[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i przeciągając się leniwie.
- Co to?
- Tak wołają mnie dziewczęta. Zawsze w ten sposób dają mi do
zrozumienia, że jestem gdzieś za długo.
Kane spojrzał trzezwo na Zuzannę i rzeczowo zapytał:
- Ile czasu potrzebują, żeby nas tu znalezć?
- Niezbyt dużo, zawsze wiedzą, gdzie mnie szukać.
- Cholera! - Kane podparł się na łokciu i zaczął przygładzać zmierzwione
włosy.
- Przepraszam cię... Widzę, że jesteś zdenerwowany. Kane siadając sięgnął
po koszulę. Zuzanna w pośpiechu zapinała dres, ale jakoś jej to nie
wychodziło.
- I pomyśleć, że kiedy wczoraj w samochodzie miałem cię tylko dla siebie,
nie skorzystałem z okazji i nie zabrałem cię do jakiegoś hotelu w Nowym
Orleanie -zaczął Kane z humorem.
Zuzanna potraktowała jednak jego słowa zupełnie serio i odparła:
- Nie moglibyśmy tego zrobić, Kane. Dziewczęta za bardzo by się
martwiły.
Kane zapiął ostatni guzik w koszuli, po czym jeszcze raz, bardzo
delikatnie pocałował Zuzannę. Sprawił jej tym pocałunkiem tak wielką
przyjemność, że zapragnęła natychmiast przytulić się do niego.
- Któregoś dnia, moja piękna Zuzanno, wyzwiemy dziewczęta na
pojedynek. Ich wiktoriańskie zasady contra zdrowe, młode ciało Kane'a
Benedicta. Co ty na to? - Kane wstał i przyciągnął ją blisko do siebie. -
Wyglądasz, jakbyś się przed chwilą całowała - szepnął jej do ucha. - I
jakbyś robiła jeszcze coś innego...
- Kane, nie wiem, co ci powiedzieć, nie wiem, jak to się stało. - Zuzanna
była zmieszana i podenerwowana zaistniałą sytuacją.
RS
50
- Sza... Nie musisz nic mówić aż do następnego razu, kiedy znów
będziemy razem. Wtedy powiesz mi wszystko.
- Wszystko? - powtórzyła wystraszona.
- Chodz już, wyjdziemy na spotkanie dziewczętom. -Wziął Zuzannę
delikatnie za rękę.
W kilka minut pózniej Zuzanna stała na werandzie obserwując, jak Kane i
Roger odjeżdżają. Co się właściwie stało? Jak to się stało i dlaczego?
Urywane myśli tłukły się jej po głowie.
O Kanie Benedictcie Zuzanna wiedziała ciągle niewiele. Z minuty na
minutę rosło jednak jej pragnienie poznania go bliżej. Była olbrzymia
różnica między nim a innymi mężczyznami, których znała. On traktował ją
jak kobietę, podczas gdy inni widzieli w niej jedynie księżniczkę, piękny
obiekt do wzdychań i platonicznych uniesień. Zuzanna poczuła, że
pomiędzy nią a Kane'em zaczęło wyrastać bardzo intymne uczucie, łączące
tylko ich dwoje i będące czymś więcej niż tylko zwykłym, fizycznym
pożądaniem. Kim jest ten mężczyzna, który tak ją poruszył i co powinna
teraz zrobić? Rozsądek nakazywał, żeby się z nim więcej nie spotykała, ale
Zuzanna doskonale wiedziała, że byłaby ogromnie nieszczęśliwa, gdyby nie
mogła go znów zobaczyć.
- I co ty na to? - usłyszała głos Estelli. - Ten cholerny nicpoń, Jankes, chce
kupić Magnolia Trails. Słyszałaś coś podobnego? I nie chce, oczywiście,
zrozumieć, że ty nigdy nie sprzedałabyś plantacji Jankesowi, prawda,
Zuzanno?
- Uhm... - Zuzanna spojrzała przez ramię właśnie w chwili, kiedy Ramona
dawała porozumiewawcze znaki Estelli.
- No więc, dziewczęta, przemyślmy to wszystko jeszcze raz -
zaproponowała Ramona.
- Ja, doprawdy, nie mam pojęcia, dlaczego Zuzanna chce sprzedać
Magnolia Trails, chociaż muszę przyznać, że dom jest rzeczywiście za duży
tylko dla naszej trójki. - Estella podjęła rozpoczętą przez Ramonę myśl.
- To prawda, ale możemy przecież przenieść się do miasta. Oczywiście,
nie będziemy tam miały tylu pokoi co tu, ale w końcu nie potrzebujemy aż
RS
51
tyle miejsca. Wystarczą nam dwa albo trzy pokoiki z kominkiem, żebyśmy
mogły w zimie ogrzać swoje stare kości.
A Emily Jane dodała:
- A co powiecie na pralnię? Mogłybyśmy prowadzić pralnię.
Zuzanna wśliznęła się cichutko z werandy do pokoju i pomyślała:
"Boże, dlaczego mnie to spotyka? Ramona, Estella i Emily Jane
wystarczyłyby mi w zupełności. Ale dlaczego jeszcze Kane?"
Rozdział 5
Każdego roku Hadleyville uroczyście obchodziło Dzień Fundatorów
Miasta. Na terenach należących do Miejskiej Szkoły Wyższej urządzano
tego dnia piknik dla mieszkańców miasta i zaproszonych gości. Dochód z
całej imprezy szedł zawsze na potrzeby szkoły, ale w tym roku miał być
przeznaczony na odnowienie miejskiego gimnazjum. Mieszkańcy
Hadleyville byli bardzo dumni ze swoich młodych ludzi i uważali, że są oni
najlepsi w okolicy.
Zuzanna stała w cieniu olbrzymiego dębu i podziwiała rozciągającą się
przed nią panoramę miasta i okolic. Był to ten sam widok z dzieciństwa,
który tak głęboko zapadł jej w serce. Dzieci, wyjątkowo podniecone,
biegały między straganami, a rodzice zajęci byli rozmową.
Stragany w Hadleyville pojawiły się po raz pierwszy w Dniu Fundatorów
Miasta w roku 1900. Od tej pory co roku stały w tym samym miejscu,
zawsze przybrane kolorowymi ozdobami. Straganiarze przekazywali je
sobie z pokolenia na pokolenie.
Szkolna orkiestra grała swoje ulubione utwory. Starsze panie tłumnie
skupiły się w miejscu, w którym miały odbywać się konkursy, natomiast
młodsze udały się w stronę straganu, w którym tradycyjnie znajdowały się
wypieki pań z Pomocy Społecznej.
RS
52
Dzień był piękny, słoneczny. Tylko nieliczne, białe obłoczki na niebie co
jakiś czas zmieniały swoje kształty. Mieszkańcy Hadleyville krążyli między
straganami, pozdrawiając się nawzajem i szepcząc sobie ostatnie plotki.
Zuzanna wiedziała, że mogą one dotyczyć tylko jednej osoby, Kane'a
Benedicta, którego właśnie ujrzała w tłumie. Bezwiednie zaczęła wodzić za
nim wzrokiem, a kiedy zorientowała się, co robi, roześmiała się w duchu.
Kane był w mieście dopiero od kilku dni, a znał już chyba połowę jego
mieszkańców. Nawet starzy ludzie z Hadleyville, znani ze swojej
nieufności, bardzo chętnie z nim rozmawiali.
I tym razem ubranie Kane'a wzbudziło zainteresowanie Zuzanny. Miał na
sobie jasnoniebieską koszulę z białym kołnierzykiem i mankietami, a
modny, luzny blezer z gładkiego jedwabiu okrywał jego okazały, męski
tors. Z kieszeni blezera wystawała mieniąca się w słońcu, jasnoróżowa
chusteczka. Strój Kane'a był dość elegancki. Do tego ciemna opalenizna,
wspaniale odbijająca się od całości. Niebieskie oczy były jakby bardziej
niebieskie, a umięśnione ciało wydawało się być jeszcze bardziej
muskularne.
Cała uwaga Kane'a skupiona była na osobie z którą rozmawiał. Nie
zauważył Zuzanny obserwującej go z zainteresowaniem. Nagle odwrócił
głowę i spojrzał prosto na nią. Drgnęła i poczuła skurcz w żołądku. Kane
uśmiechnął się do niej i z powrotem zwrócił głowę ku swemu rozmówcy.
Zuzannę nachodziły mieszane uczucia co do obecności Kane'a na pikniku.
Po epizodzie w letnim domku wiedziała, że muszą się rozstać. Wkrótce
przecież wyjeżdża i ich ścieżki nigdy się już nie zejdą. Mimo to była jednak
trochę zła, że Kane jakby ją ignoruje, bardziej interesując się innymi. Nawet
ją to rozzłościło. Odnalazła go znów w tłumie i z przykrością zauważyła, że
Kane stoi oparty o ladę jednego ze straganów, na którym Tammi Sue, córka
pana Briggsa, wypłacała właśnie młodemu mężczyznie trzydolarowy
pocałunek za jednodolarowy los.
- Nie chciałabyś czasami utrzeć jej nosa? - rzuciła zdenerwowanym tonem
Luiza Hadley, wyrywając Zuzannę z rozmyślań.
Zuzanna odwróciła się i uśmiechnęła.
RS
53
- Luizo! Takie słowa z ust córki prezesa banku?! Luiza pokręciła swoją
ładną główką.
- Same cisną mi się na usta. Gdyby córka naszej lokalnej damy była
prawdziwą damą, nie musiałabym wcale tego mówić.
- Twój stan usprawiedliwia twoje zachowanie - powiedziała łagodnie
Zuzanna.
Luiza skrzyżowała ręce na lekko uniesionym brzuchu i odpowiedziała:
- Czy myślisz, że pięciomiesięczna ciąża robi ze mnie ślepą? No, przyznaj
[ Pobierz całość w formacie PDF ]