[ Pobierz całość w formacie PDF ]

oczekuje go matka; wybąkał nawet, że jest z kimś umówiony. Zapaliła
lampę na stole; ściemniało się już. Gdy ujrzał w świetle lampy jej twarz
jakby ściągniętą bólem, pod którym zniknęła cała miękkość rysów, odrzucił
na bok kapelusz i usiadł.
 Och, pani wie, że zostanę z ochotą, jeśli pani pozwala - wykrzyknął
Twarz jej natychmiast złagodniała. Edna roześmiała się, podeszła i położyła
dłoń na jego ramieniu.
 Dopiero w tej chwili wygląda pan jak mój dawny Robert. Pójdę,
powiem Celestynie.  Pobiegła powiedzieć Celestynie o dodaniu jednego
nakrycia. Posłała ją nawet na poszukiwanie jakichś dodatkowych
smakołyków o których dla siebie jednej nie myślała. I na kazała wielką
dbałość w parzeniu kawy i przyrządzaniu omletu
Gdy wróciła do pokoju, Robert przeglądał leżące na stoliku pisma i
rysunki. Wyłowił z tego stosu fotografię, na której widok krzyknął
zdumiony:
 Alcée Arobin! Cóż, na Boga, robi tutaj to zdjÄ™cie?
 Próbowałam naszkicować jego głowę pewnego dnia  odparła Edna
 i dał to sądząc, że mi pomoże. To było jeszcze w starym domu.
Myślałam, że tam zostało. Ale widocznie zapakowałam razem z całym
moim warsztatem malarskim.
 Może należałoby zwrócić mu tę fotografię, jeśli już niepotrzebna.
 Och, mam dużo podobnych zdjęć. I nigdy nie myślę o ich zwracaniu.
Zresztą  nic nie znaczą.  Robert nie odrywał oczu od twarzy Arobina.
 Mam wrażenie, że... czy istotnie sądzi pani, że warto taką głowę
rysować? Czy to przyjaciel pana Pontellier? Nigdy mi pani nie mówiła, że
go pani zna.
RS
115
 To nie jest przyjaciel pana Pontellier, to jest mój przyjaciel. Zawsze
się znaliśmy  ale ostatnio poznałam go trochę bliżej. Wolałabym jednak
mówić o panu i dowiedzieć się, co pan widział, co robił, jak się pan czuł w
tym Meksyku?
Robert odłożył na bok fotografię.
 Widziałem morskie fale  powiedział  i białą plażę Grand Isle;
widziałem zarośniętą uliczkę w Cheniere; stary fort na Grande Terre.
Pracowałem jak maszyna i czułem się jak zagubiona dusza. Nie było tam
nic ciekawego.
Schyliła głowę i dłonią osłoniła oczy przed światłem.
 A co pani robiła, co widziała i co czuła przez ten czas?  zapytał
Robert.
 Widziałam fale morskie i białą plażą Grand Isle; cichą, zarośniętą
uliczkę w Cheniere Caminada; stary słoneczny fort na Grande Terre.
Pracowałam  może niezupełnie jak maszyna, ale czułam się jak zagubiona
dusza. Nie było tu nic ciekawego.
 Pani jest okrutna  odrzekł z uczuciem, przymknął oczy i odchylił
głowę, by oprzeć ją o wysoką poręcz fotela. Siedzieli w milczeniu, póki
Celestyna nie przyszła i nie powiedziała, że kolacja podana.
RS
116
ROZDZIAA 34
Jadalnia była bardzo mała. Okrągły mahoniowy stół Edny wypełniał
niemal cały pokój. W tych warunkach krok lub dwa było do kuchenki,
kominka, do małego bufetu i bocznych drzwi wiodących na wąskie, cegłami
wybrukowane podwóreczko.
Z chwilą gdy Celestyna oznajmiła podanie kolacji, zapanował nastrój
niemal oficjalny. Nie wrócili już do spraw osobistych. Robert opowiadał o
swych przygodach w Meksyku, Edna o tym, co wydarzyło się w czasie jego
nieobecności. Kolacja miała charakter codziennego posiłku, jeśli nie liczyć
kilku zakąsek, po które Edna posłała w ostatniej chwili do sklepu. Stara
Celestyna z głową obwiązaną żółtym turbanem kuśtykała z pokoju do
kuchni i z powrotem ciekawa wszystkiego; raz po raz przystawała, by
pogawędzić w rodzinnym patois z Robertem, którego znała, gdy był jeszcze
małym chłopcem.
Wyszedł do pobliskiej trafiki po bibułkę do papierosów i po powrocie
zastał w salonie podaną przez Celestynę kawę.
 Może niesłusznie wróciłem  powiedział.  Kiedy zmęczę panią,
proszę mnie odprawić.
 Nigdy mnie pan nie męczy. Musiał pan zapomnieć o tych
niezliczonych godzinach na Grand Isle, które przywykliśmy spędzać razem.
 Nie zapomniałem niczego, co było na Grand Isle  odrzekł i nie patrząc
na nią zajął się skręcaniem papierosa. Woreczek z tytoniem odłożył na stół
 była to rzecz zupełnie niezwykła  z jedwabiu, cała pokryta haftem,
najwyrazniej dzieło kobiecych rąk.
 Nosił pan zwykle tytoń w gumowym woreczku  zauważyła Edna
biorąc do ręki jedwabne cacko i przyglądając się haftom.
 Tak. Ale go zgubiłem.
 A gdzie pan to kupił? W Meksyku?
 Dostałem w Vera Cruz od jednej dziewczyny: wszystkie one są tam
bardzo hojne  odpowiedział, zapalił zapałkę i przytknął ją do papierosa.
 Przypuszczam, że są także bardzo ładne... wszystkie te Meksykanki...
bardzo malownicze, czarnookie... w koronkowych szalach.
 Niektóre są ładne, inne bardzo brzydkie. Jak kobiety na całym
świecie.
 A jaka była ona? Ta, która haftowała ten woreczek? Musiał pan ją
dobrze znać.
 Była bardzo pospolita. Znajomość pozbawiona znaczenia. Owszem,
znałem ją dobrze.
RS
117
 Czy odwiedzał pan ją w domu? Czy to było interesujące? Niech mi
pan opowie o ludziach, których pan tam poznał, jakie robili na panu
wrażenie?
 Bywają ludzie, z którymi znajomość zostawia ślad nie większy niż
ślad wiosła na wodzie.
 Czy ona do takich należała?
 Nie pięknie bym się spisał, gdybym się w podobny sposób wyraził
właśnie o niej jednej.  Wcisnął woreczek z tytoniem do kieszeni, jakby
razem z przedmiotem chciał usunąć temat z nim związany.
Arobin wpadł z wiadomością od pani Merriman  musiała przełożyć
partiÄ™ kart z powodu choroby jednego z jej dzieci.
 Jak się masz, Arobin  powiedział Robert wynurzając się z
półmroku.
 O, Lebrun! Nie do wiary! Słyszałem wczoraj o twoim powrocie. No i
jak ciÄ™ tam potraktowano w Meksyku?
 Całkiem przyzwoicie.
 Nie dość jednak, żebyś tam pozostał. Swoją drogą Meksyk ma
oszałamiające dziewczyny. Myślałem, że nigdy nie wyjadą z Vera Cruz,
kiedy pojechałem tam przed paru laty.
 Czy haftowały dla pana pantofle i woreczki na tytoń, i wstążki do
kapelusza, i różne inne rzeczy?  spytała Edna.
 Cóż za pomysł! Nigdy! Nie. zasługiwałem aż na takie względy.
Obawiam się, że robiły na mnie większe wrażenie niż ja na nich.
 A zatem miał pan mniej szczęścia od Roberta.
 Zawsze tak jest. Zawsze mam mniej szczęścia od niego. Czy dzielił
się z panią czułymi zwierzeniami?
 Narzucałem pani swe towarzystwo dostatecznie długo  powiedział
Robert wstając z krzesła.  Uścisnął dłoń Edny i dodał:  Proszę
przekazać moje uszanowanie panu Pontellier, gdy będzie pani do niego
pisać.
Podał rękę Arobinowi i odszedł.
 Zwietny chłopiec z tego Lebruna  zauważył Arobin po jego
wyjściu.  Nigdy mi pani o nim nie mówiła.
 Poznaliśmy się w lecie na Grand Isle  odparła.  Tu jest pańska
fotografia. Nie jest panu potrzebna?
 A po co? Niech ją pani wyrzuci. Odłożyła zdjęcie na stół.
 Nie pójdę w ogóle do pani Merriman  powiedziała.  Niech pan jej
to powtórzy, gdy ją pan zobaczy. Zresztą... może lepiej będzie, jeśli do niej
RS
118
napiszę. Zrobię to zaraz. Napiszę, że współczuję jej z powodu choroby
dziecka i poproszę, żeby na mnie nie liczyła.
 Bardzo dobry pomysł  zgodził się Arobin.  Nie mam pani tego za
złe. To banda głupców!
Edna otworzyła teczkę z przyborami do pisania, wyjęła papier i pióro i
zaczęła pisać. Arobin zapalił cygaro i czytał popołudniową gazetę, którą
przyniósł w kieszeni.
 Jaką mamy dziś datę?  spytała Edna. Powiedział jej.  Czy mógłby
pan wrzucić ten liścik do skrzynki idąc do domu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl