliwe uhu-uhu , niczym niskie buczenie trzmie-
la, lecz urozmaicone falowaniem wysokości tonu.
Zbliżyli się cicho do skraju polany. Na jej środku leżał spory kamień. Sponad
tego kamienia wystawało coś ciemnego, o zaokrąglonym konturze, poruszającego
się miarowo w rytmie szurania i monotonnej przyśpiewki.
Ted, który przepuścił Ewę do przodu i teraz posuwał się tuż za nią, wypro-
stował się o ułamek sekundy za wcześnie i zawadził plecakiem o nisko zwisający
konar. Słabe stuknięcie wystarczyło, by za kamieniem wszystko nagle ucichło. To
coś zapadło za krawędz skałki.
Znieruchomieli. Nagle w stronę lasu runął jakiś brunatny, wydłużony kształt
i nim ktokolwiek zdołał wycelować mikrokamerę umieszczoną na czołowej po-
wierzchni kasku zniknął wśród konarów.
Co to było? Czy zdołaliście coś zauważyć? zawołał Ted.
Niewiele mruknął Har.
Przeklęta gałąz, spłoszyłem go!
Nie martw się, i tak by uciekł.
Tak, ale może zdołalibyśmy go sfotografować. . . Mam nadzieję, że to tylko
jakieś zwierzę pocieszał się Ted.
Wydawało mi się, że biegł pochylony, lecz w pozycji dwunożnej zauwa-
żyła Ewa.
Widziałaś jego nogi? Skąd wiesz, że miał dwie?
Nie łap mnie za słowa. Wiesz, o co mi chodzi.
Har podszedł do skałki i okrążył ją ostrożnie. Gdy ukazał się po przeciwnej
stronie, w dłoni trzymał jakiś wydłużony przedmiot. Był to kawał odłamanej ga-
łęzi. Har oglądał go z dużym zainteresowaniem. Gdy się zbliżyli, podał kij Ewie.
To leżało tam, za kamieniem wyjaśnił. Obejrzyjcie to dokładnie.
Co to takiego? zastanawiał się Ted głośno.
Jak wykazały wstępne badania zaczął Har tonem naukowego komuni-
katu jest to kij. Wskazuje na to między innymi fakt, iż posiada dwa końce.
Ewa roześmiała się, lecz Ted zachował powagę.
Nie żartuj powiedział. Wyjaśnij lepiej, co cię tak zainteresowało
w tym kawałku gałęzi.
Zauważ, że ten kij jest obrobiony ostrym narzędziem, prawdopodobnie kra-
wędzią kamienia.
70
Ted obejrzał dokładniej koniec kija i teraz dopiero spostrzegł, że odarta z ze-
wnętrznej warstwy włókien powierzchnia zarysowana jest siecią misternych i re-
gularnych nacięć tworzących prosty ornament.
A więc on to rzezbił! ucieszyła się Ewa.
Na to wygląda zgodził się Har. Wydaje mi się, że to już do pewnego
stopnia wyjaśnia, z kim mamy do czynienia. Chodzmy jednak dalej.
Ruszyli przez przerzedzający się stopniowo gąszcz, rozprawiając na temat
znaleziska i przypuszczalnego wyglądu tajemniczego osobnika. Wspólnymi si-
łami ustalono, że mógł on być nieco wyższy od człowieka. To było, niestety,
wszystko, co udało się skonstatować. Ewie wydawało się wprawdzie jeszcze, że
dostrzegła na nim coś w rodzaju odzieży, fakt ten jednak poddał w wątpliwość
Ted, nie bez złośliwości dając do zrozumienia, iż jej spostrzeżenie jest wynikiem
kobiecej namiętności do strojów.
Las rozpadł się na pojedyncze skupiska drzew rosnących luzno pomiędzy gę-
sto rozrzuconymi odłamami skał. Dostatek światła pozwalał tu liściom obrastać
bujniej sploty gałęzi, tak że tworzyły nieprzejrzysty gąszcz wokół pni.
Zza kolejnej kępy drzew zajaśniała rozległa polana pokryta tylko niską, ja-
snozieloną sierścią porostów. Dalej wznosiła się dość stroma ściana osypująca się
z jednej strony w rumowisko wielkich brył zwietrzałego wapienia. Wśród szczelin
i pęknięć przecinających gęsto jasną ścianę czerniał wyraznie otwór jaskini. Za-
uważyli go niemal równocześnie, nie porozumiewając się ani słowem, podążyli
w jego kierunku. Dopiero po chwili, gdy Har przeprowadził błyskawiczną ankietę
na temat: o czym pomyślałeś na widok jaskini , okazało się, że wszyscy pomy-
śleli o tym samym: tubylcy, posługujący się prymitywnymi narzędziami w postaci
kijów, powinni mieszkać w jaskiniach!
Antropomorfizm jest w nas jednak zbyt mocno zakorzeniony, byśmy mogli
obiektywnie spoglądać na obcą cywilizację! podsumował Har.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]