[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i miejsca sobie znalezć nie mogłem. Do lustra się zbliżyłem. Było to zwierciadło stare,
58
wannowe, służące do oględzin pupuchny, czy nie maskulinizuje się nadmiernie [...] Oblicze
miałem poryte srodze, minomanta nie rozeznałby się w tych bruzdach ciężką erotyką
spowodowanych. Do dnia jutrzejszego musiałem się ich pozbyć, boby mnie mateczka sprała.
Zdrada miłości prawdziwej do rodzicielki była w nich wypisana. Kremy niezliczone, w tym
spermatowny, zacząłem wklepywać, jak to mówią klin klinem trzeba [...] Naszła mnie przy
tej robocie dzieweczka, krzyknęła: kochać mnie przestałeś! i w minkę niekochania się
skryła. Dwa wrogi w jednej klatce byliśmy .
Potwierdza się w tych opowiadaniach dostrzegalny już w %7łylastej ręce ojca
gombrowiczowski rodowód tego bohatera, któremu świat pragnąłby za wszelką cenę
przyprawić gębę parobczaka i który sam sobie wydaje się wiejskim chłopięciem
niebezpiecznie podszyty; gombrowiczowskie jest też w dużej mierze pełne drwiny
pokrzywianie się światu i mocno autoironiczne nastawienie narratora. Autor Ferdydurke
kilkakrotnie jawnie już wtrąca się do spraw dyskutowanych w Przedmiotowym pejzażu:
Młodzianka ze mnie zrobiła szkoła powiedziałem szyderczo [...] Patrzcie, Pimko się
znalazł .
Omawiana książka Trziszki wraca zatem na kilku płaszczyznach, w sposób dojrzalszy i
sprawniejszy, do problemów zarysowanych poprzednio, m.in. w powieści Romansoid. W tym
do problemu niewydarzonego, nie doprowadzonego do końca awansu plebejskiego, do
kwestii niemożności pozbycia się dziadowskiej gęby . Tyle że ów biedaczek z Romansoidu
drżał i kajał się przed miejskim środowiskiem, szczególnie poet-klubem, chylił kornie głowę
pod pręgierzem obśmiechów, drwin i obmówień, ledwo zerkał znad biurka na wyżyny
urzędnicze i artystyczne, zdumionym zresztą i zachłannym okiem. Ten z Przedmiotowego
pejzażu nabrał już nie tylko ogłady i poloru, ale i świadomości przystającej do nowych
rewirów , tupetu i pewności tego, co mu się od świata należy. Boć to świat także plebejski w
swej najgłębszej, wstydliwie chowanej naturze, chociaż tak wyszlachcony. Zamknął się czas
młodego, zastrachanego, zakompleksiałego poety ludowego, błąkającego się po ulicach
stołecznych w nadziei napotkania pomocnej dłoni mecenasa, protektora czy choćby
troskliwego przyjaciela. W Przedmiotowym pejzażu świeżo przybyły z prowincji adept sztuki
filmowej, były członek gminnego zespołu kinoamatorskiego szukający zatrudnienia w
polskim Hollywoodzie wie, że taka dłoń się doń znikąd nie wyciągnie, sama z siebie, że
trzeba ją znalezć i chwycić, choćby zębami.
Zamiast na czekające nań stanowisko reżysera przyszły happener trafia jednak
nieplanowo, ale chętnie, do łoża pracownicy Urzędu Kinematografii, Bachy; wstępne studia
są nauką tyle wysublimowanej, co wyspecjalizowanej miłości, odbywają się pod fachowym
okiem i z fachowym udziałem wieloletniej reżyserki podobnych scen. Erotyka wykształcona,
pańska , może być odczynnikiem na wiejskie maniery, nie bez znaczenia jest też fakt, iż
Bacha jest nałożnicą jednego z ważnych naczelników Urzędu. Próbne zdjęcia nazbyt się
jednak przeciągają jak na potrzeby duchowe amatora. Hollywood jak był, tak jest odległy.
Początkowo opiekunka z wprawą i wdziękiem przerabia jego frustracje i gniewność na
erotyzm, ale kiedy potop Erosa ogarnia całą zieloną dolinę uwięzionego młodzieńca,
dojrzewa on do czynu przystępuje do kontrreżyserowania. Napatrzywszy się wystarczająco
na iluzje bruku miejskiego i dostrzegając nieskuteczność, a nawet zgubność wszelkiej
autentycznej, szczerej reakcji w swoim nowym środowisku, wie, że śmieszność jego
położenia może być przezwyciężona tylko super-śmiesznością aktu finalnego, groteska
supergroteską. Naczelnik Więckowski w biurze naczelnikiem Więckowskim w majtkach.
Bacha panią naczelnikową ściągniętą przez bohatera na scenę ewidentnej zdrady
małżeńskiej. Wreszcie cała ta scena realną, poczciwą mateńką, z dębową palicą wkraczającą
w sam środek Sodomy, a przywołaną błagalnym listem ( Mateńko jedyna, złapała mnie w
swoje szpony hydra. Więzi, krew spija dziurki nie robiąc. Na trzy spusty systemu społecznego
zamyka ). W efekcie tego spowodowanego przez siebie happeningu bohater wyzwala się
59
duchowo spod władzy swojej Cyrce, co nie przeszkadza mu zbiec kilka ulic dalej przed
zakusami mateczki-natury i szukać innych dróg na olimp kinematografii.
Miasto wsią podszyte jawi się temu synowi chłopa groteskową piramidą organizacji,
instytucji i nadinstytucji z podtrzymującą ją od wewnątrz spiralą sprzężonych wzajemnie
protektorów i protegowanych, pochlebców i oszczerców, łapówkarzy i łapowników, swoich
ludzi , o wstydliwie zatajanej proweniencji plebejskiej; piramidą, na którą wedrzeć się można
kiedy nie zdają egzaminu inne środki awansu niejako od jej środka, poprzez zaskakujący
pomysł, gag , nieco większej klasy niż ów z udziałem Naczelnikostwa. Na przykład
opanowując podstępem wolne biurko w pomieszczeniach Urzędu (co bohater czyni nie bez
doraznych sukcesów). W ekosferze podtrzymującego się nawzajem absurdu trzeba stawiać na
karty absurdu. Każdy reżyserem swego losu. Rodzimy Hollywood, wyrafinowana forma owej
miejskiej hybrydy, składa się z osób, które trafiły tu najczęściej wskutek własnych zachodów
i wychodzonych zasług innych osób i które nie bardzo wiedzą, co począć na stanowiskach,
jakie im przypadły przy rozdziale funkcji.
Jeśli jest miejsce na szczyptę autentyzmu, niezakłamanych emocji, wrażliwości to w
zarzuconej wiejskiej przeszłości. Dwa wstępne opowiadania, prezentujące szczeble gminnego
awansu bohatera, zawierają elementy humorystycznej, nasyconej ironią konstrukcji losów
ale nie groteski (dlatego może, w wyniku nacechowanych większym szacunkiem działań
narratora, ich język i styl odbiega od zasadniczych opowiadań tomu?). Wieś z przestarzałym
aparatem pojęć i obyczajów, kłótniami o miedzę i gruszę, swoistym rozumieniem honoru, w
swoim całym anachronizmie jest tragikomiczna. Tragiczny jest stary ojciec z białą brodą, z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]