[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Brawo! Doskonale!
Wówczas skrzypek zanurzył swą twarz w kuflu porteru, umyślnie na ten cel przygotowanym. Nie
dopijając do końca, podniósł głowę i natychmiast rozpoczął ponownie grać, z jeszcze większą fantazją.
Gdy już nahasano się do woli, rozpoczęła się gra w fanty, a potem znowu były tańce. W przerwach
rozdawano ciastka i lemoniadę, pieczyste na zimno i mnóstwo piwa. Główny punkt programu nastąpił
po pieczystym, gdy skrzypek (podstępny był to hultaj; znał on lepiej swoje rzemiosło niż można było
sądzić z pozoru! )zagrał popularną melodię ludową. Wtedy stary Fezziwig stanął z panią Fezziwig na
czele wszystkich tancerzy. Pierwsza para miała do spełnienia nie lada zadanie, bo za nią sunęło
dwadzieścia kilka par utworzonych z ludzi, z którymi nie można było żartować, bo niewiele wiedzieli o
tanecznych krokach, a bardzo pragnęli tańczyć.
Ale gdyby ich było i dwa razy tyle - ba, cztery razy - stary Fezziwig dałby im radę, i pani Fezziwig
także. To nie ulega wątpliwości.
Pani Fezziwig była godną towarzyszką swego małżonka w pełnym tego słowa znaczeniu. Z ruchów i
kroków pana Fezziwiga jak gdyby sypały się iskry. Przy każdej jego nowej figurze była niespodzianka.
Nie dało się odgadnąć w danej chwili, co będzie dalej. A gdy państwo Fezziwig przeszli przez wszystkie
fazy tańca, gdy wykonali wszystkie figury: naprzód, w tył, krzyże, kołysania się, koszyki itp. , pan
Fezziwig zdobył się na śmiały skok, tak że nogi lekko zaplątały mu się w powietrzu i zdawało się, że je
połamie; na szczęście, do katastrofy nie doszło. Zabawa skończyła się z chwilą gdy zegar uderzył
jedenastą. Państwo Fezziwig zajęli swoje stanowiska po obydwu stronach drzwi i ściskając ręce
każdego wychodzącego gościa, życzyli mu uprzejmie wesołych świąt. Gdy już wszyscy wyszli, dwóch
praktykantów spotkała ta sama grzeczność. Potem wesołe głosy umilkły, chłopcy zaś pozostali, aby
położyć się na posłaniach, które znajdowały się pod stołami w tylnym warsztacie; długo jeszcze
gawędzili, ożywieni i rozradowani.
Scrooge, patrząc na wskrzeszone chwile przeszłości, tak był wzburzony, że zdawało się, iż postradał
zmysły. Całym sercem uczestniczył w tej zabawie. Pamiętał wszystko i cieszył się wszystkim, doznawał
niewypowiedzianych wzruszeń. Dopiero gdy rozjaśnione twarze jego dawnego "ja "i Dicka odwróciły się
ku ścianie, przypomniał sobie ducha i zauważył , że przygląda mu się badawczo, a światło na jego
głowie jaśnieje silniejszym blaskiem.
- Niewiele potrzeba - odezwał się duch - dla zjednania sobie wdzięczności prostych ludzi.
- Niewiele! - powtórzył, jak echo, Scrooge. Duch dał mu znak, aby posłuchał rozmowy dwóch
praktykantów, którzy z zapałem wychwalali Fezziwiga, po czym rzekł:
- Czy nie mam racji? Ów Fezziwig wydaÅ‚ zaledwie trzy lub cztery funty szterlingi; to przecież nie powód,
żeby go wychwalać pod niebiosy. Jakaż tu zasługa?
- Ależ to nie o to chodzi - zaoponował Scrooge, podniecony wspomnieniem, nie pamiętając, że
wypowiada przekonania dawnego Scrooge'a. - To nie o to chodzi, duchu. On ma możność uczynienia
nas szczęśliwymi lub nie; uczynienia życia naszego l żejszym lub cięższym, a naszą pracę przyjemną
lub przykrą. Cóż z tego, że jego władza przejawia się tylko w dobrym słowie, poczciwym spojrzeniu, w
drobiazgach wręcz nieuchwytnych? To nic nie znaczy, gdyż nie w tym istota rzeczy. %7łyczliwość, jaką on
roztacza dokoła siebie, jest tak wielka, a dla nas tak droga, że się niczym opłacić nie da.
Spotkawszy przenikliwy wzrok ducha, zamilkł.
- Cóż się z tobą dzieje? - zapytał duch.
- Nic szczególnego - odrzekł Scrooge.
- A jednak coś się dzieje? - powtórzył.
- Ależ nic, nic... Chciałbym tylko powiedzieć w tej chwili słów kilka memu pomocnikowi. To wszystko.
Gdy wygłosił to życzenie, jego dawna postać przykręciła lampę i wraz z duchem znalezli się znów na
ulicy.
- Czas mój mija - zauważył duch. - Zpieszmy się!
Słowa te nie były skierowane do Scrooge'a czy jakiejkolwiek istoty widzialnej mimo to wywołały
niezwykły skutek; Scrooge znowu ujrzał samego siebie. Był już starszy. Twarz jego nie miała jeszcze
surowych linii lat pózniejszych, lecz w rysach jej już się przejawiały pierwsze ślady skąpstwa i
niepokoju.
W oczach zaś migotał wyraz drapieżnej chciwości, która zaczynała się rozrastać w jego duszy. Nie
ulegało wątpliwości, w jakim kierunku potoczy się jego życie. Nie był sam. Obok siedziała młoda i
piękna dziewczyna w żałobie, z oczyma pełnymi łez.
- Wiem, że to rzecz obojętna - mówiła dziewczyna zgnębionym głosem. - Zwłaszcza obojętna dla pana,
gdyż inne bóstwo zajęło w pańskim sercu moje miejsce. Jeżeli ono zdoła dostarczyć ci w przyszłości
takiej słodyczy, ukojenia i radości, jaką ja pragnęłabym cię otoczyć, to nie mam powodu do troski.
- Jakież to bóstwo cię zastąpiło? - zapytał dawny Scrooge.
- PieniÄ…dz.
- Oto sprawiedliwość ludzka! - zawołał dawny Scrooge. - Przeklinają ubóstwo, a jednocześnie potępiają
tych, którzy w pocie czoła starają się o dostatek.
- Przesądzasz pan sprawiedliwość świata - zauważyła dziewczyna. - Pan wszystkie swoje myśli i
pragnienia skierował na jeden cel: wzbogacenia się. Widziałam, jak wszystkie twoje szlachetne uczucia
gasły, jedno po drugim, tłumione tą namiętnością, która ostatecznie zwyciężyła. Czy to nieprawda?
- I cóż z tego? - zapytał. - Jeżeli stałem się praktyczniejszy i rozsądniejszy, to nie znaczy, żebym się
zmienił względem ciebie. Potrząsnęła główką.
- Czy zmieniłem się? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl