[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pasawy użyÅ‚ tego tytuÅ‚u w 1980 roku w Altötting zamiast wielu innych i zarazem objaÅ›niÅ‚:
"Kochany Ojcze Zwięty! Tysiące na tym rozległym placu poczuły to i powinny wiedzieć, że
wyraznie zezwoliłeś na ten wyraz dziecięcego oddania." Zezwoliłeś? To niezbyt pokorne.
Bądz co bądz "Ojcze Zwięty" brzmi nieco przyjemniej niż ten zwrot, którym pyszni
się na karcie tytułowej amerykańskie wydanie nowej książki Papieża: "Jego Zwiątobliwość".
Lecz i w tym wypadku tradycja mówi za siebie: papież Grzegorz VII (1073-1085) stwierdził
po prostu, że po przepisowo dokonanym objęciu swego urzędu każdy papież staje się też
osobiście świętym; że urząd papieski czyni swojego posiadacza lepszym; on sam to poczuł na
sobie. Co prawda kościelni juryści w póznym średniowieczu widzieli to trzezwiej. Nauczali,
że papież jest święty, ponieważ przekazuje świętość, a gdy brakuje mu osobistych cnót
świętości, włączają się zasługi księcia apostołów Piotra i nadrabiają ewentualne niedostatki
obyczajowe u następcy...
Tak czy owak nawet i rozważnie przejęte i nie rygorystycznie przykrawane tytuły
grożą tym, że wytworzą między odwiedzającym i odwiedzanym zabójczy dla dialogu dystans
i wykopią pomiędzy nimi świeże rowy, zamiast zasypywać stare. Tylko ci, którzy potrafią
wyobrazić sobie papieża jako osobę przeniesioną w rejony świętości i tabu, której nie wolno
mieć nic wspólnego z resztą śmiertelnych, mogą się bez wahania identyfikować z podobną
tytulaturą i przyjmować ją jako wyraz dziecięcego oddania. Ale tacy zwolennicy papiestwa
nie stanowią już dziś większości: i niedobrą przysługę sobie oddaje papież, który czuje się na
właściwym miejscu jedynie wśród fundamentalistów.
Nie sposób tego pojąć, że książka nazywa się Przekroczyć próg nadziei i równocześnie
na okładce (amerykańskiego wydania) posługuje się właśnie tym określeniem, o którym sam
Papież powiada, że nie należy się go lękać...
Jan Paweł II wie, jakie niebezpieczeństwo grozi jego posłannictwu. Chętnie o tym
mówi, że chce, aby jego wizyty i książki przemawiały do wszystkich ludzi.
Nie bez powodu Jan Paweł II chce się zwracać do wszystkich: a nie tylko do
wybranych. Ale ta wielka ambicja, poczęta z ducha Pawła, który stał się "dla wszystkich
wszystkim, żeby tak czy owak niektórych zbawić" (I Kor. 9, 22), nie zaznacza się. Można
wypowiedzi Wojtyły obracać na wszystkie strony, jak kto zechce. Zwraca się on głównie do
katolików, a pośród nich przede wszystkim do pasterzy i całkiem wiernych owieczek.
Czy to zawężenie jest niezamierzone? Trudno przyjąć, jakoby Papież był tak
niemądry, żeby z góry wykluczać z oferty swej wszystkich niekatolików. Także i jego książka
zwraca siÄ™, przynajmniej w intencji autora, do "wszystkich".
Wrażenie jest tym bardziej szokujące, kiedy gość z Rzymu raz po raz przedstawia się
ludziom przy użyciu tytułów prawnych z przeszłości, uważanej za anachroniczną. Wielu
odczuwa tę autoprezentację jako brak wrażliwości Kurii wobec inaczej myślących i
wierzących: i kończą się szansę na dialog.
Z ziemskim namiestnikiem Chrystusa nie każdy skłonny jest szczerze dyskutować.
Nie sposób sobie wyobrazić, aby królowa brytyjska w którejś ze swoich oficjalnych wizyt
przedstawiała się jako "głowa Kościoła anglikańskiego" lub "obrończyni wiary", choć byłoby
to jedynie odwołaniem się do jednego z jej uprawnień. Gdyby ktoś zapytał, kogo konkretnie
Wojtyła odwiedza lub do kogo się zwraca, Watykan popadłby w zakłopotanie. Grupa tych,
którzy go zaprosili, jest niewielka i większość nawet katolików ciągle jeszcze w tym nie
uczestniczy.
Wielu przypomina sobie (jeżeli się w ogóle nad czymkolwiek zastanawiają) słowa i
postępki właśnie gościa i autora Wojtyły. Na przykład to zdanie, z którym w 1979 roku
zwrócił się do Narodów Zjednoczonych: "Naruszanie praw człowieka także w czasie
«pokoju» jest formÄ… wojny przeciwko ludzkoÅ›ci." A równoczeÅ›nie KoÅ›ciół rzymski depce
prawa człowieka i niemal powszechnie tłumi demokrację, a Kuria od dziesiątków lat odmawia
podjęcia dialogu. Zwraca uwagę fakt, że w nowej, skądinąd jakże gadatliwej, książce Papieża
na dwustu stronach nie ma ani jednej wzmianki, która dotknęłaby problemu wewnętrznej
sytuacji w Kościele.
Widocznie takie i podobne "problemy na miarę naszej przeciętności" (PPN 19) należą
do tych, które Messori z góry wykluczył jako "tematy kojarzące się z kościelną biurokracją"
(PPN 14), mimo że milionom właśnie one nie dają spokoju. Co to za dziennikarz, który w
wywiadzie oszczędza rozmówcy najbardziej palących pytań! I cieszy się jak dziecko, gdy mu
powiedzą: "Proszę się kierować własnym uznaniem" (PPN 9).
Nie bez powodu większość ludzi nie wdaje się w rozmowę z Janem Pawłem II. Już
tylko mniejszości daje ten Papież jakąkolwiek nadzieję. Potwierdzają to badania opinii
publicznej. Nie należy lekceważyć ich wyników, bo statystyki liczą się nie tylko wówczas,
gdy ich wynik jest pozytywny.
Wojtyła ułatwia sobie sprawę, gdy w związku z odchodzeniem setek tysięcy ludzi od
Kościoła bagatelizuje wyniki tych badań:
"Same cyfry tutaj nie wystarczajÄ…" (PPN 89). I pomijajÄ…c kwestiÄ™ stwierdzonego
statystycznie zmniejszania się liczby swych wiernych, mówi od niechcenia o "odnowie
jakościowej" (PPN 129). Nie pomaga to jego argumentacji, gdy odwołuje się akurat w tym
kontekście do pewnych "ruchów religijnych" (PPN 129), nie powołując się jednak na Opus
Dei.
Większość ludzi umacnia się w swojej postawie defensywnej przez to, że Wojtyła
szczególnie chętnie odwiedza pewne miejsca, typowe dla ortodoksji katolickiej: ośrodki
pielgrzymek maryjnych lub rezydencje biskupie. Dotyczy to też regularnie podawanych za
[ Pobierz całość w formacie PDF ]