[ Pobierz całość w formacie PDF ]
takich bzdur.
- Tu przede wszystkim chodzi o Boga - powiedział
poważnie. - Niedziela jest dniem modlitwy i wielbienia Boga.
Dla mnie zawsze była dniem szczególnym, i takim pozostanie.
Nie mówmy o tym teraz. Jutro pójdziemy na łyżwy. Chodzmy,
zbliża się pora posiłku.
Dalszą drogę przebyli w ciszy. Weszli na ścieżkę pro
wadzącą do domu. Była oblana czerwonym blaskiem za
chodzącego słońca. Florimel potrząsnęła głową i powiedziała:
- Ja nie uważam niedzieli za święto. Nie wychowano mnie
w ten sposób. Poza tym nie muszę naśladować cię we wszystkim.
- Oczywiście. Nie chcę ci niczego narzucać, ale ty również
nie powinnaś zmieniać obowiązujących w tym domu zwy
czajów.
Rex otworzył drzwi frontowe. Starał się odpędzić od siebie
uczucie przygnębienia, które ogarnęło go po rozmowie z Flori
mel. Była kiedyś taka słodka. Może jeszcze nie wszystko stra
cone. Nieporozumienia wynikały przecież ze sposobu, w jaki
została lub raczej nie została wychowana.
Fae i Stan już jedli. Właśnie postawiono na stole dzbanek
gorącej czekolady. Były kanapki i ostrygi, które przygotowała
Fae. Na stole znalazła się sałatka owocowa, było też dużo
czekoladowych ciasteczek. W powietrzu unosił się zapach
smażonych ostryg i gorącej czekolady. Florimel rzuciła się do
stołu. Zjadła wszystko z apetytem, nie odzywając się jednak do
nikogo.
Atmosfera przy stole była miła. Starano się nie poruszać
drażliwych tematów, a zwłaszcza nie urazić Florimel. Pomimo
nieudanego poranka w oczach Mary Garland nie było niepoko
ju. Swoje kłopoty poleciła Panu.
Po obiedzie dzieci pozbierały naczynia i pomaszerowały
z nimi do dużej, jasnej kuchni. Rex zaniósł talerz żony.
- Czy służące mają dziś wolne? - zapytała Florimel Staną,
który stał w drzwiach kuchennych. Wycierał srebrne sztućce,
po czym odkładał je do szuflady.
- Wolne? - zdziwił się Stan. - Nigdy nie pracują w niedziel
ne popołudnia. Są częścią naszej rodziny. Poszły do kościoła.
- Litości! - zawołała Florimel. - Dlaczego nie zostawicie
tego zmywania dla nich?
- My lubimy zmywać - odrzekł Stan i zaniósł łyżki do
jadalni.
Florimel obserwowała ich. Rex ubrany w fartuszek mył
szklanki. Nie chciała mu pomagać. Uznała, że dość już na-
zmywała się w swoim życiu i nigdy więcej nie będzie tego
robić.
- Może trochę pośpiewamy, zanim pójdziemy na wieczorne
nabożeństwo? - zapytała Mary Garland, wyciskając ścierkę.
Uśmiechnęła się, ale Florimel nie odwzajemniła uśmiechu.
Wszyscy poszli do salonu i po chwili rozległ się śpiew.
Florimel, nie mając innego zajęcia, poszła z nimi. Nie
wiedziała, jak odciągnąć Rexa od jego muzycznych upodobań.
Usiadła wygodnie w fotelu i obserwowała Garlandów bez
większego zainteresowania. Słuchanie hymnów nie sprawiało
jej przyjemności. Każdy grał na jakimś instrumencie i wszyscy
śpiewali. Patrzyła na swojego męża i dziwiła się, że nie chce
porzucić dotychczasowego życia u boku rodziny. Był przecież
dorosły. Florimel nie rozumiała tego. Była tak pochłonięta tymi
myślami, że nie docierały do niej melodie i słowa.
W końcu Paul popatrzył na zegarek i powiedział:
- Najwyższy czas, byśmy poszli do kościoła.
Odłożył skrzypce i patrząc na Florimel, zwrócił się do ko
biet:
- Damy, załóżcie kapelusze.
- Ja nie idę - powiedziała zdecydowanie. - Nigdy nie
chodzę do kościoła. Zanudziłabym się na śmierć.
Rex popatrzył na nią z zakłopotaniem.
- Wobec tego ja... - zaczął niechętnie.
- Rex, jeśli chcesz spotkać się z przyjaciółmi, to możesz iść
- powiedziała matka. - Ja dotrzymam towarzystwa Florimel
- popatrzyła życzliwie na synową, ale Florimel odpowiedziała
z nienawiścią:
- Na pewno nie. Mogę zostać sama. Zresztą, to nie zdarza
się po raz pierwszy. Myślałam, że mam męża, ale dla niego
rodzina jest ważniejsza ode mnie. Nie chcę, żeby pani została
tu ze mną. Jeśli Rex chce się spotkać z przyjaciółmi, to ja będę
117
mu towarzyszyła. Nie wiedziałam, że dostałam się do takiej
świętej rodziny. Na co mi przyszło!
Rex odwrócił się. Był blady i oczy mu płonęły. Wyglądał
na zawstydzonego. Przepraszająco popatrzył na miejsce,
gdzie przed chwilą stała matka. Było puste. Mary Garland
poszła z resztą dzieci na górę. Nawet Florimel wyszła, by się
przygotować do wyjścia. Rex patrzył na dogasający w ko
minku ogień.
Kilka minut pózniej wszyscy zeszli na dół i czekali przy
drzwiach. Florimel zeszła ostatnia. Była wściekła.
Rex obserwował ich. Po chwili podniósł się, wziął kapelusz,
płaszcz i wyszedł za nimi. Zastanawiał się, dlaczego się ożenił.
Dlaczego w ogóle ludzie się żenią?
Gwiazdy świeciły jasno. Szli razem w ten wigilijny wieczór.
Anioły zbierały się na niebie i głosiły chwałę Pana. W ciszy
można było niemalże usłyszeć anielskie pienia.
Na rogu spotkali Rance'a Neliusa. Podszedł do Sylwii. Flori
mel usłyszała, jak powiedział:
- Miałem nadzieję, że cię spotkam. Chciałem pójść dzisiaj
z tobą do kościoła.
Florimel zdziwiła się. Czyżby wszyscy w tym mieście od
czuwali tę samą konieczność? Czy było to ich prawdziwe prag
nienie, czy była to tylko poza?
Weszli do kościoła i zajęli miejsca. Rex i Florimel musieli
usiąść osobno, bo kościół był pełen ludzi. Rex od razu
zauważył Marcie i Natalie, które siedziały w pobliżu. Ich obec
ność poruszyła go. Zauważył różnicę pomiędzy nimi a tą, którą
pospiesznie wybrał na swoją żonę. Chciało mu się płakać,
a przyszłość napawała go przerażeniem.
W czasie nabożeństwa Florimel interesowała się ludzmi sie
dzącymi obok, a właściwie ich strojami, które porównywała ze
swoimi. Rex też nie mógł skupić się na treści kazania. Wy
chowany został w wierze w Jezusa Chrystusa, ale nigdy nie
powierzał Mu swojego życia ani swojej woli. Jego chrześci
jaństwo polegało głównie na szanowaniu zasad religii, ale było
to tylko tłem jego życia i niczym więcej.
Rex rozmyślał o swojej żonie. Gdyby rodzina otwarcie kry
tykowała jego małżeństwo, potępiała go czy wytykała wady
118
jego żony, to na przekór wszystkim broniłby Florimel. Oni
jednak nie okazywali jej pogardy. Nawet podczas rozmowy
o spadku Rexa matka zachowywała się uprzejmie. Florimel
tego nie dostrzegała. Naopowiadała tyle strasznych rzeczy, że
było wątpliwe, czy zyska sympatię rodziny.
Co on uczynił? Popatrzył na dwie dziewczyny, które były
kiedyś jego koleżankami, i aż się skurczył na myśl o tym, co
powiedziałyby, gdyby dowiedziały się, jaka jest jego żona.
Pomyślał, że zaraz po świętach poszuka jakiejś pracy. Brał
pod uwagę firmy prowadzone przez bliskich przyjaciół
nieżyjącego ojca. Liczył na to, że ktoś z nich przyjmie do pracy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]