[ Pobierz całość w formacie PDF ]

lody, chcesz? - zawołał wesoło, oglądając się przez ramię, i
Lindy stwierdziła, że mimo rodzinnych dramatów malcowi
zdecydowanie dopisuje humor.
Kiedy Mike ściągnął dres, aż westchnęła z zachwytu.
Krótkie spodenki i koszulka na wąskich ramiączkach
odsłoniły silne mięśnie. Nagle zdała sobie sprawę z
mankamentów własnej figury. Po co, na Boga, włożyła te
króciutkie szorty i przyciasną koszulkę! Jeszcze raz ogarnęła
wzrokiem zebranych. Na szczęście kilkoro szykujących się do
biegu starszych pracowników szpitala prezentowało się
równie nieciekawie jak ona.
Rozległ się strzał i wszyscy ruszyli. Lindy skupiła całą
uwagę na tym, by utrzymać równe tempo, a przy tym nie biec
zbyt szybko. Mimo wszystko chciała ukończyć ten bieg.
Gdzieś z przodu migała jej wysoka sylwetka Mike'a, który bez
wysiłku przewodził całej grupie. Utkwiła wzrok w postawnym
mężczyznie, który głośno sapiąc, biegł tuż przed nią.
Gdzieś w połowie trasy poczuła, że oddałaby teraz
wszystko za gorącą kąpiel i filiżankę herbaty. Zaczynały ją
boleć nawet te mięśnie, o których istnieniu nie miała dotąd
zielonego pojęcia. Nawet pojawienie się u jej boku Mike'a nie
dodało jej sił. Mimo to nie zamierzała okazywać zmęczenia.
- Zwietna zabawa, prawda? - zawołał w jej kierunku, ani
trochę nie zdyszany. - Jeśli nie zacznie padać, niedługo
powinniśmy być na mecie. Zwietnie ci idzie. To jak, podoba ci
się nasz bieg?
- A jakże! - wysapała. - Już nie mogę doczekać się
następnego.
Podziw z jakim na nią spojrzał, świadczył o tym, że
jednak domyśla się, iż Lindy przechodzi katusze.
- Masz hart ducha, dziewczyno. Przy najbliższej okazji
zwolnimy, żeby się napić.
Lindy z wdzięcznością przyjęła butelkę wody mineralnej
od jednego z ochotników ustawionych przy trasie.
- Poruszaj nogami - ostrzegł Mike - bo kompletnie
wysiądą ci mięśnie. - Pochylił się i mocnymi dłońmi
rozmasował jej łydki. - I jak? Trochę lepiej?
- O wiele - jęknęła, modląc się w duchu, by nie przyszło
mu do głowy, że innym częściom jej ciała masaż też wyjdzie
na dobre.
- I co? Masz siłę biec dalej? Już niedaleko. Spróbuj
skupić myśli na wielkiej kolacji, na którą cię dziś zabiorę.
On chyba nigdy nie daje za wygraną, westchnęła w duchu,
opróżniając do końca butelkę.
- Przecież jeszcze się nie zgodziłam - zaprotestowała. -
Mam mnóstwo rzeczy do zrobienia.
- Nie szkodzi. I tak zarezerwowałem już stolik. A teraz
ruszajmy, bo będziemy ostatni na mecie...
Burza rozpętała się bez żadnego ostrzeżenia. Jeszcze przed
chwilą świeciło słońce, a teraz uczestnicy biegu ślizgali się z
wysiłkiem na gęstym błocie. W ciągu zaledwie kilku minut
wszyscy przemokli do suchej nitki. Mimo to Lindy nie
zamierzała się poddać. Truchtała dzielnie u boku Mike'a,
ciesząc się, że z daleka widać już linię mety.
Postawny mężczyzna, biegnący dotąd przed nimi, nagle
zwolnił i dał się wyprzedzić. Kiedy Lindy obejrzała się,
opierał się dłońmi o kolana, jakby musiał chwilę odpocząć, aż
nagle bezwładnie runął na ziemię. Zawrócili natychmiast.
Mike nie bez wysiłku ułożył nieszczęsnego biegacza na
plecach.
- Nie mogę oddychać. - Chory z największym trudem
łapał powietrze. - Boli...
- Nic panu nie będzie. - Lindy wiedziała, jak ważne jest
uspokojenie pacjenta. - Jesteśmy tu po to, żeby panu pomóc.
Proszę spokojnie leżeć i nic nie mówić.
Słabe i nitkowate tętno chorego pozbawiło ją złudzeń.
Domyśliła się, że mają do czynienia z zawałem mięśnia
sercowego. Mike poprosił gromadzących się wokół gapiów,
by biegli dalej, i przez komórkę wezwał karetkę.
Ktoś podał koc, który Lindy wsunęła pod plecy leżącego.
Mimo że wzdłuż całej trasy dyżurowali ochotnicy z pogotowia
i studenci akademii medycznej, była wdzięczna losowi, że na
miejscu jest kompetentny lekarz, gdyż w podobnych
sytuacjach natychmiastowa fachowa pomoc jest nieoceniona.
Kiedy nadjechało pogotowie, mężczyzna zaczynał się
dusić. Lindy chwyciła podaną przez sanitariusza walizkę z
lekami i sprzętem, umieściła w ustach chorego plastikowy
ustnik, przez który natychmiast rozpoczęto sztuczne
oddychanie, podczas gdy Mike w skupieniu osłuchiwał klatkę
piersiową pacjenta.
- Podaj mu adrenalinę i atropinę w zastrzyku. Spróbujemy
umiarowić rytm - polecił.
Kiedy leki zaczęły działać, Mike odłożył stetoskop i skinął
do sanitariuszy.
- W porządku. Możecie go zabrać na OIOM.
Lindy odetchnęła. Mimo że była doświadczoną
pielęgniarką, nie nawykła do sytuacji, w których ktoś na pozór
zdrowy nagle pada nieprzytomnie u jej stóp, i to w tak
niecodziennych okolicznościach.
- Mam nadzieje, że z tego wyjdzie.
- Jeśli nie dostanie zapalenia płuc z przemoczenia. W
każdym razie nie mógł być bliżej szpitala - oznajmił Mike,
przyglądając się Lindy z rozbawieniem.
Rzeczywiście, siedząc w strumieniach deszczu w gęstym
błocie, przedstawiała dość żałosny widok.
- Czas, żebyśmy się wreszcie gdzieś schronili. - Podał jej
rękę. - A kiedy się wysuszysz i ogrzejesz, zabiorę cię do
małej, wiejskiej knajpki, gdzie podają pyszne zupy i
zapiekanki. Zasłużyłaś dziś na coś dobrego.
Pokusa była tak silna, że Lindy niemal już wyraziła zgodę,
gdy przypomniała sobie o zakupach, które musi dziś zrobić,
bo przecież na jutro zaprosiła przyjaciółki na lunch. Poza tym
powinna przecież posprzątać i zrobić zaległe od tygodnia
pranie.
- Przykro mi, ale to niemożliwe. Będę dziś bardzo zajęta -
powiedziała, zadowolona, że choć raz nie mija się z prawdą.
- Nie ma rzeczy niemożliwych - stwierdził Mike. -
Ruszamy.
Lindy z westchnieniem pobiegła jego śladem. Będą
musieli porozmawiać pózniej.
- Wypij to szybko. - Janet wcisnęła jej w ręce kubek
gorącej czekolady wzmocnionej sporą dawką whisky. -
Musisz się rozgrzać. Miałam rację, że ten cały bieg niedobrze
się skończy - stwierdziła nie bez satysfakcji.
Lindy siedziała otulona kocem w szpitalnej kuchence.
Zdążyła już wziąć gorący prysznic i przebrać się w suche
ubranie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl