[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie wspominał o tym, co widział.
69
I tak nie musieli się już niczego obawiać, bo Wędrowiec do Zwitu płynął teraz po morzu, które wyglądało na
bezludne. Tylko Aucja zobaczyła raz jeszcze Morskich Ludzi, ale i to trwało krótko. Następnego dnia przez cały
ranek płynęli po płyciznie; dno morza było zarośnięte. Tuż przed południem Aucja ujrzała wielką ławicę ryb
żerujących na wodorostach. Wszystkie pożywiały się jednostajnie i wszystkie płynęły wolno w jednym kierunku.
Zupełnie jak stado owiec , pomyślała. I nagle pośrodku tego stada ryb zobaczyła morską dziewczynkę mniej
więcej w jej wieku spokojną, nieco smutną, z czymś w rodzaju laski pasterskiej w ręku. Aucja była pewna, że
dziewczynka jest pasterką, a ławica ryb jest stadem na pastwisku. Było tu bardzo płytko. I właśnie w tej chwili, gdy
podmorska pasterka błądząca po płytkiej wodzie i Aucja przechylona przez burtę znalazły się naprzeciw siebie,
dziewczynka podniosła głowę i spojrzała prosto w twarz Aucji. %7ładna nie mogła wydobyć z siebie głosu, a morska
dziewczynka natychmiast rzuciła się do tyłu, niknąc między wodorostami. Ale Aucja nigdy nie zapomniała jej
twarzy. Pasterka nie wyglądała na przestraszoną lub rozgniewaną, jak król i jego orszak. Aucja polubiła ją i czuła,
że ona polubiła ją także. W tej krótkiej chwili zostały w jakiś sposób przyjaciółkami. Nie wydaje się, by miały
większą szansę na ponowne spotkanie w tym świecie czy w jakimkolwiek innym. Ale jeśli się to kiedyś zdarzy,
pobiegną ku sobie z otwartymi ramionami.
Po tym wydarzeniu Wędrowiec do Zwitu płynął na wschód bez przeszkód przez wiele dni. Płynął przez
wygładzone morze bez wiatru w żaglu i bez piany tryskającej spod dziobu. Z każdym dniem i z każdą godziną
światło jaśniało coraz mocniej, lecz im to nie przeszkadzało. Nikt nic nie jadł, nikt nie spał i nikomu nie chciało się
ani jeść, ani spać. Wyciągali z morza wiadra oślepiającej wody, mocniejszej niż wino i jakoś bardziej mokrej,
bardziej płynnej niż zwykła woda,' i w milczeniu przepijali do siebie wielkimi łykami. Jeden lub dwu marynarzy,
którzy byli nieco starsi od innych, gdy podróż się zaczęła., teraz młodnieli z każdym dniem. Nie było na pokładzie
nikogo, kto nie czułby radości i podniecenia, ale owa radość i podniecenie nie czyniły ich wcale skłonnymi do
rozmów.
Im dalej płynęli, tym mniej mówili, a jeśli już mówili, to prawie szeptem. Cichość Ostatniego Morza przenikała
wszystkich do głębi.
Mości kapitanie rzekł pewnego dnia Kaspian do Driniana co widzisz przed nami?
Wasza królewska mość odparł Drinian widzę jakąś dziwną białość. Wszędzie wzdłuż horyzontu, od
północy do południa, tak daleko jak sięgam wzrokiem, wszędzie jest coś bardzo białego.
Ja też to widzę rzekł Kaspian i nie mam pojęcia, co to może być.
Gdybyśmy byli na innej szerokości, najjaśniejszy panie rzekł Drinian powiedziałbym, że to lód. Ale to nie
może być lód. Nie tutaj. Tak czy owak, lepiej zrobimy, jeśli każemy ludziom chwycić za wiosła i zmniejszymy
trochę szybkość okrętu. Czymkolwiek to jest, nie chciałbym, abyśmy uderzyli w to z całą siłą.
Zrobili, jak radził Drinian, i płynęli dalej, coraz wolniej i wolniej. W miarę, jak się do niej zbliżali, dziwna białość
nie wydawała się ani trochę mniej tajemnicza. Jeśli to był ląd, musiał być bardzo dziwnym lądem, bo powierzchnię
miał tak gładką jak woda i na tym samym co morze poziomie. Kiedy się doń przybliżyli, Drinian nacisnął mocno
rumpel i skierował dziób Wędrowca do Zwitu na południe, tak że prąd znosił teraz okręt lewą burtą ku
tajemniczej bieli, a następnie powiosłowali wzdłuż jej krawędzi. Zrobili przy tym ważne odkrycie: prąd miał tylko
około czterdziestu stóp szerokości reszta morza była martwa, jak sadzawka. Była to pocieszająca nowina dla
załogi, która coraz częściej myślała o powrotnej drodze do kraju Ramandu; wiosłowanie cały czas pod prąd nie
byłoby najprzyjemniejszym zajęciem. (Wyjaśnia to też, w jaki sposób owa podmorska pasterka znikła tak szybko
za rufą. Po prostu nie znajdowała się wewnątrz prądu; gdyby w nim była, poruszałaby się na wschód z tą samą
szybkością co okręt.)
Wciąż jednak nikt nie miał pojęcia, czym jest ta biała pustynia, i w końcu spuszczono łódz, aby to zbadać. Ci,
którzy zostali na pokładzie Wędrowca do Zwitu , zobaczyli, jak łódz zanurza się w biel. Potem usłyszeli
podniesione, pełne zdumienia głosy tych z łodzi, rozchodzące się daleko nad spokojną wodą. Po chwili zapanowała
cisza. Stojący na dziobie łodzi Rynelf rzucał sondę. Za chwilę łódz zaczęła powracać. Wszyscy rzucili się do burty,
by usłyszeć nowiny. Aódz pełna była czegoś białego.
Lilie, wasza królewska mość! zawołał Rynelf stojący na dziobie.
70
CO takiego? zapytał Kas pian.
Kwitnące lilie wodne, wasza królewska mość
powtórzył Rynelf. Takie same, jakie rosną w sadzawkach w Narnii.
Patrzcie! zawołała Aucja, która siedziała na rufie łodzi. Podniosła mokre ręce pełne białych płatków i
szerokich, płaskich liści.
Jaka głębokość, Rynelfie? zapytał Drinian.
Zabawna rzecz, kapitanie odpowiedział Rynelf. Wciąż jest głęboko. Trzy i pół sążnia.
To nie mogą być prawdziwe lilie, w każdym razie to nie te, które my nazywamy liliami wodnymi powiedział
Eustachy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]