[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na, jakby obudzony z koszmarnego snu. Odzyskując władzę nad sobą, rzucił się
z okrzykiem na przeciwnika, lecz smok zaśmiał się tylko i rzekł:
Jeżeli tego chcesz, chętnie cię zabiję, ale niewiele to pomoże Morwenie i jej
córce. Nie pobiegłeś na ratunek królewnie elfów, gdy cię wzywała, czy odmówisz
także pomocy swoim najbliższym, matce i siostrze?
Turin wziął rozmach i dzgnął mieczem celując w ślepia smoka, ale Glaurung
błyskawicznie zwinął się i podniósł na tylnych łapach tak, że górował teraz nad
głową człowieka, i rzekł:
A więc jesteś przynajmniej odważny, odważniejszy od wszystkich innych,
z którymi miałem dotąd do czynienia. Kłamią bowiem ci, co opowiadają, że my
nie umiemy cenić w przeciwniku męstwa. Sam się teraz przekonasz. Ofiarowuję
ci wolność. Idz do swoich najbliższych, jeśli zdołasz je odnalezć. Odejdz stąd!
Jeśli przeżyje ktoś z elfów albo ludzi, żeby opowiadać o tych zdarzeniach, na
pewno z pogardą wspominałby twoje imię, gdybyś odrzucił moją łaskę.
Wówczas Turin, jeszcze odurzony wzrokiem Glaurunga i zapominając, że ma
do czynienia z wrogiem nie znającym litości, uwierzył jego słowom i odwróciw-
szy się pobiegł przez most. Lecz Glaurung zawołał za nim głosem syczącym zło-
śliwością:
198
Spiesz się, synu Hurina, spiesz do Dor-lominu! Bo inaczej orkowie znowu
cię uprzedzą. Nie próbuj ratować Finduilas, bo jeśli zmarudzisz, nigdy więcej nie
zobaczysz Morweny ani Nienor, a matka i siostra przeklną cię za to! Turin zniknął
na północnym szlaku, a Glaurung zaśmiał się, zadowolony, że tak dobrze wyko-
nał rozkaz swojego pana. Teraz mógł pomyśleć o własnej przyjemności. Buchnął
więc ogniem i spalił wszystko dokoła. Skrzyknął orków, zajętych grabieżą, i prze-
pędził ich, nie pozwalając dłużej plądrować grodu. Potem zwalił most w pienistą
wodę Narogu i, czując się już całkiem bezpieczny, w najgłębszej podziemnej sali
zgarnął wszystkie dobra i skarby Felagunda na stos, położył się na nim i czas jakiś
odpoczywał.
Tymczasem Turin pędził na północ przez spustoszoną teraz krainę między Na-
rogiem a Teiglinem, a na jego spotkanie wyszła sroga zima, w tym roku bowiem
śnieg spadł, zanim się skończyła jesień, a wiosna była spózniona i chłodna. Wciąż
mu się wydawało, że wśród lasów i gór słyszy głos Finduilas, wzywającej go po
imieniu, i ten krzyk ranił go do żywego, ale serce jego tak było rozpłomienio-
ne kłamstwami Glaurunga, że widział oczyma wyobrazni, jak orkowie podpalają
dom Hurina albo jak torturują Morwenę i Nienor, więc pędził wytkniętym szla-
kiem i nie zbaczał ani na krok z tej drogi.
Wreszcie, wyczerpany pospieszną i długą podróżą (bo przebył z górą czter-
dzieści staj bez odpoczynku) wraz z pierwszym lodem znalazł się nad rozlewi-
skami Ivrin, gdzie niegdyś został uzdrowiony. Teraz rozlewiska zmienione były
w zamarznięte trzęsawisko i nie mógł się napić jego wody.
Z trudem przebrnął przez przełęcze do Dor-lomin, walcząc z dmącą od pół-
nocy zawieją śnieżną, i stanął znów na ziemi swojego dzieciństwa. Lecz kraj był
teraz bezludny i posępny, Morwena zniknęła, dom stał pusty, zaniedbany i zimny,
nie spotkał tam ani żywej duszy. Poszedł więc Turin do domu Easterlinga Broddy,
ożenionego z Aeriną, krewniaczką Hurina, i tam od starej sługi dowiedział się, że
Morwena dawno już opuściła Dor-lomin razem z córką, ale nikt prócz Aeriny nie
wie, dokąd się udały.
Wtedy Turin wszedł do izby, gdzie Brodda siedział za stołem, chwycił go
i grożąc mieczem zażądał wyjawienia, gdzie jest Morwena. Aerina oznajmiła mu,
że Morwena poszła do Doriathu, gdzie się spodziewała odnalezć syna.
Kraj nasz został bowiem uwolniony od złych sił powiedziała przez
Czarny Miecz z południa, teraz, jak mówią, pokonany.
Wówczas spadły łuski z oczu Turina i opadły z niego ostatnie pęta nałożone
czarami Glaurunga. Udręka i gniew, że dał się zwieść kłamstwom smoka, a także
nienawiść do ciemiężycieli Morweny, przyprawiły go o szaleństwo i Turin w furii
zabił Broddę i goszczących u niego Easterlingów. Potem uciekł na śnieg i mróz
jak człowiek ścigany; pomogli mu jednak niedobitkowie z ludu Hadora, znający
199
dobrze ścieżki w puszczy, i wraz z nimi wśród zawiei śnieżnej trafił Turin do kry-
jówki zbójców w południowym łańcuchu gór Dor-lominu. Stąd, z ziemi swego
dzieciństwa, znowu odszedł, wracając w Dolinę Sirionu. Serce miał pełne gory-
czy, bo przyniósł resztkom współplemieńców w Dor-lominie nowe nieszczęścia
i radzi byli, że odszedł; jedna tylko myśl pocieszała go: Czarny Miecz czynami
swego męstwa otworzył Morwenie drogę do Doriathu. Powiedział sobie w duchu:
A więc nie tylko zło wyrządziłem swoimi postępkami. Czy mógłbym znalezć
dla matki i siostry lepsze schronienie, nawet gdybym przybył wcześniej? Bo jeśli
Obręcz Meliany zostanie przełamana, zgaśnie ostatnia nadzieja.
Doprawdy lepiej, że się tak stało, gdziekolwiek bowiem przychodzę, rzucam
na to miejsce cień. Niechże moje kochane żyją pod opieką Meliany. Zostawię je
na jakiś jeszcze czas w spokoju, wolne od mojego cienia .
Teraz, zszedłszy z gór Ered Wethrin, zaczął daremnie szukać królewny Findu-
ilas, błąkając się po lasach, u stóp gór, zdziczały i czujny jak zwierz. Czatował na
wszystkich drogach prowadzących na północ ku Przełomowi Sirionu. Ale spóznił
się, ślady zdążyły ostygnąć lub zima je zatarła. Posuwając się na południe brze-
giem Teiglinu, natknął się na garstkę ludzi z Brethilu otoczonych przez orków
i ocalił ich, bo napastnicy pierzchli na widok Gurthanga.
Przezwał się Dzikim Człowiekiem z Lasu, a ludzie zaprosili go do swojej
siedziby. Odparł, że ma ważną powinność do spełnienia, gdyż szuka Finduilas,
córki Orodretha, króla Nargothrondu. Wówczas przywódca leśnego ludu, Dorlas,
oznajmił mu żałobną wieść: Finduilas nie żyła. Ludzie z Brethilu urządzili za-
sadzkę przy Przeprawie na Teiglinie w nadziei, że uda im się odbić jeńców upro-
wadzonych z Nargothrondu, lecz orkowie, zanim uciekli, zdążyli zabić okrutnie
wszystkich swoich więzniów, a Finduilas przygwozdzili oszczepem do drzewa.
Przed śmiercią powiedziała Dorlasowi:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]