[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pułapkę.
Głowa gościa ukazała się nad kolorowym żywopłotem, gdy nachylił się nad sekretarzykiem.
- Caroline, chciałbym, żebyś wiedziała, jak mi przykro z powodu tego nieporozumienia, do którego
doszło wczoraj. - Naprawdę?
- Naprawdę. Mam nadzieję, że przyjmiesz moje przeprosiny.
Uśmiechnął się i nachylił ku niej ponad kwiatami, aż zaczęła ich dzielić odległość nie większa niż
na wyciągnięcie reki. Caroline zobaczyła swe odbicie w jego zielonych oczach. Nigdy nie widziała
mężczyzny z tak długimi rzęsami. I jeszcze te zmarszczki mimiczne w kącikach oczu.
Skoczyła na nogi, niemal wywracąjąc krzesło. Złapała je w porę, postawiła i obeszła sekretarzyk,
wpadÄ…jÄ…c prosto na Jamesa.
Natychmiast otoczył ją ramionami. Znalazła się tak blisko, że dotykał jej niemal każdą częścią
swego ciała. Spojrzał nil nią poważnie.
Poczuła miętowy zapach mydła do golenia. Ogolił się. Dla niej. Podniosła rękę, by dotknąć jego
policzka. Dłoń zamarła w pół ruchu. Gdyby go dotknęła, popełniłaby poważny błąd ...
Nachylił głowę nad jej dłonią i musnął ustami koniuszki palców. Nie mogła się nawet poruszyć.
Czuła jego serce, bijące równie głęboko i mocno jak jej serce. Pod palcami czuła delikatną skórę
policzków i miękkie usta. Zakręciło się jej w głowie.
- Nie potrafię powiedzieć, ile razy myślałem o tobie w nocy i przez cały dzień - powiedział
ochrypłym głosem. - Caroline, chciałbym, żeby wszystko między nami było pozbawione
niedomówień?
- Niedomówień? - powtórzyła. Ugięły się pod nią kolana. Oparła się na nim.
Jego oczy ściemniały, przybierając barwę mrocznego lasu.
Zdała sobie sprawę, że jest to skutek pożądania, i poczuła, że z nią dzieje się to samo. Nie znała
takiej namiętności.
- Tak. Chcę, by ułożyło się nam jak nąjlepiej.
- Jak najlepiej - powtórzyła znów bez tchu.
Zaraz mnie pocałuje, pomyślała i jeszcze bardziej zbliżyła ku niemu twarz. Jakie to śmieszne, nie
podejrzewaÅ‚a dotÄ…d, że usta mężczyzny mogÄ… być wykrojone tak zmysÅ‚owo. Przy¬glÄ…daÅ‚a siÄ™, jak
poruszają się, gdy mówi.
- Ale chcę, byś już nie wkładała tego okropnego czepka. Wyglądasz w nim śmiesznie.
- Słucham? - Nie była pewna, czy dobrze usłyszała.
- Mówię o twoim czepku. Przypomina pąjąka, który rozsiadł się na czubku głowy. Nie chcę, byś go
nosiÅ‚a. _ ZdjÄ…Å‚ czepek z jej gÅ‚owy i odrzuciÅ‚ na bok. PrzybraÅ‚ minÄ™ zakocha¬nego. - A teraz pocaÅ‚uj
mnie nareszcie .
. Ale Caroline udało się wreszcie odzyskać zdrowy rozsądek.
Kiedy pochylił się ku niej, zanurkowała pod jego ramieniem. Stanęła z rękami opartymi na biodrach
i stuknęła gniewnie obcasem w drewnianą podłogę.
- Za kogo pan się uważa?
Jej oburzenie zdawało się nie robić na nim żadnego wrażenia.
- Za twojego opiekuna. Twojego pana. Człowieka, który pragnie kochać się z tobą, aż zaczniesz
krzyczeć, że masz już dosyć. I który pragnie kochać się z tobą bez końca.
Słuchała jego słów z mieszaniną rosnącego wzburzenia i ... pożądania.
- Czy pan oszalał?
. - Tak - oświadczył, podchodząc do niej. - Jeśli szczęście może powodować, że mężczyzna szaleje,
ty uczyniłaś mnie szczęśliwym.
Cofnęła się, nie ufając sobie; wyobrażała sobie, co może się stać, jeśli znajdzie się zbyt blisko
niego. Okrążyła kanapę, przewracając stojące na podłodze kwiaty.
- O czym pan mówi?
- O tobie - odparł, idąp po jej śladach. Kiedy zmieniła kierunek, zatrzymał się i rozłożywszy
ramiona rzekł: - O nas.
- O nas?
Szczęśliwy, roześmiał się lekko.
- Tak, o nas. Caroline, nie darzyłem dotychczas takim uczuciem żadnej kobiety. Teraz rozumiem,
dlaczego Samson dał się omotać Dalili, a Parys wykradł Helenę i co dostrzegł Antoniusz w
Kleopatrze.
Caroline dotknęła czoła, starając się pojąć jego zachowanie.
Nagle, zobaczywszy, że James sięga do kieszeni żakietu i wyjmuje czarne aksamitne puzderko,
wydała z siebie głośne westchnienie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]