[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przypisać chyba należy temu, że sami odczuwali, jak śmieszna była ich ucieczka z tej
osobliwej katastroÍî morskiej.
Po chwili spytałem:
 I cóż się stało dalej?
Niedorzeczne pytanie, wieóiałem zbyt wiele, bym się mógł spoóiewać czegoś
naówyczajnego.
 Nic  odparł.
Wschoóące słońce znalazło go w tym samym miejscu, w które spadł skacząc do
łoói. Co za wytrwałość w gotowości! Całą noc trzymał w ręku ciężki kawał drze-
wa. Czy nie nazwiecie tego gotowością? Czy możecie go sobie wyobrazić stojącego
w milczeniu przez pół nocy, z twarzą zwróconą w stronę deszczu, patrzącego na te
ciemne kształty, śleóącego każdy ich ruch, wytężającego uszy, by usłyszeć szepty pły-
nące z drugiego końca łoói? Wytrwałość odwagi czy napięcie strachu? Jak wam się
zdaje? Wytrwałość niemała przecie. Sześć goóin wytrzymać w obronnej postawie;
Lord Jim 51
sześć goóin zupełnej nieruchomości, gdy łódz sunęła powoli lub stawała, zależnie
od kaprysu wiatru, gdy uspokojone morze usnęło nareszcie; gdy chmury przebiegały
ponad jego głową; gdy sklepienie niebios traciło swą ciemną barwę, rozbłyskiwało
większą jasnością, bladło na wschoóie, a tamte czarne kształty w tyle łoói zaczęły się
uwypuklać: stawały się ramionami, głowami, twarzami, rysami  ukazały się strasz-
nie patrzące nań oczy, zwichrzone włosy, ubranie w strzępach, czerwone mrużące się
powieki w bladej barwie świtu.
 Wyglądali, jak gdyby tyóień cały leżeli spici w rynsztoku  opisywał i mruk-
nął coś o wschoóie słońca zapowiadającym spokojny óień.
Znacie to przyzwyczajenie marynarzy, by zwracać uwagę na stan pogody w każ-
dych okolicznościach, a mnie te kilka jego słów wystarczyło, bym wióiał jasną linię
na widnokręgu, równomierne pomarszczenie całej powierzchni morza, jak gdyby wo-
dy drgnęły, dając życie świetlanej kuli, a poruszone lekkim wietrzykiem powietrze
wydało tchnienie wyzwolenia.
 Sieóieli tam, ramię przy ramieniu, kapitan pośrodku, jak trzy brudne sowy
i patrzyli na mnie!  mówił z odczuciem nienawiści, która w te zwyczajne słowa
wsączała jakby kroplę jadu; ale moje myśli pozostały przy tym wschoóie słońca.
Mogłem sobie wyobrazić pod tym przezroczystym, pustym sklepieniem niebios
czterech luói uwięzionych na bezmiarze wód, a samotne słońce, nieczułe na życiowe
tragedie, zataczało jasne koło na niebie, by z większej wysokości rzucić swój obraz na
powierzchnię morza i poóiwiać jego wspaniałość.
 Wołali na mnie stamtąd  rzekł Jim  jak gdybyśmy byli przyjaciółmi. 
Słyszałem, jak prosili, bym był rozsądny i rzucił precz ten kawał drzewa. Po cóż mam
go trzymać? Przecież mi krzywdy żadnej nie zrobili. Czy to nie prawda? Krzywdy mi
nie wyrząóili.
Twarz mu spąsowiała, jakby się dusił.
 Nie wyrząóili mi krzywdy!  krzyknął.  Pozostawiam to pańskiej ocenie.
Pan to może zrozumieć! Prawda! Wielki Boże! Nie wyrząóili mi krzywdy? A cóż gor-
szego mogło mnie od nich spotkać? Ach! Tak, wiem doskonale  skoczyłem! Oczy-
wiście. Skoczyłem! Powieóiałem panu, że skoczyłem, ale, powtarzam panu, jeszcze
ich towarzystwo to wiele na jednego człowieka. To wszystko oni zrobili, tak jakby
hakiem ściągnęli mnie w dół. Czy pan tego nie rozumie? Pan to musi rozumieć.
Niech pan powie szczerze.
Jego niespokojne oczy wlepiły się w moje, pytały, błagały, wyzywały. Za cenę
własnego życia nie mogłem powstrzymywać się od szepnięcia:
 Wystawiony pan został na próbę!
 W dodatku na nieuczciwych warunkach  podchwycił szybko  z taką
zgrają nie miałem żadnego wyjścia! A teraz tak byli przyjacielscy, tak piekielnie przy-
jacielscy! Jesteśmy razem w jednej łoói, więc żyjemy sobie w zgoóie. Ani trochę
nie dbali już o George'a. Musiał w ostatniej chwili skoczyć po coś do swego hamaku,
no i został. Ten chłopiec był skończonym głupcem. To baróo przykre, naturalnie&
spojrzeli na mnie& ale przecież skoczyłem, czyż nie? Milczałem. Nie ma słów na to,
co chciałem im powieóieć. Gdybym tylko otworzył usta, wyłbym jak óiki zwierz.
Zadawałem sobie pytanie, kiedy ja się obuóę z tego okropnego snu? Wołali na mnie
głośno, bym zbliżył się do nich i wysłuchał, co kapitan ma do powieóenia. Przed wie-
czorem z pewnością dojrzy nas jakiś okręt, których mnóstwo kręci się po tym szlaku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl