[ Pobierz całość w formacie PDF ]

krzywdę. Ja znałam go tylko kilka tygodni.
- CiÄ…gle nie mogÄ™ w to uwierzyć. Ale dokÄ…d ży­
jemy, uczymy siÄ™.
Położyła dłoń na jego spadzistym ramieniu.
- Wybacz, Geordie, ale w tej chwili nie mogÄ™ ci
zapÅ‚acić za twojÄ… opiekÄ™. Jestem bez grosza przy du­
szy. Może w najbliższych dniach uda mi się zdobyć
jakieÅ› pieniÄ…dze i wtedy spÅ‚acÄ™ dÅ‚ug, jaki u ciebie za­
ciągnęłam.
Geordie wyszczerzyÅ‚ zÄ™by. Wszystko o nich moż­
na było powiedzieć, tylko nie to, że olśniewały bielą.
- Ależ, moja pani, to najmniejszy powód do zmar-
twieÅ„. ZaopiekowaÅ‚em siÄ™ w Amsterdamie cudzÄ… sa­
kiewkÄ…, tak jak ktoÅ› inny kilka godzin wczeÅ›niej za­
opiekował się moją. Ja gotów jestem służyć panience
nawet za darmo, a choćby i wspierać jÄ… groszem, do­
kąd nie stanie mocno na własnych nogach.
Oczy Catherine napełniły się łzami. Potrzebowała
męskiej opieki w tym okrutnym świecie, a Rob był
wciąż w wiÄ™zieniu. Nie miaÅ‚a zresztÄ… żadnych gwa­
rancji, że kiedykolwiek zeÅ„ wyjdzie. PrzestaÅ‚a wie­
rzyć słowu sir Thomasa. Była w jego oczach już tylko
zużytą kartą w wielkiej politycznej grze.
- NaprawdÄ™ tego chcesz?
- Potrafię być wiernym sługą. Proszę tylko o mały
kÄ…cik do spania.
I na tym stanęło. Straciła ukochanego, zyskała
wiernego sługę.
ROZDZIAA SZESNASTY
Przez cały czas pobytu w Bredzie, gdzie wyróżniał
się wykwintnym strojem, piękną wymową i mocnymi
argumentami w negocjacjach, Stair Cameron myślał
o swojej umiłowanej. Wiedział od sir Francisa Her-
rolda, że opuściła więzienie i jeszcze tego samego
dnia wyruszyła w drogę powrotną do Anglii, ale nie
miał pojęcia, że jego listy do Catherine były przez
specjalnie podstawionego czÅ‚owieka przechwytywa­
ne w Bredzie i niszczone. StÄ…d jego rosnÄ…ce zdziwie­
nie, że nie otrzymaÅ‚ dotÄ…d z Londynu ani jednej od­
powiedzi.
Z czasem do zdziwienia dołączył się niepokój. Zaczął
wyobrażać sobie, że statek, na którym płynęli Catherine
i Geordie, zatonął podczas burzy lub został zagarnięty
przez francuskich lub holenderskich korsarzy. JedynÄ…
pociechę czerpał z myśli, że jego Ustom mogło się coś
przytrafić. Ostatecznie trwała wojna i miało to swój
wpÅ‚yw również na funkcjonowanie poczty. Tak czy ina­
czej, z niecierpliwością czekał końca dyplomatycznych
rozmów i podpisania jak najbardziej korzystnego dla
Anglii traktatu. Chciał już być na Cob Lane i chwycić
Catherine w ramiona.
Przeminął maj i zaczęły się dni czerwcowe. Do
Bredy przybył z krótką wizytą Arlington. Stair, nie
zwlekając, poprosił go o zwolnienie z misji.
- Chyba dość już uczyniÅ‚em dla mojego kraju, że­
bym zasłużył sobie na chwilę odpoczynku. Wydarłem
Holendrom przy pomocy Grahame'a dwie pilnie
strzeżone tajemnice. O planowanym przez nich ataku
na Sheerness i...
- Musisz wiedzieć, Stair - przerwał mu Arlington
z pobłażliwym uśmiechem na twarzy - że nikt nie dał
temu wiary. Wszyscy za to byli zgodni, że Grahame wy­
myślił to sobie, żeby uzyskać od nas glejt. Nigdy by go
zresztą nie otrzymał. Shooter wybawił nas z kłopotu.
Stair ściągnął brwi.
- Obiecałem mu ten glejt w jak najlepszej wierze.
Przykro mi słyszeć, że zamierzaliście nie dotrzymać
słowa.
- Daj spokój. Dobrze wiesz, że w tej branży nikt
nikomu nie dowierza. Ty jednak chyba nie masz po­
wodu się skarżyć. Otrzymałeś gratyfikację, by tak
rzec, w żywym towarze. To musiały być gorące dni.
Stairawi pociemniało w oczach. Nakazał jednak
sobie spokój.
- Jej pobyt w Zjednoczonych Prowincjach był
w takim samym stopniu publiczną służbą jak mój.
W zwiÄ…zku z tym mam nadziejÄ™, że zostaÅ‚a odpowie­
dnio wynagrodzona. Czy trzeba byÅ‚o tak nagle odsy­
łać ją do domu?
- Bez wątpienia nie ma powodu uskarżać się na
niewdziÄ™czność rzÄ…du Jego Królewskiej MoÅ›ci - od­
parÅ‚ Arlington, który w istocie nie miaÅ‚ najmniejsze­
go pojęcia, jak załatwiono sprawę Catherine Wood. -
I chyba nie sądziłeś, że pozwolimy ci przyjechać tu
w towarzystwie kochanki i może jeszcze pod przy­
branym nazwiskiem?
- Mniejsza z tym - powiedziaÅ‚ Stair pojednaw­
czo, nie chcąc wystawiać swojej przyjazni z Arling-
tonem na ryzyko. - Kiedy wrócę do Anglii, pomyślę
o jakiejś nagrodzie dla mojej wspólniczki.
Arlington był zbyt taktowny, aby dopytywać
o charakter tej nagrody. Natomiast rzuciło mu się
w oczy, że kiedy rozmowa zaczynaÅ‚a dotyczyć aktor­
ki, jego stary przyjaciel stawał się trochę nerwowy, by
nie rzec, sentymentalny. I któż mógł to przewidzieć?
Gdzie podziała się pogarda Staira dla kobiet, w której
prześcigał dotąd niejednego libertyna?
Dwa dni pózniej niebo runęło na głowę Arlingtona.
Siedział właśnie w przydzielonym mu gabinecie
w otoczeniu najbliższych współpracowników, kiedy
sekretarz wręczył mu pilną depeszę z kraju. Arlington
rozerwał kopertę, po czym wszyscy mogli widzieć,
jak na przemian czerwienieje i blednie na twarzy.
Wstał zza biurka. Miał teraz wygląd człowieka,
którego trapi podagra.
- Panowie, mam wam do przekazania najsmut­
niejszą nowinę, jaką może przekazać angielski mąż
stanu swoim współobywatelom. Dwunastego czerw­
ca nieprzyjaciel zaatakował i spalił Sheerness, ruszył
w górę, zaatakował Chatham, niszcząc w obu tych
miejscach lub uprowadzając dużą część naszej floty,
w tym naszą dumę,  Króla Karola".
ZapadÅ‚a grobowa cisza. Wszyscy natychmiast po­
jęli wagę tej nowiny i różnorakie jej konsekwencje.
Stair nie odczuwaÅ‚ najmniejszej satysfakcji. Za to Ar­
lington najwyrazniej starał się omijać go wzrokiem.
WiedziaÅ‚ już, że w tym przypadku rzÄ…d Jego Króle­
wskiej Mości nie stanął na wysokości zadania.
Za oknem rozległy się wesołe okrzyki i wiwaty. Tak
obywatele Bredy przyjmowali wiadomość o triumfach
floty holenderskiej. Korzystna sytuacja polityczna po in­
wazji Francuzów na Niderlandy należaÅ‚a już nieodwo­
łalnie do przeszłości. Upokarzająca klęska Anglików na
własnym terenie będzie musiała przynieść ustępstwa
przy stole negocjacyjnym. Stair, Arlington i mm wie­
dzieli już, że nie mają szans na uratowanie czegoś więcej
prócz kolonii w Ameryce Północnej.
Stair milczał. %7łal mu było Arlingtona i nie chciał
publiczną krytyką zwiększać jeszcze jego boleści
i wstydu. Ale pierś rozrywała mu wściekłość. Ludzie
bez politycznej i militarnej wyobrazni zaprzepaścili
wspaniałą okazję pokonania Holendrów stosunkowo
małym kosztem.
Kiedy zostali sami, powiedział:
- Stało się, jak się stało, ale nie musiało do tego dojść.
To nasi wrogowie mogli dzisiaj dÅ‚awic siÄ™ swym wÅ‚as­
nym upokorzeniem. Wzgardziliście naszymi raportami
i teraz wszyscy cierpimy biedÄ™. W tej sytuacji pona­
wiam mojÄ… proÅ›bÄ™ o zwolnienie mnie ze sÅ‚użby paÅ„­
stwowej. Dacie tu sobie radÄ™ beze mnie.
Na twarzy Arlingtona malowało się zmieszanie,
całkiem nie pasujące do wytrawnego męża stanu.
- Widzę, że śpieszy ci się do aktoreczki. Herrold
aż Å›liniÅ‚ siÄ™, kiedy o niej mówiÅ‚. Ale wiedz, że potrze­
buję nadal twojej pomocy. Właśnie przeciwko takim
Herroldom, którzy nie widzą dalej własnego nosa.
- Dobrze - odparł Stair i ani jeden muskuł nie
drgnÄ…Å‚ na jego twarzy. - %7Å‚Ä…dasz ode mnie bardzo du­
żo, ale pójdę ci na rękę. Uprzedzam jednak, że może
nadejść taka chwila, że ja również zwrócÄ™ siÄ™ do cie­
bie z prośbą.
Arlington spojrzaÅ‚ przyjacielowi w oczy. W ostat­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl