[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dowiedzieć się, jaka naprawdę jest. Nie teraz, oczywiście. Gdy już
S
R
zrobi swoje.
Położył pismo na biurku. Od kiedy matka odkryła faks, z
zapałem z niego korzystała. Codziennie przesyłała mu wieści na temat
całej rodziny.
Zwykle był trudno uchwytny, zbyt zaabsorbowany pracą, by
złapać go przez telefon. Mama znalazła na to sposób.
Wzruszała go tymi liścikami. Prawdę mówiąc, nie musiał być na
bieżąco informowany o wszystkim: o operacji teściowej cioci ze strony
ojca, o aktualnej dziewczynie kuzyna, o tym, co wczoraj podano na
kolację. Ale musiał być dobrym synkiem.
Taki to już los jedynaków, pokiwał głową. Komu mama miała się
wygadać, jak nie jemu? Ojciec był ciągle zajęty, pochłonięty pracą od
rana do nocy. Wracał do domu tylko na jedzenie i spanie.
Mama wciąż liczy, że w końcu mąż przejdzie na emeryturę i
wreszcie zaczną normalnie żyć, nadrobią to wszystko, na co do tej pory
nie mieli czasu... tylko że dla ojca praca była wszystkim.
Case poderwał się i ruszył do drzwi. Sam też popełnił wiele
błędów, stracił dużo czasu. Nie będzie czekał, aż praca zdominuje jego
życie. Chce żyć... a teraz życie dla niego to Tahlia. I wszystko, co się z
nią wiąże.
Nie będzie czekał.
Nacisnął dłonią klamkę, po czym znieruchomiał. Nie, nie może
działać pochopnie, musi zdobyć się na cierpliwość. Spokojnie i
ostrożnie pokonać jej opory, zdobyć jej zaufanie, oczarować ją klasą i
elegancją, niczego nie przyspieszać. Dopiero gdy przyjdzie właściwy
S
R
moment, zanurzy się w jej szmaragdowych oczach, zatraci się w
dotyku jej ponętnych warg.
Nie będzie łączyć spraw zawodowych z życiem prywatnym.
Nigdy.
Tahlia uśmiechała się do siebie bezwiednie.
O Boże, całowała się z szefem! A on okazał się w tym
fantastyczny.
Nigdy wcześniej nawet przez mgnienie nie przypuszczała, że coś
takiego może jej się przydarzyć. Romans biurowy zawsze budził w niej
niesmak, zwłaszcza gdy jedną ze stron był stary zrzęda na stanowisku.
Jednak teraz inaczej na to patrzyła.
Zagryzła usta. Case wspaniale całuje, poza tym jest naprawdę
przystojnym facetem. Wystarczy, że tylko na niego spojrzy, a robi się z
nią coś dziwnego.
Ale to wszystko jest nie tak.
Miała konkretne zadanie do wykonania i nic z tego nie wyszło.
Jedno jest dla niej jasne: Darrington nie ma pojęcia o tej pracy i
wcale nie zamierza się w nią wciągać. Nie obchodzi go, co oni tu
właściwie robią. Wykazał zero zainteresowania. Jak ktoś taki ma
pokierować zespołem?
Westchnęła. Fajny z niego chłopak, ale zupełnie się tutaj nie
nadaje. A jej na sercu leży dobro firmy.
Wybrała numer Raquel. Wzdragała się przed tym, co zamierzała
zrobić, jednak nie miała innego wyjścia. Musi podzielić się z nią
S
R
wątpliwościami, wykazać czarno na białym, że Case jest oczywistą
pomyłką. Bardziej interesują go pracownicy niż sama praca. Miała
tylko nadzieję, że Raquel nie wpadnie we wściekłość.
Może nie wyrzuci Case'a na zbity łeb, może tylko przeniesie go
na inne stanowisko. Zdegraduje go na asystenta Tahlii, ześle do kadr...
skoro interesuje go praca z ludzmi.
- Wilson.
- Tu asystentka pana Darringtona - odezwała się potulnym
głosem Tahlia. - Czy zechce go pani przyjąć, powiedzmy... w czwartek
o jedenastej? - Wstrzymała oddech. Przez tydzień powinna dowiedzieć
się o nim wszystkiego, znalezć dowody na poparcie swojego
twierdzenia. Jeśli tylko Rottie przystanie na ten termin.
Raquel zawsze traktowała podwładnych z góry. Lubiła
podkreślać, kto tutaj rządzi. Była szefem i mogła robić, co chciała.
Przypuszczalnie nie obędzie się bez podchodów i błagania o audiencję.
- Pan Darrington. Tak, oczywiście. Nie ma sprawy. - Szefowa
rozłączyła się.
Tahlia odłożyła słuchawkę. Poczuła kamień w żołądku. O co tu
chodzi? Raquel zgodziła się tak od razu, bez słowa? To zupełnie do niej
niepodobne. Coś musi się za tym kryć...
- Hej - znajomy głos wyrwał ją z tych rozmyślań. Przebiegły ją
przyjemne dreszcze. Podniosła wzrok na Case'a.
- Chciałbym porozmawiać.
Wstała, powstrzymując uśmiech. Czyżby jeszcze mu było mało?
Szybko się opamiętała. Znów obudziła się w niej czujność. Czemu
S
R
Raquel w stosunku do niego jest taka uległa? Czym ją tak ujął?
Przymrużyła oczy i obrzuciła go uważnym spojrzeniem. Od
czarnych błyszczących butów po nastroszone włosy. Nic jej nie ruszy.
Nim minie tydzień, nie będzie miał przed nią żadnych tajemnic.
Rozpracuje go.
Spojrzała na jego usta. Chyba nie powinna tego robić.
- Czym mogę służyć, panie Darrington... Case?
Milczał.
Patrzyła na jego uniesione brwi. Czyżby się pomyliła? Czyżby
instynkt ją zawiódł? Może to jednak nie on przysłał te róże? Wyszła z
jego gabinetu święcie przekonana, że jej jest na wierzchu. Może zrobiła
z siebie idiotkę? A może wystraszyła go spontanicznym pocałunkiem?
Nie, nie wyglądał na kogoś, kogo łatwo nastraszyć.
Podszedł nieco bliżej.
- Nie powiem, by mi to nie pochlebiało czy nie podobało się...
Tahlia oblała się rumieńcem. Do diabła, jak mogła być taka
głupia?
- Czyli to nie od ciebie te kwiaty?
- Ode mnie.
Pacnęła się długopisem w brodę. Wiedziała! Wiedziała, że mu się
podoba. Zainteresował się nią, dlatego przysłał róże. Ten pocałunek też
nie pozostawiał wątpliwości. Case wcale nie był taki opanowany i
chłodny, przeciwnie.
Mogła z nim zrobić, co chciała.
Mimowolnie znowu popatrzyła na jego usta. Gdyby tak pochylić
S
R
się odrobinę, zrobić jeden krok, wspiąć się na palce i jeszcze raz go
pocałować. Zarzucić mu ręce na szyję, poczuć jego mocne, muskularne
ciało...
Zastygła, poruszona tymi myślami. Choć przecież chciała to
zrobić tylko z jednego powodu: by go zmiękczyć. Tylko dlatego.
Wiedziała, że okłamuje samą siebie. Jej ciało wyrywało się do
niego.
- To co w takim razie? - wypaliła. - Czy doszło do nie-
porozumienia? Te kwiaty trafiły do mnie przez pomyłkę? Nie ja byłam
adresatką? I niechcący wyciągnęłam błędne wnioski, uroiłam sobie, że
chyba się mną interesujesz, bo widziałam to w twoich oczach...
Case wyciągnął rękę i położył palec na jej ustach.
- Ten pocałunek był niezwykły.
Echo jej niezręcznych słów rozwiało się i ucichło w blasku jego
szafirowych oczu, czułości dotyku. Tahlia nie mogła się poruszyć.
Case cofnął dłoń, wciąż patrząc na usta Tahlii. Delikatnie
przesunął koniuszkiem palca po jej dolnej wardze. Przeszył ją dreszcz.
- No i? - wyszeptała. Wciągnął powietrze.
- Wydaje mi się, że to by nie było stosowne, gdybym...
Wyprostowała się.
- Oczywiście. - Skinęła głową, daremnie próbując opanować
bicie serca.
W normalnych warunkach nawet by jej nie przeszło przez myśl,
że coś takiego się zdarzy. Jak mogła wyobrażać sobie, że Case
zdecyduje się przekroczyć tę niewidzialną granicę?
S
R
Czy naprawdę widziała w nim biurowego playboya, któremu
chodzi tylko o szybki numerek na kserokopiarce? Jak mogła myśleć, że
Case da się sprowokować, zapomni się na chwilę, a ona wykorzysta tę
słabość przeciwko niemu?
Pokręciła głową.
- Zdaję sobie sprawę, że łączy nas zależność służbowa. Jestem
twoją asystentką, zaś ty nie życzysz sobie skandalu, który mógłby
popsuć twoje CV.
- Nie chodzi o to. Zesztywniała.
- Nie o to? Nie boisz się, że romans z asystentką odbije się na
twojej karierze?
- Romans?
Ugryzła się w język. Co ją podkusiło, że tak się wyraziła? Czy
naprawdę nie jest w stanie bardziej uważać na swoje wypowiedzi?
Tylko się pogrąża.
- Przecież różnie bywa - powiedziała wymijająco. - Na pewno
nigdy bym się nie posunęła do sugerowania czegoś tak
niebezpiecznego.
Case skrzyżował ramiona na piersi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl