[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Oczywiście - powiedziała matka - ale ja chciałabym wiedzieć, co ty o tym sądzisz. Czy Rod bardzo rozpacza po ze-
rwaniu zaręczyn?
- Chyba nie. Myślałem, że się tym gryzie, gdy po raz pierwszy z nim o tym rozmawiałem. Kiedy jednak ta
dziewczyna pojawiła się tu, zobaczyłem, że żałuje przeszłości. Zauważyłaś, jaki był zadowolony, gdy wrócił ze
spiżarni i zasiadł do ciasta? Mamo, wydaje mi się, że już tego nie przeżywa. Na pewno kiedyś sama myśl o niej
doprowadzała go do wściekłości. Teraz uznał ją za wroga i nie uważam, by z jej strony groziło mu jakieś
niebezpieczeństwo, bo Rod nie da się zaskoczyć. On jest twoim synem, mamo, i wie, jak ma postępować.
- Zawsze można polegać na Rodzie - powiedziała poważnie matka. - Oczywiście, nie podobało mi się, gdy zaczął
spotykać się z Jessie. Nie pasowała do niego. To jej bardziej zależało na zażyłości z nim. Niektóre dziewczyny albo
się z tym rodzą, albo tak zostają wychowane.
- Chyba tak, mamo. Dotarliśmy do sedna sprawy. Mimo wszystko jednak uważam, że Jessika nie wyrządziła Rodowi
tak wielkiej krzywdy. Mężczyzna musi wydorośleć i nauczyć się właściwie oceniać świat. Rod był na wojnie i teraz
na pewno nie wybrałby takiej dziewczyny. Oczywiście, gdyby go nie porzuciła, nadal byłby jej wierny. On jest zbyt
uczciwy, by postąpić inaczej. Początkowo trudno mu było uwierzyć w zdradę Jessiki. Wiesz, jak był jej oddany. Gdy
jednak oswoił się z prawdą, to wpadł w okrutny gniew. Rzucił się w wir walki, nie dbając o to, co się może z nim stać.
Przez tę całą historię stał się wspaniałym żołnierzem. Mamo, ja wierzę, że Bóg wszystko planuje. Zsyła nam ciężkie
przeżycia, a potem pomaga przez nie przejść. Chyba to jest słuszne, mamo?
Mama Graeme patrzyła na swojego syna, który nie tak dawno był jeszcze dzieckiem. Dziwiła się, gdy wypowiadał te
dorosłe, mądre słowa.
Na jej twarzy zagościł uśmiech i po chwili powiedziała- Bóg cię wspaniale przygotował do życia. Mówisz o rze-
czach, które są wzniosłe i piękne. Jestem z ciebie dumna Dziękuję ci za to, co mi powiedziałeś.
W drzwiach pojawiła się Hetty ze szczotkami. Obwieściła ze mą zamiar sprzątać salon. Rozmowa między matką a
synem urwała się.
7
Następnego dnia Jeremy spotkał swoją dawną koleżankę, Beryl Sanderson.
Myślał o niej często i prawie postanowił, że ją odwiedzi przed wyjazdem. Byłaby to zwykła wizyta szkolnego kolegi.
Chciał się najpierw czegoś o niej dowiedzieć. Może już wyszła za mąż lub zaręczyła się. Nie chciał jednak nadać tej
sprawie rozgłosu poprzez zadawanie zbyt wielu pytań. Będzie działać powoli, bo przecież nie ma nic do stracenia.
Chciałby ją spotkać i przekonać się, czy dalej jest tak samo interesująca jak dawniej. Czekał cierpliwie na spotkanie.
Pewnego dnia pomyślał o tej dziewczynie i pomodlił się.
- Panie - wyrzekł - pomóż mi. Nie mogę zrobić nic w tej sprawie. Nie chcę popełniać błędów. Jeśli chcesz, żebyśmy
się spotkali, to uczyń to, a jeśli nie, to spraw, bym o niej zapomniał.
Tak zazwyczaj przedstawiał Panu sprawy mniejszej lub większej wagi. Za każdym razem gdy tak czynił, wszystko
kończyło się pomyślnie. Nie musiał się martwić.
Rodney poprosił Jeremiego, by pojechał z nim do rodziców kolegi, który poległ na froncie. Nie znał ich wcale, ale
ponieważ żył w przyjazni z ich synem, mógł powiedzieć więcej o ostatnich dniach, a nawet minutach jego życia. Po
wizycie mieli pojechać do szpitala, gdzie dziś pracowała Kathy i przywiezć ją do domu.
Jeremy nie zdawał sobie sprawy, że wizyta Rodneya zaprowadzi go w pobliże domu Sandersonów. Kiedy zatrzymał
sa-
mochód, a Rodney wysiadł, ujrzał ten dom. Czyżby to miało oznaczać, że dziś zobaczy Beryl? Wszystko było w
rękach Boga, postanowił Mu więc zaufać.
Siedział za kierownicą i czekał. Patrzył na przyjemne otoczenie. Cieszył się, że dziewczyna jego marzeń mieszkała w
tak przyjemnym miejscu. Pasowała do niego doskonale.
Jak bardzo to miejsce było inne od tych, które on i Rodney widywali tam, gdzie toczyły się walki. Dobrze, że takie
słodkie dziewczyny nie znają takiego świata. Tu o nie dbano, tu były bezpieczne; Pan nie dopuścił, by ten wspaniały
kraj został zbombardowany. Tak przynajmniej było do dnia dzisiejszego.
Nagle Jerry podniósł głowę i zobaczył ją. Szła energicznie po chodniku w jego kierunku. W pierwszej chwili nie do-
strzegła go. Nagle zatrzymała się, popatrzyła prosto na niego, zarumieniła się, a w jej oczach błysnęły radosne
ogniki.
- Jeremy! Jeremy Graeme! Czy to naprawdę ty? Tak się cieszę, że cię widzę.
Wyciągnęła obie ręce w powitalnym geście, a Jeremy wyskoczył z samochodu i pochwycił je. Stali tak, patrząc na
siebie.
Nie mogli znalezć zbyt wielu słów, by wyrazić swą radość ze spotkania. Wyrażały ją uścisk rąk, spojrzenie. Potem
nadeszły słowa.
- Co tu robisz Jeremy? - zapytała zarumieniona Beryl. - Nie pamiętam, żebyś wcześniej tu bywał.
- Zgadza się - zawahał się Jeremy. - Zawsze chciałem tu przyjść, ale nigdy mi się to nie udało.
- Wiem - powiedziała dziewczyna - że nie miałeś zbyt wiele czasu. Czytałam o twoich czynach i o orderach. Co tu
robisz dzisiaj? Czy masz tu jakichś przyjaciół, o których nie wiem?
- Nie mam tu żadnych przyjaciół oprócz ciebie, jeśli wolno mi tak powiedzieć - zauważył z uśmiechem Jeremy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl