[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Ale ty i twój pan mąż otrzymaliÅ›cie komnatÄ™ w wie­
ży, powiadasz? - Isobel urwaÅ‚a, patrzÄ…c figlarnie na pro­
mienną twarz Philippy. - Doszliście już do porozumienia?
- WÅ‚aÅ›ciwie tak - przyznaÅ‚a niechÄ™tnie Philippa, tÅ‚u­
miąc westchnienie. - Wypełniam małżeńskie obowiązki
i muszÄ™ ci wyznać, że sprawia mi to przyjemność. - Opu­
ściła głowę, a rumieniec oblał jej twarz. - Martwię się
chorobÄ… ojca, a poza tym nadal pozostajemy wierni róż­
nym panom. Nie mogę cieszyć się prawdziwym spokojem
ducha w tym obcym mi obozie.
- Nie jesteÅ› już tak nieszczęśliwa jak niegdyÅ› - zauwa­
żyÅ‚a z uÅ›miechem Isobel. - I to mimo bolesnej straty uko­
chanego pieska. Słyszałam o tej tragedii, choć nie miałam
okazji wtedy z tobą porozmawiać.
Na twarzy Philippy pojawił się wyraz głębokiego smutku.
- Ach, nieszczęsny Czaruś. Zginął, usiłując obronić
mnie przed napastnikiem. Bardzo za nim tęsknię.
- Zanim wrócisz do normalnego życia, zapomnisz o tym
swoim pierwszym nieszczęściu - pocieszyła ją Isobel.
- Masz rację. Giles obiecał mi szczeniaka. Nie zastąpi
mi Czarusia, ale znowu będę miała coś swojego, co będę
mogła pokochać.
- Możliwe, ale do tego czasu z pewnością zostaniesz
matką - podsunęła Isobel.
- Niewykluczone. - Philippa nie bardzo chciała się
w to zagłębiać. Mały Giles, najdroższe dzieciątko? Musi
siÄ™ wpierw oswoić z tÄ… myÅ›lÄ…. - A ty nie masz dzieci, Iso­
bel? - zapytała nagle.
- Mam dzielnego chÅ‚opczyka, który jest teraz bezpie­
czny pod opiekÄ… babci. Spodziewam siÄ™ dziewczynki -
wyznała zarumieniona Isobel.
- Z całego serca życzę ci szczęścia. Spójrz no tylko!
- wykrzyknęła Philippa. - Herold Bolingbroke'a znowu
wyjeżdża.
- Heroldowie i posÅ‚aÅ„cy bÄ™dÄ… jezdzili tam i z powro­
tem między dwoma obozami, póki ta cała sprawa się nie
zakończy - domyśliła się Isobel.
I tak też byÅ‚o. Za jakiÅ› czas rozeszÅ‚a siÄ™ wieść, że Ry­
szard przybÄ™dzie do Flint dziewiÄ™tnastego sierpnia. Mie­
szkańcy zamku wychodzili ze skóry, by godnie go przyjąć.
Philippa byÅ‚a przekonana, że nie bÄ™dzie dla niej miej­
sca w wielkiej sali podczas hucznej biesiady wydanej na
cześć królewskiego gościa, lecz Giles porozmawiał z kim
trzeba i zasiadła u jego boku, gdy Henryk Bolingbroke
oczekiwaÅ‚ swej chwili triumfu. Pod filcowym kapelu­
szem jego dość nalana, ale przystojna twarz wyglądała na
w miarÄ™ spokojnÄ….
OdlegÅ‚e fanfary i echo stÅ‚umionych wiwatów zwiasto­
wały zbliżanie się króla. Rozległa się wrzawa u wrót, po
czym wkroczył Ryszard, którego szyję ozdabiała wysoka
kryza. Wszyscy uklękli, z wyjątkiem Bolingbroke'a, który
po trzykroć padł na twarz w tradycyjnym akcie poddań-
czym, po czym ukląkł u stóp władcy.
Ryszard miał twarz bladą, chyba bledszą niż zwykle.
Ten wysoki mężczyzna trzymaÅ‚ siÄ™ prosto, a gÅ‚owÄ™ trzy­
maÅ‚ uniesionÄ… wysoko. Na gÄ™stych, dÅ‚ugich wÅ‚osach ko­
loru dojrzałego zboża nosił koronę, dość kobieca twarz
przybraÅ‚a wÅ‚adczy wyraz. Kunsztownie ufryzowane kos­
myki brody sterczały po obu stronach podbródka, a wargi
ocieniaÅ‚ lekki wÄ…sik, jakby miaÅ‚ skrywać wrodzonÄ… deli­
katność rysów jego właściciela.
Gdy wszyscy powstali, król rozejrzaÅ‚ siÄ™ i kiedy obrzu­
cił zgromadzonych lodowatym spojrzeniem błękitnych
oczu, zebrani, zarówno kobiety, i jak i mężczyzni, znowu
padli na kolana.
Giles gwałtownie szturchnął Philippe, która posłusznie
uklÄ™kÅ‚a, podczas gdy Ryszard nieobecnym wzrokiem to­
czyÅ‚ po sali, Philippa zrozumiaÅ‚a, że król chciaÅ‚ na wszyst­
kich wywrzeć wrażenie, wykorzystując skomplikowany
ceremoniaÅ‚ oraz zewnÄ™trzne oznaki posÅ‚uszeÅ„stwa. Wpro­
wadziÅ‚ je do dworskiej etykiety, by zadośćuczynić wygó­
rowanemu poczuciu miÅ‚oÅ›ci wÅ‚asnej. Swym maÅ‚o rycer­
skim gestem Giles ją ostrzegał. Philippa nie mogła
uwierzyć, że zwykÅ‚y czÅ‚owiek, choćby nawet boży po­
mazaniec, oczekuje od swych poddanych takiej uniżo-
ności.
Spotkanie trwało. Ryszard wielkodusznie zgodził się na
wszystkie żądania Bolingbroke'a, jakby obdarzaÅ‚ go Å‚a­
skami. Philippa z ogromnym zaciekawieniem przypatry­
wała się królowi, który przez lata zdołał zrazić do siebie
większość poddanych, zarówno wielmożów, jak i rzesze
prostego ludu.
Miał trzydzieści dwa lata. Stracił umiłowaną królową
AnnÄ™ i choć do tej pory nie doczekaÅ‚ siÄ™ dziedzica, poÅ›lu­
biÅ‚ IzabellÄ™, dziewczynkÄ™ zaledwie oÅ›mioletniÄ…, zbyt mÅ‚o­
dą, by mógł dopełnić małżeństwa. Krążyły plotki, że wołał
mężczyzn, ale on naprawdę kochał pierwszą żonę i był tak
zrozpaczony po jej Å›mierci, że nakazaÅ‚ zburzyć ich uko­
chany pałacyk w Sheen, gdzie oddała ducha.
DziÅ› byÅ‚ przyodziany w purpurÄ™ i zÅ‚oto. Philippa wpatry­
waÅ‚a siÄ™ w kosztowne szaty i bezcenne klejnoty z mieszany­
mi uczuciami. Wspaniale byÅ‚oby, gdyby mogÅ‚a nosić tak bo­
gate ozdoby, myślała z pewną zazdrością, lecz by je opłacić
i pozwolić sobie na życie w przepychu, Ryszard zmuszał
poddanych do udzielania mu pożyczek, a ponadto nałożył
niesłychanie wysokie podatki oraz wymyślił gigantyczne
grzywny, znane jako La Plesaunce i obłożył nimi każdego,
kto choćby trochÄ™ popieraÅ‚ Lordów Appellantów, wielmo­
żów, w tym Bolingbroke'a, którzy przeciwstawili się mu
w 1387 roku. Dziesięć lat pózniej, mając nieograniczoną
wÅ‚adzÄ™, kazaÅ‚ stracić wielu wrogów, innych wypÄ™dzić, a tak­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl