[ Pobierz całość w formacie PDF ]

***
Nie wszystko udało się jednak zachować w tajemnicy. Policja interesowała się
znaleziskiem na polach Kalinówki, a starszy detektyw Ochrany, Rudolf Krantz, sporządził
nawet specjalny raport w tej sprawie. Szczegóły znał z rozmowy telefonicznej, jaką odbył
pewnego popołudnia w swoim biurze.
- Nabożeństwo za Ojczyznę? - upewnił się, sięgając po papier do notowania. -
Zakazane pieśni? Symbole patriotyczne? Tak, rozumiem. Czy ktoś jeszcze uczestniczył we
mszy, poza Kalinowskimi naturalnie?
Uważnie zapisał podane nazwiska.
- Tak - powiedział z namysłem. - Nie jestem zaskoczony.
PRZEBUDZENIE JUSTYNY
Przebudzenie Justyny Nowackiej nastąpiło zupełnie niespodziewanie. Jednego dnia
była przekonana, że lada chwila nadjedzie Michał Kalinowski, wyjaśni sytuację i poprosi o
jej rękę, następnego zachowywała się jak osoba, która dobrze rozumie, jak wygląda
rzeczywistość.
W kilka dni po tym, jak pan Jacek kupił ziemię, a jeszcze nie wiedział, że stało się to
za sprawą pani Katarzyny Kalinowskiej, Justyna nagle jakby otrzezwiała.
- Wiesz, papo - powiedziała przy śniadaniu. - Zupełnie nie rozumiem, czemu pan
Kalinowski postąpił tak nierozważnie, wybierając sobie tę prostaczkę i narażając się na
ludzki śmiech.
Nowacki spojrzał na córkę zaskoczony.
Od tygodni była to jej pierwsza wypowiedz świadcząca o tym, że wie, co zaszło. Na
co dzień panna Justyna zachowywała się bowiem normalnie, zajmowała się gospodarstwem,
rozmawiała ze służbą, żartowała nawet, ale wszystko to pod warunkiem, że nie został
wywołany temat jej zamążpójścia lub osoby Michała Kalinowskiego. Wtedy wpadała w
rodzaj otchłani, jak gdyby weszła do zupełnie ciemnego pokoju. Przestawała logicznie my-
śleć, a każdą próbę przekonania, że pan Michał nie przyjedzie do Topolan, traktowała jak
zamierzoną złośliwość.
Teraz wyglądało na to, że wreszcie dotarła do niej rzeczywistość.
- Zadurzyłam się - oznajmiła panna Nowacka, z lekkim rumieńcem na twarzy. -
Jakbym była pensjonarką. Narobiłam niemało głupstw, ale od dzisiaj koniec z tym!
Pan Jacek wstał od stołu, podszedł do córki, żeby ją uściskać.
- Dzięki Bogu, że wróciłaś!
Justyna odpowiedziała spokojnym uśmiechem.
- Przepraszam, kochany papo, że sprawiłam ci z tego powodu tak wiele kłopotów.
Długo i serdecznie rozmawiali przy śniadaniu. Justyna pozwoliła sobie na żarty ze
swojej niedawnej postawy.
- Nie chodzi o to, że mnie nie docenił - powiedziała. - Trzeba powiedzieć: trudno.
Widocznie lubi kobiety z brudnymi nogami. Ta jego żona to przecież zwykła chłopka,
zapewne niepiśmienna i wątpię, czy potrafi odróżnić lewą rękę od prawej.
Pan Nowacki potwierdził, że Franciszka pochodzi z bardzo biednej rodziny.
- Mówią, że ojciec ją po prostu sprzedał - ujawnił krążące po okolicy plotki. - Nie
wiem, ile kosztowała, ale na pewno zbyt wiele jak na swoją wartość i przykre skutki dla pana
Michała... pana Kalinowskiego.
Justyna ze zrozumieniem pokiwała głową.
- Byłam okropnie niemądra - powiedziała. - Będę usilnie prosiła papę, aby mi
wybaczył.
Nowacki machnął ręką.
- Nawet tak nie mów, Justysiu! Nie ma nic do wybaczania.
Justyna uśmiechnęła się łagodnie do ojca.
- Ależ jest. Moją naiwnością wystawiłam przecież na pośmiewisko nie tylko siebie,
ale i ciebie, papo. Bardzo się tego wstydzę i zupełnie nie wiem, w jaki sposób miałabym to
wynagrodzić...
Pózniej, gdy wyjaśniło się, że Kalinowscy nieświadomie sprzedali ziemię panu
Nowackiemu, Justyna uznała to za rodzaj satysfakcji.
- Skoro mówisz, że pani Katarzyna sprzedała wbrew woli syna, stanowi to dla niego
wystarczającą karę. Znam go. Tak o tych polach mówił, jakby nie istniało nic ciekawszego na
świecie. Ich utrata musiała być dla niego bardzo dotkliwa.
- Na pewno była - zgodził się Nowacki. - Miał rozmaite plany, a teraz nie wiem, czy
wydoli finansowo, nie mogąc liczyć na zysk ze zbiorów. My, szczęśliwie, jesteśmy w
zupełnie innej sytuacji.
- Trochę mi go szkoda - przyznała się Justyna. - Ale nie aż tak, żebym miała płakać z
tego powodu.
Pan Jacek uściskał córkę.
- Jakże się cieszę, że tak mówisz, moja droga. Jakże się cieszę.
Panna Nowacka z nową energią zajęła się sprawami domu, kierując wielkimi
wiosennymi porządkami. Po kilku dniach jej niespodziewana energia zaniepokoiła ojca.
- Wkładasz w to ogromnie wiele wysiłku, kochanie - zauważył. - Czy aby nie
nadmiernie się angażujesz? Może raczej powinnaś pomyśleć o odpoczynku. Co sądzisz o
jakiejś interesującej podróży?. Ja będę teraz trochę zajęty, wiesz, roboty w polu, niewiele
czasu będę mógł ci poświęcić. Może chciałabyś się rozerwać trochę, spotkać się z innymi
ludzmi, pójść do teatru lub na koncert?
Justynie pomysł się spodobał.
- Mogłabym pojechać, jeśli papa widzi taką potrzebę - oświadczyła pogodnie. -
Rzeczywiście, trochę ugrzęzłam na wsi...
- Może zatem do Włoch? - zaproponował pan Jacek. - Albo gdzie chcesz, choćby do
Paryża.
Panna Nowacka podziękowała uśmiechem.
- Nie, nie, kochany papo - odpowiedziała. - Miałeś ostatnio dość wydatków z mojego
powodu. Wystarczy, jak na kilka dni pojadę z rewizytą do Zosi, do Białegostoku. Co o tym
myślisz?
- Wspaniały pomysł - zgodził się pan Nowacki.
***
Dwa dni pózniej panna Justyna była spakowana i gotowa do wyjazdu.
- Nie zabawię dłużej jak tydzień - obiecywała.
Szykowała się z niecierpliwością i lekkim poczuciem winy. Rozstanie z Zofią
Waldeck nastąpiło pospiesznie i mało elegancko. Justyna, spodziewając się wizyty Michała
Kalinowskiego, z którym miała się zaręczyć, właściwie skłoniła gościa do opuszczenia
Topolan. Zosia nie wyjeżdżała obrażona, ale pożegnanie nie było tak serdeczne, jak by
można się było spodziewać po dwóch przyjaciółkach od serca.
Krótko potem pani Waldeck przysłała list, w którym dziękowała za miły pobyt i
pytała o nowiny. Justyna nie miała nowin do przekazania i nie udzieliła odpowiedzi. Napisała
dopiero po kilku tygodniach, w lutym, gdy śniegi leżały wysokie, a we dworze w Topolanach
nudziła się okropnie. Zofia odpowiedziała wkrótce, jak gdyby nic się nie stało i
przypomniała, że teraz kolej Justyny na złożenie wizyty.
Do Białegostoku miał odwiezć Justynę Makary, stary zaufany służący pana
Nowackiego.
- Pilnie uważaj na panienkę - polecił mu pan Jacek. - Jeśli zauważysz u niej jakieś
niepokojące objawy, natychmiast zawracaj.
Makary nie wiedział, co pan Jacek rozumie przez niepokojące objawy, ponieważ
uważał pannę Justynę za lekko stukniętą i przyzwyczaił się do jej dziwacznych zachowań.
Znał córkę pana Nowackiego od dawna, znosił jej fochy i wybryki bez słowa skargi.
- Pojedziem wolno i spokojnie - zapewnił. - Wielmożny pan może być w zupełności
spokojny.
***
Justyna Nowacka nie wiedziała, gdzie w Białymstoku szukać ulicy Drewnianej, ale
stangret Makary trafił, choć nie było to łatwe. Na południowych obrzeżach miasta, na lewym
brzegu Białej, wjechali w plątaninę małych uliczek, przy których stały niewielkie drewniane
domki w małych ogródkach. Pomiędzy Drewnianą a śródmieściem leżały rozległe tereny
fabryczne, zabudowane ciasno halami produkcyjnymi, składami i magazynami, pełne ko-
minów i wysokich parkanów, strzegących hałd węgla, odpadów i śmieci. Przemysł wełniany,
tkalnie, farbiarnie potrzebował wiele wody, rzeka Biała nie była wielka, za sprawą
wiodących do niej licznych rowów, przekopów i kanalików, którym pobierano i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl