[ Pobierz całość w formacie PDF ]
prawdopodobnie nigdy nie będę.
Jake dostał kolki. Ale Sam nigdy się o tym nie dowiedział.
Eroll Flynn miała kociaki. Tego też nie wiedział.
Cletus, przycinając forsycje, przeciął sobie kciuk sekatorem.
Obydwie studentki wyjechały na wakacje i Josie musiała znalezć inną
pomoc. W końcu znalazła, ale to wcale nie było łatwe.
O tym wszystkim Sam nie miał pojęcia.
Zadzwonił do Josie z Tajlandii. Połączenie było niedobre; cały czas
trzeszczało w słuchawce, więc musieli się wzajemnie przekrzykiwać.
Następnym razem zatelefonował już z Nowego Jorku.
- Jak się ma Jake? - zapytał.
144
RS
- Doskonale - odparła, zresztą zgodnie ż prawdą; malec miewał
kolki, ale właściwie był zdrów.
- Mógłbym przyjechać, jeślibyś mnie potrzebowała - powiedział w
pewnej chwili.
- Nie trzeba - odparła, choć tęskniła za nim bardzo. W słuchawce
zapadła cisza.
- To świetnie - skwitował. - Właściwe mam mnóstwo pracy.
Nigdy nie pytali o siebie. Rozmawiali tylko o Jake'u. Tylko Jake się
liczył.
Josie powtarzała to sobie tysiąc razy. Za każdym razem, gdy
pomyślała o Samie - za każdym razem, gdy za nim zatęskniła. Powtarzała
to sobie w nocy, gdy usiłując zasnąć, obejmowała ramionami poduszkę.
Tylko Jake miał znaczenie. To było jak mantra odbijająca się echem
w jej głowie.
Ale ilekroć to powtarzała, wiedziała, że nie była to cała prawda.
Sam liczył się również.
Wpadł na Izzy w Central Parku. A właściwie to ona - rozpędzona na
rolkach - wpadła na niego. Wracał do domu piechotą, ze spuszczoną
głową, po pracy, którą starał się zapełnić puste godziny bez Josie. Jedyną
liną ratunkową był telefon; łączył go raz dziennie z jedynymi osobami na
ziemi, które miały dla niego znaczenie. Tylko że one o tym nie wiedziały...
Miał przed sobą jeszcze trzy godziny, nim będzie mógł zadzwonić do
nich wieczorem. Liczył już minuty, gdy wpadła na niego Izzy wraz z
dwiema siostrzenicami Finna.
- Izzy! - Upadłaby, gdyby nie zdążył jej złapać za ramię. - Nic ci nie
jest...?
145
RS
Nie widział jej, odkąd wraz z Finnem i modelkami wyjechali z
Dubuque miesiąc temu. Dekadę temu. Całą wieczność.
Uchwyciła się jego ramienia, aby utrzymać równowagę.
- Co za spotkanie! - Uśmiechnęła się promiennie i pocałowała go w
policzek. Potem jednak odsunęła się o krok i zmarszczyła brwi. -
Wyglądasz okropnie - stwierdziła.
- Wielkie dzięki - powiedział. - Nie mogę tego samego powiedzieć o
tobie.
Izzy rzeczywiście wyglądała cudownie. Cała promieniała. Roztaczała
wokół siebie blask zbliżającego się macierzyństwa, choć ledwie można
było zauważyć, że jest w ciąży. Pamiętał ten blask; widział go na twarzy
Josie...
- Nie powinnaś jezdzić na rolkach - powiedział. - Może ci się coś
stać.
- Jestem grubo ubrana - odparła. - Przestanę, gdy mi zabroni lekarz.
Podjechały do nich blizniaczki i rzuciły z uśmiechem:
- Cześć, Sam. Gdzie jest Josie? Gdzie mały Jake?
- Właśnie - podjęła Izzy, rozglądając się wokół - gdzie Josie? Kiedy
przyjechałeś do Nowego Jorku?
- Dwa tygodnie temu. - Sam nie odpowiedział na pozostałe pytania. -
Jak się miewasz, Izzy? - zmienił temat.
- Doskonale. Jestem tylko trochę podenerwowana... Czuję
przyspieszone bicie serca. Chciałam o tym porozmawiać z Josie.
Sam wbił wzrok w ziemię; potem w przestrzeń ponad głową Izzy.
Zakołysał się na piętach i podrapał w głowę.
- Josie została w Dubuque - powiedział w końcu.
146
RS
- W Dubuque? Dlaczego? Nie sprzedaliście jeszcze pensjonatu?
- Nie zamierzamy go sprzedać. - Nadal nie patrzył na Izzy. %7łałował,
że zgodził się, by Izzy i Finn przyjechali do Opoki". Przynajmniej teraz
nie musiałby się tłumaczyć.
- Josie szuka kogoś do prowadzenia pensjonatu...? - podjęła Izzy
niepewnym tonem.
- Nie, Josie nikogo nie szuka. Josie tam zostaje.
Izzy patrzyła na niego zmrużonymi oczami. Zmarszczyła brwi.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Dokładnie to, co powiedziałem. Nie... będziemy razem.
- Dlaczego?
- Izzy! - Popatrzył na nią ze złością. - Nie powinnaś zadawać takich
pytań!
Oparła dłonie na biodrach.
- A dlaczego nie? To całkiem rozsądne pytanie, zważywszy, że
miesiąc temu byliście nierozłączni!
- Była wtedy w ciąży. Potrzebowała mojej pomocy...
- A teraz już nie potrzebuje? - spytała Izzy, nie kryjąc sarkazmu.
- Nie! - Zacisnął zęby. - Do diabła, nie!
- Kobieta z maleńkim dzieckiem, trzema kotami, psem, dwoma
staruszkami na głowie i dwudziestopokojowym pensjonatem nie
potrzebuje pomocy?
- Ode mnie nie potrzebuje - rzekł stanowczo.
- Powiedziała ci to?
- Tak!
147
RS
- Nie wierzę... - Urwała na chwilę, jakby w zadumie, a potem
podjęła: - Właściwie mogę uwierzyć...
- Co masz na myśli?
Przełknęła ślinę i popatrzyła na Sama ostrym wzrokiem.
- Czy choć raz powiedziałeś jej, że ją kochasz?
Sam opuścił ramiona i wbił wzrok w czubek buta. Milczał. To było
bardzo wymowne milczenie. Izzy jęknęła.
- Sam... - odezwała się po chwili z wyraznym zniecierpliwieniem.
- Ona nie chciałaby tego usłyszeć - bronił się. - Nie chciała wyjść za
mnie! Pobraliśmy się tylko z powodu dziecka! Zmusiłem ją do tego.
- Otóż to - mruknęła Izzy pod nosem. - Ale nie zmuszałeś jej, by się
z tobą kochała i zaszła w ciążę, prawda?
Sam popatrzył na nią wstrząśnięty.
- Oczywiście, że nie! - obruszył się.
- A jak myślisz, dlaczego to zrobiła?
Poczuł, że rumieniec wypełza mu na szyję i policzki. Nikomu nie
chciał wyjaśniać okoliczności tamtej nocy, a zwłaszcza Izzy...
- Wypiliśmy trochę - bąknął. - Wiesz, przeżywaliśmy trudne chwile,
obydwoje.... - Nie potrafił się wysłowić. - To nie stało się dlatego, że mnie
kochała....
- Sam, jesteś skończonym idiotą! - powiedziała Izzy dobitnie.
148
RS
ROZDZIAA JEDENASTY
Sam Fletcher potrafił wykazać niezachwianą pewność siebie i
determinację, jeśli był pewien, że dokonuje słusznego posunięcia. Gdy w
grę wchodziły interesy i walczył o to, czego pragnął, postępował
odważnie, nie stroniąc od ryzyka.
Dlaczego więc nie mógł od razu spakować się i pojechać prosto do
Dubuque, by stanąć tam twarzą w twarz z Josie i powiedzieć, że ją kocha?
Dlaczego zwlekał trzy dni, cały tydzień, a nawet dłużej? Nie potrafił
się zdecydować. Nie potrafił zrobić tego, co zdaniem Izzy już dawno
powinien zrobić. Nie potrafił wyznać Josie miłości.
- Nie mogę w to uwierzyć! - powiedziała do niego oskarżycielskim
tonem. - Czy ty jesteś ślepy? Josie za tobą szaleje!
- To nieprawda - zaprzeczył. - Wcale nie szalała. A może...?
Czy powinien rozbudzać w sobie nadzieję? Już kiedyś miał nadzieję.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]