[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mason Lord, prawda?
- Tak. Rzeczywiście mała przebywa teraz u niego. Ten koszmar już się skończył, dzięki Bogu. Słyszał pan, jakim
powodzeniem cieszyły się moje koncerty?
- Słyszałem o pańskich nieporozumieniach z panem Lordem. Czy to prawda, panie Santera?
Zza pleców Loueya Santery wysunął się młody, chudy facet z bliznami po trądziku na twarzy, i odgrodził go od
dziennikarza.
- Pan Santera dopiero przed chwilą wrócił z Niemiec i teraz przede wszystkim pragnie spotkać się z córeczką. Jest
zmęczony i nie ma nic więcej do powiedzenia. Do widzenia.
- O co właściwie chodzi, panie Santera? - zawołał dziennikarz. - Pańska córka została porwana ponad dwa tygodnie
temu! Nie sądzi pan, że jest trochę za pózno na powrót zrozpaczonego tatusia?
- Bez komentarza.
Krostowaty facet odepchnął dziennikarza. Fotoreporter błysnął fleszem.
Ramsey z uśmiechem podszedł do białego jak ściana Loueya Santery.
- Pan Santera? Miło mi powitać pana w kraju. Nazywam się Ramsey Hunt i chwilowo mieszkam w domu pana Masona
Lorda. Proszę tędy, łatwiej będzie panu ominąć ten tłum. Ach, oto i Molly!
- Odsuń się - warknął krostowaty i popchnął Ramseya. Ramsey z rozbawieniem skonstatował, że chudy facecik uważa
się za ochroniarza Santery. Było to doprawdy zabawne.
- Jesteś nieuprzejmy, kolego - powiedział i jednym gładkim ruchem chwycił tamtego za rękę, wykręcając mu kciuk.
Krostowaty jęknął z bólu, ale się nie ruszył.
- Z drogi - rzekł Ramsey bardzo cicho. - Nie jestem dziennikarzem. - Zcisnął jego kciuk jeszcze mocniej. - W porządku?
- Daj spokój, Alenon - mruknął Louey Santera. Młody facet kiwnął głową. W jego ciemnych oczach płonęła gorąca
nienawiść. Jakże łatwo narobić sobie dziś wrogów, pomyślał
Ramsey, puszczając rękę ochroniarza.
- A teraz zabieraj się stąd - rzucił. - Molly, przywitaj się z byłym mężem.
- Cześć, Louey, jak ci leci? Zaraz, zaraz, nie widzę twojej dziewczyny? Co, nie ma jeszcze paszportu?
- Jak znalazłaś Emmę?
Molly załopotała rzęsami i oparła rękę na biodrze.
- Oczywiście wykorzystałam swój niebagatelny seksapil.
Ramsey nie mógł oderwać od niej zdumionego spojrzenia. Louey Santera parsknął złośliwym śmieszkiem.
- To mi dopiero dowcip! - powiedział. - Zawsze tylko żartujesz, nigdy nie wiadomo, kiedy mówisz poważnie. Wcale nie
znalazłaś Emmy, tak? To wszystko bujda na resorach!
- Dlaczego tak uważasz? Bo nie jestem wystarczająco inteligentna? A może jestem za mało twarda?
- Daj sobie siana, Molly. Od początku wiedziałem, że nie miałaś nic wspólnego z odnalezieniem Molly. Nie znalazłabyś
jej nawet wtedy, gdyby stała w odległości dwóch metrów od ciebie. Co się naprawdę stało?
Molly zbliżyła twarz do jego twarzy.
- W porządku, Louey, koniec zabawy - syknęła. - Sama znalazłam moją córkę, ty dumy egoisto! Chcesz wiedzieć, co się
naprawdę stało? Facet, który ją porwał, zgwałcił ją i torturował. Co ty na to, Louey?
- To niemożliwe. Kłamiesz. Nikt mi o tym wcześniej nie mówił. Robisz to specjalnie, żeby przedstawić mnie w
niekorzystnym świetle!
- Nikt nie mógłby zrobić z ciebie gorszego drania niż jesteś, Louey. Zadzwoniłeś z Niemiec tylko po to, żeby pochwalić
się swoimi sukcesami i powiedzieć mi, ile dziewczyn przeleciałeś. Jesteś oślizgłą ropuchą, Louey, i wcale nie dbasz o
Emmę.
- Nie? W takim razie dlaczego tu jestem?
- Ponieważ mój ojciec tak cię przestraszył, że o mało nie pogubiłeś skarpetek. Gdyby kazał ci żyć w celibacie przez cały
tydzień, też nie wahałbyś się ani chwili,
- Twój ojciec jest zwykłym mordercą, Molly. Publicznie twierdzi, że jest wielkim biznesmenem, który zawsze działa
zgodnie z prawem, ale to gangster całą gębą i ty świetnie o tym wiesz. Sama nie jesteś od niego lepsza. W czasie sprawy
rozwodowej wydoiłaś mnie do ostatniego centa, ty...
- Wystarczy tych czułości - przerwał mu Ramsey. - Czas się zbierać, bo lada chwila pojawią się dziennikarze. -
Odwrócił się do krostowatego ochroniarza Loueya Santery. - Zabierz bagaż pana Santery, chłopcze, i zawiez go do willi
pana Masona Lorda w Oak Park. Sam możesz zatrzymać się w jakimś motelu. Pan Mason nie uwzględnił cię w
zaproszeniu.
Louey zerknął na dziennikarza, który okazał się taki nieuprzejmy. Znał go. Facet nazywał się Marzilac, czy jakoś
podobnie i pracował dla Chicago Sun-Times . Cholera ciężka. Ten Marzilac stał teraz z boku i przyciszonym głosem
rozmawiał z fotoreporterem. Ciekawe, o czym mówią... Może zastanawiają się, czy opublikować te zdjęcia i krótki
wywiad? Nikt nie ma chyba takiego pecha jak on, Louey Santera. Na domiar złego teraz czekało go jeszcze spotkanie z
Masonem Lordem. Ledwo o tym pomyślał, a już rozbolała go nerka.
- Idziemy - powiedział Ramsey.
- Rób, co to ten facet mówi, Alenon - wymamrotał Louey. - Zadzwoń tylko do domu Masona Lorda i zostaw
wiadomość, gdzie się zatrzymałeś.
Rozdział 16
Pół godziny pózniej Louey Santera stał przed dużym mahoniowym biurkiem w gabinecie Masona Lorda i ze złością
opowiadał byłemu teściowi o wszystkich nieszczęściach, które spotkały go na lotnisku.
- Ten kretyn. - Wskazał stojącego przy drzwiach Ramseya. - Ten kretyn zatrzymał mnie i o mało nie złamał kciuka
mojemu ochroniarzowi. Założę się też, że to on nasłał na mnie dziennikarza, który zadawał mi same idiotyczne pytania.
Sporo mnie kosztowało, żeby wcześniej wyjechać z Niemiec. Trasa dobrze się układała, bilety na koncerty rozchodziły
się jak świeże bułeczki. Ale przede wszystkim chodzi mi o to, że w żaden sposób nie mogę wam pomóc. Długo o tym
Myślałem i nie przychodzi mi do głowy nikt, kto mógłby to zrobić.
Mason Lord siedział spokojnie w fotelu, wysoki i wyprostowany, bawiąc się czarnym, bogato złoconym piórem firmy
Mont Blanc. Pozwolił Loueyowi mówić, lecz wkrótce najwyrazniej miał go już dosyć.
- Mamie wyglądasz, Louey - przerwał piosenkarzowi. - Oczy ci gorączkowo błyszczą, zrenice masz rozszerzone... Mam
nadzieję, że nie jesteś chory.
- Koncertowanie to ciężka praca, wiele godzin na dobę. Czasami muszę brać leki nasenne, żeby się trochę rozluznić.
Słuchaj, nie miałem najmniejszej ochoty tu przyjeżdżać. Czego ode mnie chcesz?
- Mam nadzieję, że nie bierzesz znowu kokainy. Nienawidzę narkotyków, uprzedzałem o tym, zanim ożeniłeś się z
Molly. Jeżeli koka cię nie zabije, na pewno wykończy cię coś innego, może faceci, którzy sprzedają ci prochy. Nigdy nie
widziałem, żeby po zwykłych tabletkach nasennych ktoś miał takie rozszerzone zrenice...
- Nie używam narkotyków.
- Poznałeś już Ramseya Hunta? - Mason Lord wskazał dłonią Ramseya, który nadal stał przy drzwiach z założonymi na
piersi rękoma.
- Mówiłem ci przecież, że to ten drań, który...
- To jest sędzia Ramsey Hunt - powiedział Mason. - Może o nim słyszałeś?
- Nie. Kto to taki? Jakiś żigolak twojej młodej żony?
- Ach, Louey, musisz się nauczyć bardziej ważyć słowa. Zawsze zastanów się chwilę, zanim otworzysz usta, dobrze?
Jeżeli jeszcze raz wspomnisz choć słowem o mojej żonie, każę Guntherowi obciąć ci czubek języka. Sądzę, że nie
wyszłoby ci to na dobre. A teraz, ponieważ najwyrazniej jesteś nie tylko nierozważny, ale i nieuświadomiony, powiem ci,
że Ramsey Hunt jest sędzią okręgowym w San Francisco, Parę tygodni temu jego zdjęcie zamieszczono na okładce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]