[ Pobierz całość w formacie PDF ]

skiego , jak dawniej.
Malec zaprowadził mnie do tradycyjnego zakładu, z biało-czerwoną spiralą nad wej-
ściem i obrotowymi krzesełkami z czasów mojej młodości. W środku dwóch starusz-
ków w brudnych fartuchach obsługiwało jedynego klienta. Jeden strzygł mu włosy,
drugi szczoteczką zmiatał z twarzy i ramion spadające kosmyki. Pachniało spirytusem,
miętą i pomadą  taką staroświecką apteką  i dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że
tego właśnie zapachu brakowało mi w poprzednio odwiedzonych salonach. Zapachu
mego dzieciństwa.
 Chciałbym się ogolić  odezwałem się.
Wszyscy trzej, włącznie z klientem, popatrzyli na mnie zdumieni. Staruszek ze szczo-
teczką zadał mi w końcu pytanie, jakie zapewne cisnęło się na usta wszystkim trzem:
42
 Skąd pan jest?
 Z Chile  odparłem bez zastanowienia i natychmiast sprostowałem  ale jestem
Urugwajczykiem.
Nie zauważyli, że sprostowanie było gorsze aniżeli sama pomyłka, tylko jęli mi wy-
jaśniać, że w Chile nie używa się już zwrotu  ogolić się , jak przed laty, tylko  przy-
strzyc zarost . Pewnie dlatego w salonach fryzjerskich prowadzonych przez młodych
 unisexów nikt nie rozumiał mojego nieco archaicznego języka starego Chilijczyka.
Staruszkowie natomiast wyraznie ożywili się wizytą klienta, który gada jak za dawnych
dobrych lat; ten który był fryzjerem, już wolny, usadził mnie na krzesełku, starym spo-
sobem zawiązał mi wokół szyi serwetę i wyjął zardzewiałą brzytwę. Miał co najmniej
siedemdziesiąt lat, i to chyba nienajlepiej przeżytych, był wysoki i wiotki, siwiuteńki
i sam z co najmniej trzydniowym zarostem.
 %7łyczy sobie szanowny pan wodę ciepłą czy zimną?  zapytał.
Ledwie utrzymywał brzytwę w drżącej ręce.
 Ciepłą, naturalnie  odparłem.
 A to niestety, proszę pana, niemożliwe. Coś nam nawaliło i ciepłej wody nie
mamy: służę czyściutką, chłodniusieńką.
Nie pozostawało mi zatem nic innego, jak wrócić do pierwszego salonu unisex, i kiedy
oświadczyłem, że przyszedłem przystrzyc zarost  a nie ogolić się  zostałem obsłu-
żony natychmiast, pod warunkiem jednak, że pozwolę także przyciąć sobie włosy. Gdy
tylko wyraziłem zgodę, ci sami młodzi ludzie, przedtem tak niechętni, przystąpili do
długiej profesjonalnej ceremonii. Dziewczyna zawiązała mi wokół szyi ręcznik, umyła
mi włosy zimną wodą  bo ciepłej też tu nie było  po czym spytała, czy chcę szam-
pon numer trzy, numer cztery czy numer pięć i czy ma mi nałożyć specjalną odżywkę
przeciwko wypadaniu włosów. Odpowiadałem co bądz, aż nagle, wycierając mi twarz,
dziewczyna znieruchomiała i odezwała się sama do siebie:  Dziwne! . Zaniepokojony
otworzyłem oczy:  Co?  zapytałem. Wyglądała na bardziej zaskoczoną niż ja.
 Pan ma wydepilowane brwi!  powiedziała. Niezadowolony, że to odkryła, po-
zwoliłem sobie na najbardziej brutalny żart, na jaki mnie było stać: popatrzyłem na nią
zgnębiony i zapytałem:
 Czyżby jakieś uprzedzenia wobec mniejszości seksualnych?
Zaczerwieniła się aż po nasadę włosów i pokręciła przecząco głową. Teraz z kolei
zajął się mną chłopak i mimo dokładnych wskazówek i uwag przyciął mi włosy zbyt
krótko i uczesał inaczej niż chciałem, zmieniając mnie w ten sposób z powrotem w Mi-
guela Littina. Była w tym pewna logika, bo przecież stylista z Paryża specjalnie zmie-
niał mój naturalny układ włosów, a ten młody fryzjer z Concepción pozwolił im tylko
wrócić do pierwotnej fryzury. Nie przejąłem się, w końcu bez większych trudności mo-
głem sam się przeczesać na sposób właściwy dla mojego drugiego ja, co też uczyniłem.
43
Przyznać muszę, że sporo mnie to kosztowało, bo robiłem coś wbrew własnym pragnie-
niom, by na powrót stać się sobą w tym dalekim, spowitym mgłą mieście, gdzie w żad-
nym wypadku nikt by mnie nie rozpoznał. Po zakończeniu strzyżenia dziewczyna po-
prowadziła mnie na zaplecze i dyskretnie, jakby chodziło o jakąś niedozwoloną czyn-
ność, wyjęła maszynkę do golenia, włączyła ją do kontaktu na wprost lustra i podała mi
ją, żebym się sam ogolił. Bez potrzeby używania ciepłej wody, na szczęście.
Miłosny raj obok piekła
Franzowi udało się wypożyczyć auto. Zjedliśmy śniadanie w barze, pijąc zimną kawę,
bo ciepłej wody, okazuje się, nigdzie nie było, i ruszyliśmy w kierunku kopalni węgla
kamiennego w Lota y Schwager, mijając potężny most nad Bio-Bio, rzeką najbardziej
w Chile zasobną w wodę. Leniwie płynąca i szara jak metal ledwie była widoczna we
mgle. W ubiegłym stuleciu chilijski pisarz Baldomero Lilio dokładnie opisał kopalnie
i życie górników; jego kronikarski zapis do dziś nie stracił na aktualności. Przypomina
to wszystko Walię sprzed stu lat: i ta mgła przesycona sadzą, i warunki pracy, niewiele
różniące się od tych, jakie panowały przed rewolucją przemysłową.
Po drodze natknęliśmy się na trzy kontrole policyjne. Najtrudniejsza, zgodnie z na-
szymi przewidywaniami, była pierwsza. Zarzuciliśmy karabinierów gradem słów, wyja-
śniając, po co jedziemy do Lota y Schwager. Sam byłem zdumiony płynnością własnej
wypowiedzi. Wyjaśniałem, że jedziemy obejrzeć park, jeden z najpiękniejszych w Ame-
ryce, słynący z ogromnych, prastarych araukarii i osobliwych posągów, wśród których
przechadzają się rzadkie gatunki pawi i czarnoszyje łabędzie. Mamy zrobić film rekla-
mowy na ogólnoświatową promocję nowych perfum  Araukarii  nazwanych tak
właśnie dla upamiętnienia tego cudownego zakątka.
Nie ma w Chile policjanta, który nie ugiąłby się wobec tak wyczerpujących wyja-
śnień, pełnych w dodatku przesadnych pochwał pod adresem ich kraju. Pożegnali się
z nami, i chyba nawet uprzedzili o nas następny posterunek kontrolny, bo tam już nie
chcieli od nas dokumentów, sprawdzono tylko nasze torby i samochód. Zainteresowanie
wzbudziła wyłącznie kamera  super-ósemka  bo choć to sprzęt nieprofesjonalny, to
na filmowanie kopalni trzeba mieć pozwolenie. Wyjaśniliśmy, że jedziemy tylko w góry,
do parku z posągami i łabędziami, w końcu wysunąłem ostatni argument, zaiste godny
arystokraty:
 Biedacy nas nie interesują.
Grzebiąc bez większego zainteresowania w naszych rzeczach, jeden z karabinierów,
nie patrząc na mnie, powiedział:
44
 Tu każdy jest biedakiem.
Zadowolił ich widać wynik inspekcji, bo kiedy pół godziny pózniej, minąwszy wąski,
urwisty grzbiet górski, dojechaliśmy do trzeciego posterunku, nie czekały nas żadne
formalności i mogliśmy ruszyć bezpośrednio do parku. Słynny hodowca win, Matias [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl