[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stał na ambonie. Religią Cole a jest stawianie czoła niemożliwemu. On nie wierzy w
n i e m o ż l i w e . On nie wierzy w n i e . Religią Cole a jest czekanie na kogoś, kto powie mu,
że czegoś nie da się zrobić, tak żeby on mógł to zrobić. Cokolwiek. I nie ma znaczenia, co to
będzie, tak długo, jak nie da się tego zrobić. Oto mit o stworzeniu świata według Cole a: na
początku był ocean i pustka, a Bóg zmienił ocean w świat, a pustkę zmienił w Cole a.
Victor roześmiał się.
- Wydawało mi się, że mówiłeś, że jesteś buddystą zauważył Jan.
- Na pół etatu odpowiedział Jeremy.
Stawianie czoła niemożliwemu.
Teraz sosny wyciągały się tak wysoko po obu stronach drogi, że miałem wrażenie, jakbym jechał
tunelem do wnętrza świata. Mercy Falls znajdowało się już wiele kilometrów za mną.
Znowu miałem szesnaście lat i droga rozwijała się przede mną niczym obietnica nieskończonych
możliwości. Czułem się czysty, rozgrzeszony. Mogłem jechać w nieskończoność. Dokądkolwiek. Mogłem
być kimkolwiek. Poczułem, że las Boundary mnie przyzywa i po raz pierwszy uznałem, że bycie Cole em St.
Clairem już nie wydaje mi się przekleństwem. Miałem cel i to było to n i e m o ż l i w e : odnalezć
lekarstwo.
Byłem tak blisko.
Droga umykała pod samochodem, ręce zmarzły mi od wiatru. Po raz pierwszy id dawna poczułem się
silny. Lasy zabrały tę pustkę, która była mną, a o której sądziłem, że nic jej nigdy nie zapełni, nie zaspokoi.
Lasy sprawiły, że utraciłem wszystko. Nawet rzeczy, o których wcześniej myślałem, że nie chciałbym ich
zatrzymać.
Ale ostatecznie byłem Cole em St. Clairem, uszytym z nowej skóry. Zwiat leżał u moich stóp, a dzień
rozciągał się na kilometry przede mną.
Wyjąłem komórkę Sama z kieszeni i wystukałem numer Jeremy ego.
- Jeremy rzuciłem do słuchawki.
- Cole St. Clair odpowiedział powoli i z lekkością, jakby nie był zaskoczony.
Po mojej stronie linii na chwile zapadła cisza. A ponieważ mnie znał, nie musiał czekać, aż to powiem.
- Nie wracasz do domu, prawda?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]