[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oglądała go z bliska i nigdy jeszcze nie widziała takiego przepychu. Zdawało jej się, że
wkroczyła do pałacu z bajki, i nie zauważała wcale, że piękne niegdyś gobeliny spłowiały od
słońca i w niejednym miejscu się poprzecierały, na posadzkach leżą przeżarte przez mole
skóry niedzwiedzie, a tron królewski całkiem zbutwiał. Na powale pomiędzy belkami wisiały
pajęczyny, podłogi zaś były brudne i zniszczone.
Ormund, rozbawiony, popatrzył na jej zachwyconą twarzyczkę.
- Wstrzymaj się z pochwałami, póki nie dojedziemy do Konghelli - uśmiechnął się. -
Zobaczysz, tam to dopiero jest dwór! Tanum to nic szczególnego, a na dodatek powiadają, że
tu straszy!
Dziewczyna popatrzyła na Ormunda z lękiem.
- Naprawdę? Nie odważę się tu spać.
- Ależ, Ingo, czyżbyś zapomniała, że chroni nas moc krzyża?
- Wybacz - odszepnęła zapłoniona ze wstydu. - Nie pomyślałam o tym.
- Spij spokojnie, Ingo. Przydzieliłem tobie i ojcu spokojny kąt niedaleko tej sali, będę
zresztą w pobliżu. Wprawdzie Ranrike słynie z tego, że głęboko w lasach kryją się poganie,
ale z pewnością nie odważą się napadać na liczący pięciuset wojów oddział.
- Poganie? - wyrwało się Indze, a jej głos zadrżał. - Nie sądziłam, że w Norwegii ktoś
jeszcze składa ofiary Azom2.
- A jednak - rzucił Ormund sucho i oddalił się, żeby dopilnować zakwaterowania.
Tego wieczoru Inga długo nie mogła zasnąć. W starym dworze rozlegały się dziwne
trzaski i skrzypienie, dziewczynie zdawało się, że słyszy szepty opowiadające o tym, co
wydarzyło się w Tanum dawno, dawno temu.
Ojciec spał spokojnie, inni wojowie także, Inga jednak nie potrafiła się odprężyć.
Poganie... Poganie w otaczających ich zewsząd borach! W jej wspomnieniach ożyły
zasłyszane w dzieciństwie straszne opowieści o zimowych ofiarach i okrutnych berserkach. 3
Przecież Norwegia przyjęła chrzest, powtarzała sobie, nie ma już bożków, Tora,
Odyna czy olbrzymów z Jotunheimen. Przecież wieziemy kawałek Chrystusowego krzyża...
2 Azowie - panteon bogów skandynawskich, mieszkających, mieszkających w niebiańskim Asgardzie,
odpowiedniku greckiego Olimpu (przyp. tłum.).
3 Berserkowie - najbardziej zaciekli wojownicy wikińscy, dokonujący bojowych wyczynów w stanie
ekstremalnego podniecenia (przyp. tłum.).
Sama trzymałam dziś w dłoni tę świętą relikwię. A poza tym jest z nami Ormund,
najwspanialszy i najszlachetniejszy mąż w całym kraju. Dlaczego więc tak się boję? Dlaczego
tak przerażają mnie te wszystkie dzwięki? Przecież nie odjechaliśmy jeszcze daleko od
rodzinnych stron. Ranrike należy do Viken, tak jak i Borg.
Następnego dnia koło południa okazało się, że chory z odmrożoną nogą na domiar
złego się przeziębił i nie jest w stanie utrzymać się w siodle.
Ormund Strażnik zarządził więc, by większość oddziałów podążyła dalej w kierunku
Konghelli, żeby dotrzeć na miejsce noclegu o umówionej porze. Niewielka grupa około
dwudziestu ludzi, wśród nich Inga z ojcem i Ormund, pozostała, by pomóc choremu.
- Nie powinieneś raczej, Ormundzie, poprowadzić oddziałów? - spytała dziewczyna.
- Być może, ale jak dalibyście tu sobie sami radę? Wieczorem dojedziemy do wsi
zwanej Oddevold i tam pozostawimy chorego. Zaopiekują się nim, póki nie wyzdrowieje. My
zaś jutro ruszymy w dalszą drogę i jeśli będziemy jechać dość szybko, uda nam się zapewne
dogonić naszych ludzi.
- Wydajesz mi się zdenerwowany. Czy coś cię niepokoi?
- To dziwne - rzekł cicho Ormund. - Posiadasz, Ingo, niezwykłą zdolność
odgadywania moich myśli i nastrojów. Niepokoję się, bo, jak ci wspominałem wczoraj,
znajdujemy się w dość niebezpiecznej okolicy, a wnet wjedziemy do gęstego boru.
Dwudziestoosobowy oddział to nie jest duża siła. Kto wie, czy uda nam się ochronić puszkę
ze Zwiętym Krzyżem.
- Jeszcze nie jest za pózno, żebyś dołączył do swych wojów, my sobie poradzimy,
najważniejsze to ocalić relikwię! - zawołała żarliwie.
Ormund potrząsnął głową i uśmiechnął się lekko:
- Nigdy nie porzucam rannego w potrzebie. Zresztą nie martwmy się na zapas, na
pewno wszystko będzie dobrze.
Ale nadzieja okazała się płonna. O zmierzchu tego samego dnia, kiedy grupka
jezdzców z chorym dojeżdżała już do Oddevold, nieoczekiwanie spadł na nich deszcz strzał.
Pośpiesznie ukryli się za skałą w ciemnym lesie. Kilka strzał okazało się celnych, ale na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]