[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z nim zrobić. Tak, wybiegła naprzód i z krzykiem rzuciła się na tego wysokiego mężczyznę,
lecz inny, ten, którego tamten nazywał synem, zdołał ją pochwycić. A co pózniej? Ostrożnie
dotknęła głowy i wyczuła guz. Głowa nie krwawiła jednak.
Nie była jedyną, z którą postąpiono w ten sposób. Wikingowie uderzyli ją wypełnionym
piaskiem workiem. Piraci od lat trudnili się handlem i nauczyli się, jak postępować z żywym
towarem. W czasie najazdu używali najpierw toporów, włóczni i mieczy, zabijali gospodarzy
i wojowników. Pózniej jednak ostra broń stawała się nieporęczna. Zbyt łatwo było uszkodzić
jakąś czaszkę, uciąć ucho czy w inny sposób uszkodzić kosztowny towar. Nawet zwykły cios
pięścią okazać się mógł zbyt potężny zważywszy na krzepę tych ludzi. Kto kupiłby
dziewczynę z pękniętą szczęką albo z przetrąconą kością policzkową? Może jakiś sknera ze
Skandynawii, ale na pewno nie wybredni klienci z Hiszpanii czy Dublina.
Tak więc ludzie znajdujący się pod komendą Sigvartha, jak również wielu innych, którzy
trudnili się handlem niewolnikami, nosili za pasem albo ukryte wewnątrz tarczy woreczki w
kształcie kiełbasy wypełnione po brzegi piaskiem zebranym pracowicie na wydmach
Jutlandii. Wystarczył jeden zgrabny cios i towar już leżał cicho nie sprawiając kłopotów. A
przy tym żadnego ryzyka uszkodzenia.
Dziewczęta zaczęły w końcu do siebie szeptać, choć ich głosy drżały ze strachu.
Opowiedziały Godivie, co stało się z jej ojcem, a potem, co spotkało Trudę i Thryth.
Opowiadały, jak załadowano je na wóz, żadna nie wiedziała jednak, co stanie się z nimi dalej.
Pod wieczór następnego dnia Sigvarth, jarl Małych Wysp, poczuł jak ogarnia go
niepokój, którego przyczyny nie umiał odgadnąć. Siedział w namiocie synów Ragnara i wraz
innymi jarlami przysłuchiwał się, jak jego syn Hjorvarth opowiada historię wyprawy. Choć
był to jeszcze młody wojownik, przemawiał dobrze.
Skąd więc to dręczące uczucie? Sigvarth nie był człowiekiem zdolnym do głębokiej
autoanalizy, żył jednak już wystarczająco długo, aby przekonać się, że nie należy lekceważyć
takich objawów.
Powrót z wyprawy był udany. Ciągnął za sobą kolumnę wozów z niewolnikami i łupami.
Najważniejsze jednak, że zrobił dokładnie to, o co chodziło Wężowemu Oku. Spalone chaty i
wypalone pola, studnie pełne trupów oraz, dla przykładu, kilku okaleczonych, którzy będą
mogli opowiedzieć wszystkim swoją historię.
Czyń tak, jak uczyniłby to Ivar, mówił Wężowe Oko. W porządku, nie był może tak
dobry w zadawaniu cierpień jak Ivar, ale nikt chyba nie powie, że się nie starał. Udało mu się
całkiem niezle. Ta okolica z pewnością nie podzwignie się szybko.
Nie, nie to go niepokoiło, to było dobrze wykonane zadanie. Jeżeli coś było nie tak, to
stało się to znacznie wcześniej. Powoli Sigvarth uzmysłowił sobie, że martwiło go pewne
wspomnienie związane z potyczką. Już ćwierć wieku walczył na pierwszej linii, zabił setkę
ludzi, zebrał ze dwa tuziny ran. Potyczka powinna być prosta, przysporzyła im jednak trudu.
Przedarł się przez angielską linię, tak jak wiele razy przedtem, zmiótł ze swej drogi
jasnowłosego tana i doszedł do drugiej linii wyjątkowo zdezorganizowanej i nierównej.
A wtedy wyrósł przed nim ten chłopak. Nie miał nawet hełmu ani porządnego miecza.
Wyglądał jak wyzwolony właśnie niewolnik albo najbiedniejsze dziecko z całej osady.
Wystarczyły jednak dwa starcia i miecz Sigvartha rozpadł się na kawałki, a on sam stracił
równowagę. Sigvarth uświadomił sobie, że gdyby to był pojedynek, czekałaby go niechybna
śmierć. Ocalili go wojownicy, którzy pojawili się nagle po jego obu stronach. Nie sądził, żeby
któryś z nich dostrzegł w jak beznadziejnym położeniu się znalazł, lecz jeśli to dostrzegli,
ktoś ze starszyzny mógł zgłosić teraz jego odwołanie.
Czy będzie mógł spojrzeć im w oczy? Czy jego syn Hjorvarth jest już wystarczająco
potężny, aby ktoś przestraszył się jego zemsty? A może rzeczywiście stał się już za stary do
zabijania. Jeśli nie potrafił usadzić w miejscu na wpół uzbrojonego chłopca, to chyba
faktycznie nie był już w dawnej formie.
W każdym razie teraz zrobi coś naprawdę mądrego. Najważniejsze, żeby mieć po swojej
stronie Ragnarssonów, to się zawsze sprawdzało. Hjorvarth zbliżał się już do końca
opowieści. Sigvarth odwrócił się na krześle i skinął głową w stronę dwóch giermków, którzy
stali obok wejścia. W odpowiedzi obaj kiwnęli głowami i wyszli na zewnątrz.
- ...tak więc zapaliliśmy wozy i wrzuciliśmy do środka kilku ludzi, których mój ojciec w
swej mądrości przywiódł tak daleko, aby złożyć ich w ofierze Aegirowi i Ranowi. Potem
wsiedliśmy na statek, popłynęliśmy w dół rzeki i oto jesteśmy! My, ludzie słynnego jarla
Sigvartha, w tym ja, jego prawowity syn, Hjorvarth, gotowy spełnić wasze dalsze rozkazy,
synowie Ragnara!
W namiocie wybuchł aplauz, jedni tupali nogami, inni uderzali o stół naczyniami.
Wszyscy w znakomitym nastroju, po tak dobrym rozpoczęciu kampanii.
Potem przemówił Wężowe Oko.
- Dobrze, Sigvarcie, możesz zachować swoje łupy, widzimy bowiem, jak ciężko na nie
zapracowałeś. Teraz możesz nam zdradzić, czy dopisało ci szczęście. Powiedz, ile łupów
udało ci się zebrać tym razem? Czy stać cię już, aby rzucić wojaczkę i kupić sobie letni
domek w Sjaellandzie?
- Oj, nie jest tego tak dużo - odrzekł Sigvarth, a słowa jego powitał pomruk
niedowierzania. - Nie starczy, abym mógł stać się gospodarzem. To tylko skromne łupy,
czego zresztą można się spodziewać po takiej okolicy. Trzeba nam poczekać, aż armia
dojdzie do Norwich. Do Yorku, Londynu! - Słowa te wywołały ponowny wybuch
entuzjazmu. - Musimy odebrać złoto tym, którzy mają go najwięcej. Księżom. W wioskach
nie znajdziemy go wcale. Muszę jednak przyznać, że coś udało nam się zdobyć i chętnie
podzielę się tym, co mam najlepszego. Pozwólcie, że pokażę wam moją najświetniejszą
zdobycz!
Sigvarth odwrócił się i przywołał giermków. Przecisnęli się pomiędzy stołami prowadząc
ze sobą postać spowitą całkowicie w tkaninę i przewiązaną sznurem. Postać została
popchnięta w stronę głównego stołu, sznur błyskawicznie przecięty, a tkanina odrzucona na
bok.
Pośrodku namiotu ukazała się Godiva, która mrugając oczami zaczęła przyglądać się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]