[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Zledzą? O czym ty, u diabła, mówisz? - pośpiesznie opróżniłam
szklankę, ale nie miałam siły, żeby ją na nowo napełnić.
- Ten człowiek. Jest gdzieś na zewnątrz. Widziałam go w przelocie i
słyszałam pózno w nocy. On czeka...
- O Boże, czemu nie zadzwoniłaś? Wróciłabym do domu.
- Adrian zostawał ze mną - powiedziała.
- Chcesz powiedzieć, że zostawał tutaj na całą noc?
- Tak, każdą noc, kiedy ciebie nie było. Spał w twoim pokoju. Był
bardzo miły. Zamontował dodatkowe zamki i zamówił alarm
przeciwwłamaniowy. Będziemy teraz całkiem bezpieczne.
- Zawsze byłyśmy bezpieczne. Jak myślisz, kim jest ten człowiek?
Potrząsnęła głową bezradnie. Miałam wrażenie, że zaraz się
rozpłacze, więc nie miałam serca zamęczać jej dalszymi pytaniami.
49
RS
- Jeśli go zobaczysz, powiedz mi natychmiast. Obiecaj -
powiedziała nagle.
- W porządku, ale to wszystko wydaje mi się nieco naciągane.
- Cieszę się, że jesteś w domu, Carla. Zrobiłam trochę kanapek,
pomyślałam, że może będziesz głodna. Zrobić ci herbaty?
- Dzięki Jean. Jestem strasznie głodna, nigdzie się nie
zatrzymywałam. Zrobię herbatę.
Oskar podniósł łeb i obserwował, jak kręcę się po kuchni. Ruszał
czubkiem ogona - zostałam zaakceptowana. Zaparzyłam dzbanek
mocnej herbaty i zawołałam Jean. Podeszła do drzwi, ale nie chciała
pić, powiedziała, że pójdzie się położyć.
Jadłam kanapki, siedząc przy stole kuchennym. Oskar wylazł z
kosza, przysiadł na zadzie i położył mi łeb na kolanie. Miał bardzo
rozumne oczy, byłam nim urzeczona.
Podzieliłam się z nim kanapką i poszłam do góry do łóżka, ale
długo nie mogłam zasnąć. Gdy już zasnęłam głęboko, obudziło mnie
nagle głośne szczekanie psa. Nie zapalając światła, wstałam z łóżka i
wysunęłam głowę przez otwarte okno.
Cisza była wręcz namacalna, rozciągała się jak płaszcz nad
ogrodem, osikami nad brzegiem rzeki, i polami. Księżyc był okrągły i
żółty jak masło. Nic się nie ruszało. Przeszłam przez pokój do okna, z
którego był widok na High Street. Wszystko pogrążone było w
ciemnościach: pub, domy, ulica i tylko czyjś cień wynurzył się z
mroku; światło księżyca zalśniło na policyjnym hełmie. Zniknął z pola
widzenia, wiedziałam, że szedł do domu. O północy zamykano
posterunek policji, opiekę nad wsią przejmowała komenda w
Mertonbury.
Uspokojona, zapaliłam światło, przeszłam przez przedpokój i
zapukałam do Jean. Siedziała na łóżku, ramionami obejmując kolana.
- Musi być północ, Jean. Oskar usłyszał, jak Ted Everall wraca
do domu. Idz spać, kochanie. Jesteśmy bezpieczne.
Skinęła głową i skuliła się w łóżku jak dziecko. Wróciłam do
mojego pokoju i spojrzałam na zegar. Była druga w nocy, więc czemu,
zastanawiałam się, Ted szwenda się po ulicy?
Gdy się obudziłam, świeciło słońce. Ubrałam szybko koszulkę i
dżinsy. Podlałam w ogrodzie pelargonie i wyrwałam kilka chwastów.
Gdy wróciłam do kuchni, Jean jadła śniadanie.
50
RS
- Przepraszam, że nie czekałam na ciebie - powiedziała - ale
spieszę się do wytwórni. Muszę przestudiować parę szkiców, a tylko w
sobotnie poranki jest wystarczająco spokojnie. Wezmę Oskara.
Zrobiłam listę zakupów, Carla. Mogłabyś skoczyć do Mertonbury?
Gdy zrobiłam zakupy, postanowiłam pojechać do Staten Court.
Musiałam porozmawiać z Adrianem. Był właśnie na basenie.
- Chodz, Carla, do wody. Jest naprawdę cudowna!
- Nie wzięłam kostiumu - odrzekłam ze smutkiem.
Woda migotała, a ja kocham pływać.
- W altanie jest jeden zapasowy.
Rozebrałam się i skoczyłam do wody. Była chłodna i orzezwiająca.
Przepłynęłam siedem lub osiem długości, wyszłam i siadłam na
posadzce otaczającej basen. Adrian chwycił ręczniki i przysiadł się do
mnie.
- Co się dzieje? - spytałam.
- Chodz, popływamy jeszcze trochę, a potem pójdziemy na taras i
porozmawiamy przy kawie.
Wskoczyliśmy znów do wody, po czym przebrałam się w moje
rzeczy i poszłam na taras.
Kawa była gorąca i mocna; dodałam do niej śmietanki.
- Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że założyłem te wszystkie
zasuwy i alarmy, kiedy cię nie było. Jean się uparła.
- Czy naprawdę ktoś śledzi dom, Adrian? Czy to wytwór wyobrazni
Jean?
- Ja nikogo nie widziałem.
- Pytałeś sąsiadów? Nikt obcy nie może postawić stopy we wsi, nie
będąc zauważonym i obgadanym.
- Pytałem.
- No i?
- Nie widziano nikogo obcego, ale krąży dziwna pogłoska o
duchu.
- O duchu?!?! Chyba żartujesz!
- Carla, muszę to powiedzieć. Wieśniacy nie chcą, żeby "Wysokie
Drzewa" trafiły w cudze ręce. Wierzą, że Litchellowie przynoszą im
szczęście. Wiesz przecież, że dzięki wytwórni nie ma we wsi bezrobocia.
Ludzie myślą, że dom to pierwszy krok Jean, i że po nim przyjdzie
kolej na fabrykę.
51
RS
- To bzdura. Jean tylko dlatego chce sprzedać dom, żeby móc
zainwestować w wytwórnię, a poza tym okazało się, że potrzebuje
więcej pieniędzy, niż jej się na początku zdawało.
- Dlaczego?
- Spytaj ją.
Byłam pewna, że nie powiedziałaby ani Adrianowi, ani nikomu
innemu. Nigdy nie zdradziłaby Nickiego, nawet gdyby jej życie było w
niebezpieczeństwie. I nigdy by mi nie wybaczyła, gdybym ja zdradziła
jego sekret. Nie było między nami żadnego paktu, ale Jean mi ufała.
- Spytam - wstał i objął mnie ramionami, zmuszając mnie do
powstania na nogi. - Nie podoba mi się to, co się dzieje. Być może
jestem za bardzo podejrzliwy, ale Jean się boi, a ja chcę wiedzieć
dlaczego.
Wydostałam się z jego ramion. Anonimy, duchy, dom pod
obserwacją - czyją? To wszystko nie miało sensu.
- Myślę, że ja też zaczynam się bać - powiedziałam.
ROZDZIAA VI
Im więcej myślałam o duchu, tym bardziej byłam zaintrygowana.
Nie ma dymu bez ognia - postanowiłam zatem pobawić się w
detektywa.
yródłem wielu krążących po wsi plotek był niejaki Milton, zwany
przez wszystkich Oczkiem. Jeśli kiedykolwiek istniał człowiek bez
nazwiska, był to właśnie Milton. Prostak, nie miał żadnego
wykształcenia, rzucał grubymi nićmi szyte aluzje; ale przyznać trzeba,
że spostrzegawczości mu nie brakowało.
Jego tryb życia od lat się nie zmieniał, wiedziałam więc, że na
pewno znajdę go wieczorem w Potters Arms, gdzie zwykł był naciągać
na drinki coraz to innych głupców. Postanowiłam tego wieczoru
odegrać rolę głupca.
52
RS
- Cześć Milton - postawiłam przed nim półkwartowy kufel mocnego
piwa. Spojrzał na mnie; pod ciężkimi, pomarszczonymi jak u żółwia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]