[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nic.
 Conrad jest idiotą. Nie myśli naprawdę tego, co mówi.  Jeremi szturchnął mnie łokciem.  %7łałujesz, że tu
przy je chałaś?
 Tak.
Uśmiechnął się do mnie krzy wo.
 Widzisz, a ja nie. Cieszę się, że przy je chałaś i że nie muszę ra dzić sam so bie z tym idiotą.
Ponieważ on się starał, ja także musiałam się postarać. Otworzyłam lodówkę gestem dziewczyny z programu
 Do bra cena , jed nej z tych ubra nych w suk nie wie czo ro we i szpilki ozdo bio ne bry lan cika mi.
 Tadam!  oznajmiłam. Jeremi miał rację, w środku były tylko dwa sześciopaki piwa Icehouse. Susanna chyba by
ze mdlała, gdy by zo ba czyła, do cze go używa się jej ogrom nej lodówki.  No to co ro bimy?  za py tałam.
Je re mi wyjrzał przez okno na plażę.
 Chyba musimy tu zostać na noc. Popracuję nad nim, pojedzie z nami. Potrzebuję tylko trochę czasu. 
Za sta no wił się.  Mam taki po mysł. Po je dziesz i ku pisz coś na ko lację, a ja zo stanę tu taj i po ga dam z Co nem.
Wiedziałam, że Jeremi stara się mnie pozbyć, i byłam mu za to wdzięczna. Musiałam wydostać się z tego domu,
zna lezć da lej od Con ra da.
 To co, kupić za pie kan ki z małżami?  za py tałam.
Je re mi skinął głową i widziałam, że wyraznie mu ulżyło.
 Do bry po mysł. Kup, na co masz ochotę.
Zaczął wyciągać port fel, ale go po wstrzy małam.
 Nie trze ba.
Potrząsnął głową.
 Nie chcę, żebyś musiała wydawać własne pieniądze  powiedział i podał mi dwie pogniecione
dwu dzie sto do larówki oraz klu czy ki do sa mo cho du.  I tak przy je chałaś taki kawał, żeby mi pomóc.
 Sama tego chciałam.
 Po nie waż masz do bre ser ce i chciałaś pomóc Con ra do wi  do po wie dział.
 Chciałam pomóc także to bie  stwier dziłam.  I da lej chcę. Nie po winie neś sam z tym wszyst kim so bie ra dzić.
Przez chwilę przy po minał bar dziej swo je go ojca niż sie bie.
 A kto miałby się tym zająć?
Ale zaraz uśmiechnął się do mnie i stał się z powrotem Jeremim, chłopcem Susanny, pełnym słońca i uśmiechu. Jej
małym aniołkiem.
Uczyłam się pro wa dzić w sa mo cho dzie Je re mie go, więc do brze było zno wu usiąść za kie row nicą.
Zamiast włączać klimatyzację, otworzyłam okna i wpuściłam do środka słonawe powietrze. Wolno podjechałam do
mia sta, a po tem za par ko wałam przy sta rym koście le bap tystów.
Po mieście biegały dzieciaki w szortach i kostiumach kąpielowych, widziałam także rodziców w ubraniach khaki oraz
golden retrievery spuszczone ze smyczy. Dla większości był to chyba pierwszy weekend po zakończeniu szkoły  takie
przynajmniej odnosiło się wrażenie. Uśmiechnęłam się, kiedy zobaczyłam małego chłopca biegnącego za dwoma
star szy mi dziew czyn ka mi, za pew ne jego sio stra mi.
 Po cze kajcie!  wołał, kla piąc klap ka mi o chod nik, ale one tylko przy spie szyły kro ku, nie oglądając się.
Najpierw zajrzałam do supermarketu. Dawniej spędzałam tam całe godziny, zastanawiając się nad cukierkami na
wagę. Każdy wybór wydawał się wtedy śmiertelnie poważny. Chłopcy wybierali cukierki byle jak  garść tego, trochę
tamtego, ale ja byłam bardzo staranna: dziesięć dużych żelkowych rybek, pięć trufli i średnia porcja gruszkowych
żelków.
Przez pamięć dawnych czasów napełniłam torbę, wybierając orzeszki w czekoladzie dla Jeremiego, batoniki
z masłem orzechowym dla Conrada i  chociaż go z nami nie było  cytrynowe dropsy dla Stevena. Robiłam to na
pamiątkę Cousins z naszego dzieciństwa, kiedy wybór cukierków na wagę był najważniejszą i najlepszą częścią
każdego dnia.
Stałam w ko lejce do kasy, kie dy usłyszałam, że ktoś woła mnie po imie niu.
Odwróciłam się  to była Maureen O Riley, właścicielka eleganckiego sklepu z kapeluszami. Była starsza od moich
rodziców, miała prawie sześćdziesiąt lat, ale przyjazniła się z moją matką i Susanną. Bardzo poważnie podchodziła do
swo ich ka pe lu szy.
Uściskałyśmy się  pach niała tak jak za wsze płynem do czysz cze nia drew na.
 Co słychać u two jej mat ki? A jak Su san na?  za py tała mnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl