[ Pobierz całość w formacie PDF ]

oczekiwaniu wstrzymała oddech. Wpatrywał się w nią chwilę, po czym pochylił
się do jej ust. Pocałuj mnie, proszę... Te słowa zadzwięczały w jej głowie tak
wyraznie, jakby wypowiedziała je na głos, a jednocześnie zabrzmiały inne słowa 
słowa ostrzeżenia.
Gdy ich wargi spotkały się, zamknęła oczy. Północne słońce muskało jej
powieki, a wiatr rozwiewał włosy. Przyciągnął ją silniej. Jego usta były twarde i
pewne, a przy tym czułe, jakby proszące o odpowiedz, której udzieliła bez
wahania. Chciała, żeby to trwało wiecznie. Wtuliła się w jego ramiona, jakby
chcąc się upewnić, że żyje. Mignęła jej myśl, co by to było, gdyby niedzwiedz go
zabił i ona została z tym groznym zwierzęciem sama.
Gdy oderwał usta od jej warg, ona wciąż się do niego tuliła, osłabła od dziwnej
tęsknoty. Delikatnie popchnął ją na śnieg i pochylił się nad nią.
 To było niezłe naśladownictwo hollywoodzkiej bohaterki.  Jego wzrok
rozjaśnił ciepły uśmiech.  Muszę cię uprzedzić, że oglądałem masę takich starych
filmów, zwłaszcza westernów, w których mężczyzna zawsze zdobywa swoją
kobietę.
 O, ja też!  Starała się mówić żartobliwie, ale głos jej drżał z emocji.  Ale
zdawało mi się, że to kobieta zawsze zdobywa swojego mężczyznę.
 Tak czy owak mam nadzieję, że to doświadczenie nie zniechęci cię do
dalszego pobytu.
 Czyżby? To byłaby idealna okazja, żeby się mnie pozbyć i zastąpić
mężczyzną. Tego przecież chciałeś, czy nie?
 Teraz już nie. Zbyt dobrze sobie radzisz ze strzelbą, podobnie jak ze
skalpelem. Poza tym podoba mi się to...
Pocałował ją znowu. Wezbrała w niej nieznana namiętność. Odwzajemniła
pocałunek z żarem harmonizującym z dziką przyrodą dokoła.
Do ich świadomości przedarł się odgłos silnika niby buczenie rozgniewanej
osy. Owen usiadł. Alanna za nim, wolniej. Dopiero teraz poczuła, że ziąb
przeniknął nawet przez jej grube ubranie. Z daleka pędem zbliżały się ku nim
nartosanie. Sądząc po sylwetce jadącego, nie był to Skip. Oboje wstali i zaczęli
machać rękami, choć nie mieli wątpliwości, że jedzie do nich.
 Na pewno strażnik  powiedział Owen.  Widocznie usłyszał strzały.
Oficer zatoczył wokół nich szeroki łuk i stanął. Alanna była prawie
zawiedziona, że nie ma on na sobie tradycyjnej szkarłatnej kurtki, bryczesów i
fantazyjnie wygiętego pilśniowego kapelusza. Ubrany był w całkiem prozaiczny
granatowy kombinezon. Przyjrzał im się ciekawie i zeskoczył ze swojego pojazdu.
 Czołem! Ktoś słyszał strzały i zameldował nam. Nic wam się nie stało?
 Nie, nic, dzięki, Greg. Ale mieliśmy trochę emocji  niedzwiedz próbował
mnie upolować. Moja koleżanka po fachu, doktor Hargrove, uratowała sytuację,
strzelając w powietrze. Nie zraniliśmy go.
Oficer, potężny jasnowłosy mężczyzna o brązowych oczach, spojrzał z
zainteresowaniem na Alannę, potem znów na Owena.
 Doktor Bentall... Owen? Myślałem, że wyjechałeś.
 Tak... ja też tak myślałem. Ale musiałem dość szybko wrócić. Awaryjna
sytuacja.
 Rozumiem. Nazywam się Greg Farley, proszę pani. Miło mi panią poznać.
To przykre, że niedzwiedz panią wystraszył. W którą stronę pobiegł?
Jego akcent znów przywiódł jej na myśl Johna Wayne'a; wróciło uczucie, że
gra w starym filmie, dopóki jej wzrok nie natrafił na nartosanie zaparkowane w
miejscu, , gdzie powinien stać psi zaprzęg.
 Prosto na wschód  odpowiedział za nią Owen Bentall.
 Zawiadomię leśniczego. Niech już on dopilnuje, żeby miś pozostał na
wschodzie. Strasznie się cieszę, że nic się wam nie stało. Widząc, jak się nad nią
pochylasz, byłbym przysiągł, że robisz jej sztuczne oddychanie. Spieszyłem się jak
nie wiem co.
Wzrok cię omylił, Greg  roześmiał się Owen szeroko, a Alanna uśmiechnęła
się.  Chcieliśmy tylko nabrać tchu.
 Aleście mnie nabrali! No dobrze, zawiozę teraz panią do wsi i wracam po
ciebie, w porządku? Niech pani mi da strzelbę, położę ją z tyłu.
 Zwietnie. Dzięki, Greg. Ja będę powoli szedł. Do zobaczenia w domu,
Alanno. Zostawiam cię z tym rycerzem w lśniącej zbroi.
 Jak to miło zobaczyć ładną kobietę z południa  zauważył oficer.  Nie żeby
Bonnie Mae nie była ładna... tyle tylko, że kiedy zabieram ją na przejażdżkę,
nartosanie się załamują. Poza tym ona ma chłopaka... ma na imię Chuck. Nie mam
najmniejszego zamiaru wchodzić mu w drogę, o nie! Powinna pani zobaczyć jego
figurę! To solidny kawał faceta.
Alanna zaśmiała się, z pewnością zgodnie z jego intencją. Myśl o niedzwiedziu
zaczęła blednąc. Cóż znaczy jeden niedzwiedz, gdy ma się do czynienia z ludzmi
takimi jak Greg Farley... że nie wspomni już o Owenie Bentallu?
 No, ruszamy, proszę pani, bo inaczej doktor Bentall przyjdzie przed nami.
Zważywszy, że to miała być akcja ratunkowa, nie wyglądałoby to najlepiej,
prawda? Proszę się mnie trzymać.
Przemknęli błyskawicznie obok Owena. Mijając go, zrobiła straszną minę na
znak przerażenia prędkością jazdy. Gregowi Farleyowi pewno nie przyszło do
głowy, że ona jedzie tym pojazdem po raz drugi w życiu. W mgnieniu oka znalezli
się przed stacją.
 Oto pani strzelba. Niech pani nie zrazi ta przygoda. Damy znać leśniczemu,
żeby wytropił tego misia. Te, które ciągle podchodzą pod osady i rozrabiają,
usypia się specjalnym nabojem ze środkiem usypiającym, pakuje w siatkę, do
helikoptera, wywozi się daleko i tam dopiero wypuszcza na wolność.
 Cieszę się, że się ich nie zabija  odparła Alanna z przejęciem.
 Nie, staramy się chronić resztki naszej dzikiej przyrody. No, proszę iść się
rozgrzać. Ja wracam po tego drugiego. Do zobaczenia.
 Do widzenia... I jeszcze raz dziękuję. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl