[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Kochany Tatusiu!
Nie chcę iść do szkoły. Chcę zajmować się końmi i
dlatego odchodzę, aby zarobić na życie. Nie martw się o mnie.
Zabrałem pół suwerena z odłożonych przez Rowenę pieniędzy
na dom i zwrócę je najszybciej, jak tylko będę mógł.
Pozdrawiam wszystkich
Twój kochający syn Mark
Najpierw szybko przebiegła wzrokiem kilka zapisanych
linijek, po czym jeszcze raz, tylko znacznie wolniej. Po chwili
jej usta zacisnęły się mocno i wyszeptała:
- To robota markiza... to jego wina!
Rozdział 5
Pozwoliłem sobie pod pańską nieobecność, milordzie,
zamówić dla pana Gaynora potrzebne mu do pracy farby oraz
pewną ilość złota i srebra w płatkach.
- Bardzo dobrze, Ashburn - odrzekł markiz. - Mam
nadzieję, że zamówiłeś to wszystko w dużych ilościach,
ponieważ mam dla pana Gaynora następne zadanie i chcę, aby
do niego niezwłocznie przystąpił.
Markiz podpisał leżące na biurku papiery i wręczył je
sekretarzowi.
- Ten list - powiedział - może poczekać... - Urwał w pół
słowa, ponieważ drzwi gabinetu nagle się otworzyły.
- Przepraszam, milordzie - odezwał się lokaj. - Ale
przyjechała panna Winsford i chce się z panem widzieć.
Mówi, że to pilne.
Markiz przez chwilę milczał, po czym polecił:
- Wprowadz ją, Newman.
Lokaj wycofał się i Ashburn ruszył w kierunku drzwi. Ale
zanim zdążył do nich dojść, drzwi ponownie się otworzyły.
- Panna Rowena Winsford, milordzie! - zaanonsował
lokaj i Rowena weszła do gabinetu.
Była bardzo biada, ale jej beret, chociaż zwyczajny i
niedrogi, nie potrafił stłumić złocistego blasku jej włosów i
niezwykłego błękitu oczu. Na widok dziewczyny markiz
podniósł się zza biurka, podczas gdy Ashburn, skłoniwszy się
głęboko, opuścił pokój. Kiedy drzwi za sekretarzem zamknęły
się, markiz cicho zapytał:
- Co się stało?
- I pan się o to pyta - przytłumionym głosem odezwała się
Rowena. - To pańska sprawka! - powiedziała podając mu list
Marka.
Przeczuwał, że stało się coś ważnego, gdyż w przeciwnym
razie nie zjawiłaby się w Swayneling Park. Szybko przebiegł
wzrokiem po zapisanej kartce papieru:
- Bardzo mi przykro, Roweno. Powinienem był
przewidzieć, że myśl o rozstaniu ze środowiskiem, z którym
jest tak bardzo zżyty i wyjazd w nieznane, może go napełnić
lękiem.
- Myślę, że to by się nie wydarzyło, gdyby nie obsesja na
punkcie pańskich koni - z goryczą zauważyła Rowena. -
Mówiłam panu, że ma pan zły wpływ na wszystkich
domowników, i to jest właśnie pierwszy skutek pana
ingerencji w nasze życie.
- Usiądzmy i zastanówmy się, co w tej sytuacji należy
zrobić - zaproponował markiz.
- Nie mamy się nad czym zastanawiać - odrzekła Rowena,
- Zdecydowałam się tu przyjechać, aby porozmawiać z
pańskimi stajennymi i dowiedzieć się, o czym z Markiem
rozmawiali i jakich bajek mu naopowiadali. Musieli mu coś
mówić na temat pracy w stajni. - Milczała przez chwilę, po
czym nieco już spokojniej dodała: - Nie przypuszczam,
oczywiście, aby mógł tu się pojawić.
- Zgadzam się, że to raczej mało prawdopodobne -
przyznał markiz. - Ale zaraz to sprawdzimy.
Przeszedł przez pokój, kierując się do miejsca, gdzie tuż
obok imponującego gzymsu nad kominkiem przytwierdzona
była taśma dzwonka. Kiedy markiz pociągnął za nią, prawie
natychmiast drzwi otworzyły się i zjawił się w nich ubrany w
liberię lokaj w oczekiwaniu na rozkazy.
- Powiedz Samowi, aby natychmiast się tu zjawił! -
polecił markiz.
- Tak jest, milordzie.
Drzwi ponownie się zamknęły i markiz z uśmiechem,
który zniewalał większość kobiet, powiedział:
- Czy nie zechcesz usiąść, Roweno, i wypić ze mną.
kieliszek wina? A może wolisz gorącą czekoladę?
- Dziękuję, ale nie mam na nic ochoty. Pragnę jedynie
dowiedzieć się czegoś o Marku.
Nie patrzyła na markiza, natomiast on nie spuszczał z niej
wzroku.
- Mogę tylko powtórzyć, Roweno, że bardzo mi przykro,
iż tak się stało - rzekł. - Chciałem dla was jak najlepiej. Wiesz
dobrze, że Mark powinien chodzić do szkoły.
- Nie musi się pan troszczyć o moje rodzeństwo.
- Dlaczego? - zapytał markiz. - Przecież będziesz należała
do mnie.
- Nigdy! - Oczy Roweny pociemniały z gniewu. - Wiem,
że uważa się pan za bardzo sprytnego, milordzie, ponieważ
zdobył pan wdzięczność mojego ojca, a Hermionę pomysłem
wyjazdu do Florencji doprowadził prawie do histerii. Ale jeśli
o mnie chodzi, coraz bardziej pana nienawidzę.
- Naprawdę w to wierzysz? - zapytał markiz.
Ton jego głosu sprawił, że jej serce mocniej zabiło.
Gdy jechała bryczką z młodym Lawsonem do rezydencji
Swayne'ów, widok domu markiza wywarł na niej ogromne
wrażenie. Spodziewała się, że będzie wspaniały, ale
rzeczywistość przeszła jej najśmielsze oczekiwania.
Palac bez wątpienia należał do najpiękniejszych nie tylko
w hrabstwie, ale i w całej Anglii. Zbudowany został za
panowania królowej Elżbiety I na polecenie jednego z jej
najbardziej zaufanych doradców, a Swayne'om udało się przez
setki lat utrzymać wysoką pozycję w państwie, zachowując
przy tym w całości i majątek, i głowy pod rządami kolejnych,
wyznających różne religie monarchów. Od protestanckiej
Elżbiety, przez burzliwy okres panowania Stuartów i czasów
Commonwealth, ród Swayne'ów nie tylko przetrwał, ale w
miarę upływu lat jego potęga i znaczenie coraz bardziej rosło.
Swayneling Park to monumentalne dzieło wielu pokoleń
Swayne'ów, powstałe dzięki genialnym umysłom ich
przedstawicieli oraz umiejętnie zawieranym mariażom, które
pomnażały fortunę i znaczenie rodu.
- Aadna budowla, nie sądzi pani? - zapytał Edward
Lawson, patrząc z ukosa na Rowenę.
Rowena spodziewała się, iż chłopak nie przepuści takiej
okazji i będzie usiłował ją zagadywać, ale ostatnie przeżycia
zbyt mocno nią wstrząsnęły, aby zwracała na to uwagę. Toteż
uwagę Lawsona pominęła milczeniem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl