[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Richard i Chloe są moim bardzo cennym ładunkiem -
powiedziała. - I oczywiście Henry też - dodała po długiej
pauzie.
Ostatecznie jednak kupili brązowe auto.
- Twój ojciec jest znakomitym kierowcą - wyjaśniła
Marjorie, tak jakby ktoś z nas martwił się, że zginie w
wypadku. Jednak moje zmartwienia dotyczyły czegoś wręcz
przeciwnego. Chodziło o nieustanne przesiadywanie w domu.
Choć oczywiście wspólny wypad z ojcem i Marjorie do
Friendly's nie należał do moich ulubionych zajęć.
Za każdym razem pojawiali się przed naszym domem
punktualnie o siedemnastej trzydzieści, a ja czekałem na nich
na schodach. Tym razem bardziej niż zwykle nie chciałem, by
ojciec podszedł do drzwi i zajrzał do środka.
Richard siedział na tylnym siedzeniu ze słuchawkami na
uszach, a obok, w foteliku siedziała Chloe. W przeciwieństwie
do niej, nawet na mnie nie spojrzał, gdy wsiadałem do auta.
Chloe potrafiła już powiedzieć kilka słów. W dłoni trzymała
kawałek banana, który raczej rozmazywała po twarzy, niż
jadła.
- Przywitajcie się z braciszkiem, dzieciątka - powiedziała
Marjorie.
- Co powiesz na ten upał, synu? - odezwał się ojciec. -
Dobrze, że wzięliśmy auto z klimatyzacją. W taki weekend
chciałoby się cały czas siedzieć w samochodzie.
- Sprytnie - przyznałem.
- Co u twojej matki, Henry? - spytała Marjorie. Zawsze,
gdy o nią pytała, ton jej głosu był taki, jakby chodziło o kogoś
chorego na raka.
- Wspaniale - odpowiedziałem.
Jeśli na świecie był ktoś, z kim nie miałem ochoty
rozmawiać o mojej matce, to z pewnością była to Marjorie.
- Teraz, gdy zaczyna się rok szkolny, dla twojej matki
byłoby dobrze, gdyby znalazła sobie jakąś pracę - powiedziała
Marjorie. - Studenci wrócą na uczelnie. Może mogłaby kilka
dni w tygodniu popracować jako kelnerka. Byle tylko wyrwać
się z domu. I zarobić trochę pieniędzy.
- Już ma pracę - wyjaśniłem.
- Wiem. Witaminy. Myślałam o czymś bardziej pewnym.
- No, synu - wtrącił się ojciec. - Idziesz już do siódmej
klasy. Jak się z tym czujesz?
Niewiele było do powiedzenia na ten temat, więc po
prostu milczałem.
- Richard zastanawia się nad tym, by w tym sezonie
pograć w lacrosse, prawda, Rich? - powiedział ojciec.
Siedzący obok mnie Richard kiwał głową w rytm
piosenki, której nikt inny nie słyszał. Jeśli nawet wiedział, że
ojciec zadał mu pytanie, nie dał tego po sobie poznać.
- A ty, mój stary przyjacielu? Lacrosse może być całkiem
fajną grą. A potem piłka nożna. Football nie, dopóki nie
nabierzesz trochę masy mięśniowej.
- Football na pewno nie, i to w ciągu najbliższego stulecia
- odparłem. - Lacrosse też raczej nie. Myślałem o tym, by
zapisać się do grupy tańca nowoczesnego - wyjaśniłem.
Chciałem tylko zobaczyć jego reakcję.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł - powiedział. - Wiem,
jaki stosunek do tańca ma twoja matka, ale ludzie mogą cię zle
odbierać.
- yle odbierać?
- Twojemu ojcu chodzi o to, że mogą traktować cię jak
geja - rzuciła Marjorie.
- Albo mogą pomyśleć, że chcę przebywać z
dziewczynami w strojach gimnastycznych - powiedziałem.
Richard podniósł wzrok, co tylko utwierdziło mnie w
przekonaniu, że wszystko słyszał. Wolał jednak udawać, że
nie słyszy, co było zrozumiałe.
Dotarliśmy do Friendly's. Richard wyskoczył z auta.
- Możesz podać mi swoją siostrę? - zapytała Marjorie.
Jakiś czas temu domyśliłem się, że była to część jej planu,
który miał doprowadzić do zacieśnienia więzi pomiędzy mną i
Chloe.
- Może lepiej ty ją wez - odpowiedziałem. - Chyba ma coś
w pieluszce.
Zawsze zamawiałem to samo: hamburgera i frytki.
Richard zamówił cheeseburgera. Ojciec wziął stek, natomiast
Marjorie - w trosce o swoją wagę - wybrała specjalność
zakładu w postaci ryby i sałatki.
- I co, moje psiaczki? Cieszycie się, że wracacie do
szkoły? - spytała Marjorie.
- Niezupełnie.
- Ale gdy już wszystko się zacznie, to jakoś wdrożycie się
w codzienny rytm. Znów spotkacie swoich przyjaciół.
- Pewnie.
- Zanim się zorientujecie, na pewno zaczniecie umawiać
się na randki - powiedziała. - Będziecie łamać dziewczynom
serca. Gdybym była teraz w siódmej klasie, na pewno
uważałabym was za najsłodszych chłopców w szkole.
- Nie przesadzaj, mamo - odezwał się Richard. - Poza
tym, gdybyś była w siódmej klasie, to ja bym się nie urodził.
A gdybym się urodził, a ty uważałabyś mnie za przystojnego,
to byłoby kazirodztwo.
- Gdzie oni uczą się takich słów? - zdziwiła się Marjorie.
Rozmawiając z moim ojcem, mówiła zupełnie innym
głosem niż wtedy, gdy zwracała się do mnie, Richarda i
Chloe. Jeszcze innym tonem poruszała tematy związane z
moją matką.
- Marjorie ma rację - przyznał ojciec. - Obaj wkraczacie
w ten etap życia. Dziki i cudowny świat dojrzewania
płciowego, jak mówią. Najwyższy czas, byśmy poważnie
porozmawiali jak mężczyzna z mężczyzną.
- Przerabiałem to z moim prawdziwym ojcem -
powiedział Richard.
- W takim razie zostałeś tylko ty, synu - zwrócił się do
mnie ojciec.
- W porządku - odparłem. - Jestem gotów.
- Matka na pewno wyjaśniła ci podstawowe sprawy, ale
[ Pobierz całość w formacie PDF ]