[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wpatrywanie się w kwadrat podzielony na 256 mniejszych
kwadratów (wszystkich pustych i wszystkich wymagających
unikalnych liczb, których suma musi być identyczna, bez
względu na to, czy będą dodawane
w poziomie czy w pionie), całkowicie absorbuje umysł. W
kryzysowych momentach układałem magiczne kwadraty złożone
z szesnastu, czterdziestu dziewięciu, a nawet sześćdziesięciu
czterech pól i nigdy jeszcze nie zdarzyło się, by mnie to nie
uspokoiło. Oto kwadrat z zeszłego roku, po tym, jak w niedzielę
przepaliły mi się dwie siedemdziesięciopięciowatowe żarówki i
nie miałem zapasowych:
Suma każdej kolumny i każdego rzędu wynosi 260. A jest to
marny kwadrat o bokach 8x8. Ułożenie kwadratu o bokach 16 x
16 uspokaja nawet najbardziej drażliwego neurotyka. Benjamin
Franklin  którego z tego co wiem, nie można określić mianem
drażliwego neurotyka  był entuzjastą magicznych kwadratów.
Domyślam się, że układał je, kiedy nie był zajęty posuwaniem
jakiejś paryskiej piękności, co mnie akurat nie rozprasza. Jego
najsłynniejszy kwadrat to ogromna łamigłówka, która nic sumuje
się poprawnie wzdłuż przekątnych, chyba że zegnie się je niczym
bumerangi. To było coś, a poza tym
nie zginął od uderzenia pioruna, który trafil w jego latawiec.
Kwadratami bawił się również Albrecht Diirer i to mi wystarcza.
Dowlokłem się na ołowianych nogach do sklepu z zaopatrzeniem
dla plastyków i nabyłem tam białą tablicę o wymiarach metr na
metr. Jeśli miałem ułożyć kwadrat o 256 polach, musiał być dość
duży, aby wpisywane liczby nie były mikroskopijnej wielkości.
Po incydencie przy Kinko's stąpałem wąskim korytarzem
narzuconych sobie samemu behawioralnych możliwości 
innymi słowy, istniało bardzo niewiele ruchów, które mogłem
wykonać, i bardzo niewiele myśli, które mogłem pomyśleć i
które nie byłyby zabronione. Zakupy nie szły mi więc najlepiej.
Mój stan wymagał, bym trzymał obie ręce w kieszeniach. %7łeby
zapłacić, musiałem wsunąć głęboko w spodnie wszystkie
dziesięć palców i wyłuskać gotówkę na ladę nadpobudliwymi
kciukami. Doczekałem się kilku niecierpliwych spojrzeń,
następnie zaś pomocy ze strony pewnego sympatycznie
wyglądającego biznesmena, który wysupłał parę jednodolarówek
z wystających z mych kieszeni banknotów i podał je
ekspedientowi. Jeśli odnosicie wrażenie, że jestem bezradny,
powinniście wiedzieć, że nie wpadam w taki stan dość często i
jest to przypadłość, której mogę się pozbyć, tyle że nie mam
ochoty.
Po dotarciu do domu położyłem tablicę na kuchennym stole i za
pomocą flamastra oraz linijki podzieliłem kwadrat na 256
pustych pól. Następnie usiadłem przed nim jak przed ołtarzem i
zadumałem się nad jego świętością. Kiedy wpatrywałem się w
pierwsze pole pierwszej kolumny, w moim umyśle pojawiła się
liczba 47 800.
Wpisałem ją w kwadrat i skupiłem uwagę na innym polu. Po
jakimś czasie wpisałem w nie liczbę 30 831. Kiedy to uczyniłem,
mój niepokój się zmniejszył. Co jest logiczne: odgadnięcie
drugiej liczby określa wartość wszystkich innych liczb w
kwadracie, liczb, które nie były mi jeszcze znane, ale istniały
gdzieś w moim umyśle. Czułem się jak kochanek, który wie, że
ktoś jest mu przeznaczony, chociaż nie spotkał jeszcze tej osoby.
Wpisałem kilka innych liczb, czekając, aż w mojej czarnej
mentalnej przestrzeni pojawi się obraz kwadratu, .lego siatka była
niczym szkielet, przez który widziałem resztę obojętnego
matematycznego wszechświata. Co jakiś czas w
wyimaginowanym kwadracie pojawiała się liczba, którą
zapisywałem w odpowiednim miejscu tekturowej wersji.
Układanie kwadratu dawało mi poczucie, żc należę do świata, że
racjonalna rzeczywistość obdarzyła mnie czymś, co jest moje i
tylko moje, ponieważ rozwiązań magicznego kwadratu jest
więcej, aniżeli upłynęło nanosekund od Wielkiego Wybuchu.
Kwadrat nie tyle się tworzy, co przepisuje. Kiedy po kilku
godzinach wpisałem ostatnią liczbę w ostatnim polu i suma
każdej kolumny i każdego rzędu wyniosła 491 384, zauważyłem,
że moja krawężnikowa zapaść została uleczona. Mój psychiczny
akcelerator wyraznie zwolnił i miałem teraz ochotę z kimś
porozmawiać. Może z Philipą, może nawet z Brianem (Brian to
anagram słowa brain  ha, ha!)*, którego uważałem teraz za
najbliższe ogniwo
* brain (ang.)  umysł
łączące mnie z normalnością. Bo kiedy Brian zatęskni za Philipą,
może w końcu wejść na drugie piętro, rozpłakać się, okazać
skruchę, uwieść ją względnie coś jej kupić. Podczas gdy moje
zbawienie, ułożenie kwadratu, było takie bezcelowe. Nie było
żadnej związanej z nim osoby, nikogo, kto zatrzasnąłby przede
mną drzwi względnie wpuścił do środka. Moje uzdrowienie
obejmowało tylko symptomy. Przypiąłem zatem kwadrat do
ściany w salonie nad fotelem babci, w nadziei, że jego widok
zapobiegnie następnemu atakowi niepokoju w podobny sposób,
w jaki aspiryna zapobiega bólowi głowy.
*
Clarissa wpadła do mojego mieszkania, przyciskając do piersi
plik książek i broszur, zupełnie jakby dobiegała z piłką do
końcowej linii boiska. Wcale tam jednak nie dobiegała, stawiła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl