[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Gotowe? Czy twoja mama idzie z nami?
- Dzwoniłam do niej, ale miała wcześniejsze zobowiązania. Zapomniałam
panu o tym powiedzieć.
- To znaczy, że mamy jeden wolny bilet.
- Może spytamy Gregoire? Widziałam go pół godziny temu i wyglądał na
przygnębionego.
- Zwietny pomysł, Caroline. Pójdziesz do niego?
- Przyprowadzę go do samochodu, jeśli zgodzi się pójść.
- Zwietnie, na co więc czekamy? - Pierre zaczął wytaczać fotel Katie w
stronę drzwi.
Gregoire był zachwycony pomysłem wieczornego wyjścia.
Spektakl światło i dzwięk odbywał się na terenie cytadeli w Montreuil.
Szańce zamku wyglądały imponująco o zmierzchu. Caroline szła obok
Pierre'a pchającego fotel Katie. Gregoire trzymał również rękę na jego
oparciu. Zaproszenie chłopca okazało się znakomitym pomysłem. Katie
rozkwitała, mogąc rozmawiać z młodym człowiekiem.
Gregoire zapałał sympatią do Katie. W samochodzie żaliła mu się, że nie
pamięta niczego sprzed wypadku, a on pocieszył ją żartobliwie, że to bardzo
dobrze. Sam uważał, że popełnił wiele błędów, o których pragnąłby
zapomnieć.
- To musi być fantastycznie móc zacząć wszystko od nowa! - oświadczył
w końcu.
Katie wybuchnęła śmiechem, mówiąc, że nigdy nie przyszło jej to do
głowy.
- Myślę, że to spotkanie jest bardzo korzystne dla obojga - szepnęła
Caroline do Pierre'a, gdy młodzi pacjenci byli pochłonięci opowiadaniem
sobie jakiejś historyjki.
- Miałaś dziś mnóstwo świetnych pomysłów - stwierdził Pierre. - Nie
wiem, co bym bez ciebie począł.
Ten sen niedługo się skończy. Opuści Clinique i wróci do Hongkongu.
Czy istnieje sposób na przedłużenie obecnej idylli? - zastanawiała się
Caroline. Jaka byłaby reakcja Pierre'a, gdyby oświadczyła, że jej pragnienie
niezależności gdzieś znika. Nie byłby chyba zachwycony, bo jemu chodzi
tylko o przygodę, o jeden spędzony wspólnie weekend, a potem powrót do
normalnego życia. Lepiej, jeżeli pozostawi dla siebie swoje myśli i będzie
się cieszyć każdym dniem.
Pierre zarezerwował miejsca w pierwszym rzędzie, aby można było
wygodnie ustawić fotel Katie. Gregoire usiadł obok niej, a Caroline i Pierre z
drugiej strony.
Wkrótce po zajęciu miejsc, zapaliły się światła wokół pokrytego trawą
miejsca, na którym miał odbyć się spektakl. Umieszczone na drzewach
reflektory nadały scenerii magiczny charakter. Ukryte lampy rozświetlały
skarpę i mały pagórek obok cytadeli. Gdy zabrzmiała muzyka, Caroline po-
czuła wzruszenie.
Przedstawienie było oparte na dziewiętnastowiecznej powieści Victora
Hugo  Nędznicy", która powstała w wyniku inspiracji pobytem w Montreuil.
Sceny, odgrywane przez dorosłych i dzieci z Montreuil, ukazywały życie
dawnej epoki. Rzeczywistość przeplatała się z fikcją. Aktorzy odgrywali
swych przodków oraz fikcyjne postaci z powieści Victora Hugo.
Przedstawienie porwało ją całkowicie i gdy końcowe fajerwerki rozjaśniły
wieczorne niebo, klaskała i wznosiła entuzjastyczne okrzyki razem z resztą
publiczności.
- Czyż to nie cudowne? - Oczy Katie błyszczały w świetle iluminacji/-
Podobało ci się, Gregoire?
Caroline zauważyła, że położył rękę na dłoni Katie.
- Nie pamiętam równie wspaniałego wieczoru - powiedział. - Ale też nigdy
nie miałem tak cudownego towarzystwa.
Katie zachichotała. Pierre dotknął ramienia Caroline.
- Zatrzymamy się na kawę na placu?
- Chemie! Chyba że pacjenci są zbyt zmęczeni.
- Noc dopiero się zaczyna. I nie idę jutro do pracy - oznajmił z uśmiechem
Gregoire.
Pierre wybrał stolik na zewnątrz kawiarenki w pobliżu fontanny, by mogli
podziwiać tęczową kaskadę wody. Na placu panowała iście karnawałowa
atmosfera. Pary trzymały się za ręce, radosne młode rodziny spieszyły do do-
mów...
Pierre uścisnął pod stołem rękę Caroline.
- Lepiej zabierzmy już naszych pacjentów do kliniki.
- Nie wydaje się, żeby działa im się krzywda - stwierdziła, patrząc, jak
Gregoire nachyla się w stronę Katie i opowiada jej coś fascynującego.
- Nie zrobiłeś tego! - wykrzyknęła rozbawiona Katie.
- A właśnie że zrobiłem!
Chwilę pózniej Pierre uznał, że jednak pora skończyć ten wieczór. Po
powrocie do kliniki Katie i Gregoire nadal utrzymywali, że nie są zmęczeni.
Gdy w drzwiach pojawiła się pielęgniarka z nocnego dyżuru, Caroline
odetchnęła z ulgą.
- Dziękuję wam! - zawołała Katie.
- Było cudownie - dodał entuzjastycznie Gregoire, pomagając pchać fotel.
- Co powiesz na drinka przed snem? - spytał Pierre, gdy pacjenci zniknęli
im wreszcie z pola widzenia.
Poczuła, ze jej zmęczenie ulotniło się bez śladu.
- Wspaniały pomysł! - powiedziała, zauważając zdumienie w jego oczach.
Myślał chyba, że mu odmówi.
Wziął ją za rękę i poprowadził przez wysypane żwirem podwórko. Wyjął
klucze i otworzył ciężkie dębowe drzwi, które wydały skrzypiący dzwięk.
- Muszę nasmarować te stare zawiasy.
Wyczuła, że Pierre jest zdenerwowany. Wydawał się zaskoczony jej
zgodą, nie wiedział, co ma począć. Dziwne, przecież znają się od tak dawna!
Muszą jednak na nowo przyzwyczajać się do siebie. Ile czasu upłynie, zanim
zaczną czuć się swobodnie w swoim towarzystwie?
- Aadnie tu pachnie - powiedziała, mając na myśli nieokreśloną atmosferę
starego domu. - To zapach pałacu z czasów babci. Połączenie duchów i
epok, w których ludzie żyli pełnią życia. W pałacu zastąpiłeś go zapachem
szpitalnym, obojętnym. To nie krytyka, tylko stwierdzenie faktu.
- Zawsze miałaś szalone pomysły, Caroline - roześmiał się, szczęśliwy, że
atmosfera się rozluzniła. - Czego się napijesz? Mam w lodówce butelkę
szampana.
- Wspaniale! A więc czekałeś na wizytę po północy?
- Tak. I nie mogę uwierzyć w moje szczęście. Zniknął w kuchni i wrócił,
niosąc butelkę i dwa kieliszki.
Caroline siedziała oparta o poduchy kanapy, czując się jak kot, któremu
przyniesiono śmietankę.
Stuknęli się kieliszkami. Pierre postawił butelkę na małym stoliczku obok
kanapy i usiadł obok Caroline. Pociągnęła łyk szampana, potem drugi,
czując, jak musujący płyn działa na jej wyostrzone zmysły. W chwilę potem
Pierre odstawił jej kieliszek na stolik i przyciągną! ją łagodnie do siebie.
Westchnęła i zarzuciła mu ręce na szyję.
Jego pocałunek był czuły. Wtuliła się w Pierre'a, czując radość z powodu
bliskości ich ciał. Potem Pierre zdjął przez głowę koszulę i zaczaj szybko
rozpinać jej bluzkę.
- Zostań ze mną, Caroline - szepnął jej do ucha.
Te słowa podziałały na nią jak zimny prysznic. Nie chciała wymykać się
rano jak zbieg. Nie chciała narażać się na chichot pielęgniarek z nocnego
dyżuru, gdy będzie wracać do siebie. Uczucie, jakie żywiła do Pierre'a, było
zbyt piękne, by narażać się na śmieszność. Powoli wysunęła się z jego
ramion i przygładziła włosy. Gdy ujrzała niepokój w oczach Pierre'a,
powiedziała:
- Nie chcę, żeby ten pierwszy raz mnie skompromitował. W przyszłym
tygodniu będziemy sami, daleko od pacjentów i kolegów. Uwierz mi,
Pierre...
- Rozumiem. Dlatego byłem zdziwiony, kiedy zgodziłaś się przyjść do
mnie. Wiedziałem, jak się to skończy. Chciałem tylko na ciebie popatrzeć,
ale... Wracaj szybko do siebie, Caroline, bo przy tobie nie potrafię być długo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl