[ Pobierz całość w formacie PDF ]
leżało na niej luzno, wystawało z niego kilka gwozdzi, które wystarczyło li
tylko zatłuc. Wiedziałem, że chcąc znalezć klucz, muszę przeszukać całe
ciało. Uniosłem pokrywę i oparłem ją o ścianę. Widok wnętrza skrzyni
wstrząsnął mną do głębi. Leżący w niej hrabia Dracula jakby odmłodniał,
siwizna sczerniała, lica miał pełne, a skórę różową. Na wargach i na
brodzie widniały krople skrzepłej krwi. Leżał bez ruchu, jak nasycona
pijawka. Z ogromnym wstrętem pochyliłem się nad nim i przeszukałem
jego kieszenie. Klucza nie znalazłem. Kiedy mój wzrok ponownie padł na
jego twarz, hrabia zdawał się uśmiechać. Byłem wściekły. To tego potwora
mam sprowadzić do Londynu? %7łeby wyczyniał tam być może jeszcze
gorsze rzeczy... O, nie! Pochwyciłem leżącą obok łopatę, chcąc wymierzyć
mu cios prosto w jego ohydną, zakrwawioną gębę... w tej samej chwili
głowa hrabiego odwróciła się w moją stronę, a jego oczy wpiły się we mnie
nienawistnym spojrzeniem. Aopata zahaczyła o wiszącą na gwozdziu
pelerynę, a ta, spadając na skrzynię, nakryła całą postać hrabiego.
Morderczy cios minął celu.
W tej samej chwili usłyszałem nawoływania Cyganów i Słowaków, których
przybycie hrabia wczoraj wieczorem zapowiedział. Wybiegłem z kaplicy,
stanowiącej noclegownię, a raczej przytułek dzienny dla grzesznego ciała
Draculi, pokonałem kręte schody i schowałem się w komnacie
znienawidzonego gospodarza. Mój plan był prosty. W chwili, kiedy
przybysze otworzą bramę, wyskoczę z ukrycia, kilkoma susami pokonam
podwórze, wypadnę za bramę i tyle mnie tu będą widzieli!
Czekałem, aż usłyszę zgrzyt klucza w zamku masywnej bramy.
Teraz!
Pomknąłem jak strzała do głównego holu i w chwili gdy dopadałem drzwi
prowadzących na podwórze, z drugiej strony zgrzytnęła zasuwa! Mój plan
diabli wzięli. Znów byłem uwięziony.
Mój los chyba się dopełnił.
Gdy piszę te słowa na dole panuje duży ruch. Ludzie wynoszą skrzynie z
ziemią. Słyszę stukot młotków. Zabijają skrzynie gwozdziami. Zgrzyt bram,
trzask batów, turkot kół ciężko obładowanych wozów. Odjechali...
I znów jestem w zamku sam, nie licząc tych trzech przeklętych upiorzyc.
Teraz już muszę podjąć desperacką próbę pokonania murów. Jeżeli się uda,
dobiegnę do najbliższego pociągu. Pode mną zieje głęboka przepaść. Jeżeli
w nią runę, to zginę przynajmniej jak człowiek. Na wszelki wypadek
żegnam cię, ukochana Mino, żegnam wszystkich?
Wyruszam...
Rozdział 5 - List panny Miny Murray do panny Lucy Westenry
19 maja
Kochana Lucy!
Przepraszam za długie milczenie, miałam ostatnio zbyt wiele zajęć. Moja
praca w szkole nie pozwala mi nawet marzyć o tym, żeby Cię w
najbliższym czasie odwiedzić u was nad morzem, pójść z Tobą na spacer i
porozmawiać tak od serca o tym wszystkim, o czym zwykle nie opowiada
się ludziom postronnym. Ostatnio wiele się uczę, ponieważ stenografuję.
Gdy się pobierzemy, będę mogła prowadzić dokumentację stenograficzną i
pisać na maszynie. Właśnie otrzymałam od Jonathana dość skąpą
wiadomość z Transylwanii. Pisze tylko tyle, że ma się dobrze, prowadzi
dziennik, oczywiście stenograficznie, i że mniej więcej za tydzień powinien
wracać. Wiesz, Lucy, ja też mam zamiar zacząć prowadzić osobisty
dziennik, to dla wprawy. Będę starała się zanotować wszystko, co dzieje się
wokół mnie: to poprawia zdolność zapamiętywania i interpretowania
wydarzeń i rozmów - no i bardzo przyda się w mojej przyszłej współpracy z
Jonathanem. Boże, jakie on zwiedza ciekawe kraje! Kto wie, może kiedyś
mnie do nich zabierze.
Twoja Mina
PS. Napisz, co u ciebie. Wiesz, ostatnio słyszałam coś o Tobie i jakimś
przystojnym, kędzierzawym dżentelmenie...!!!
List Lucy Westenry do Miny Murray
Chatham Street, środa
Droga Mino!
To prawda, że nie pisujemy do siebie zbyt często, ale - przynajmniej u mnie
- nie dzieje się nic specjalnie ciekawego. Okolica jest dość przyjemna,
chodzę na wystawy, często spaceruję po parku i jeżdżę konno. Jeżeli zaś
chodzi o tego kędzierzawego dżentelmena , to przypuszczam, że masz
na myśli pana Holmwooda, który towarzyszył mi na ostatnim koncercie.
Ktoś sieje jakieś plotki. Ten dżentelmen, owszem, bywa u nas, godzinami
rozmawia z moją mamą, mają wiele wspólnych te-matów.
Niedawno poznałam pewnego mężczyznę, który pasowałby do Ciebie jak
ulał - gdybyś nie była zaręczona. Wyobraz sobie, że mając dopiero 29 lat
już kieruje dużym zakładem dla umysłowo chorych. Zostałam mu
przedstawiona dzięki panu Holmwoodowi. Od czasu do czasu przychodzą
do nas razem, niekiedy zaś osobno. Podziwiam jego opanowanie,
bezpośredniość w zachowaniu i ogromną wiedzę lekarską. Jest zamożny,
pochodzi z dobrej rodziny. Niekiedy odnoszę wrażenie, jakoby potrafił
odczytywać ludzkie myśli. Podejrzewam, że próbował zajrzeć i w moją
duszę, ale ja jestem twardy orzech do zgryzienia.
O miejscowej modzie niewiele mogę Ci powiedzieć - stroje mnie nigdy
zanadto nie interesowały. Nawet Artur mówi, że modę wymyślono dla
ogłupienia ludzi. No, i już się zdradziłam! Słuchaj, Mina, zawsze byłyśmy
wobec siebie szczere, to i teraz powiem Ci z ręka na sercu - zakochałam
się w Arturze. Rumienię się, gdy piszę te słowa. Odnoszę wrażenie, że on
także mnie kocha, chociaż mi tego jeszcze nie powiedział. Mój Boże, Mina,
jak ja strasznie go kocham! Módl się za moje szczęście.
Lucy
PS. Wieżę, że to zostanie tylko między nami Lucy. Do zobaczenia.
Porozmawiamy o tym kiedyś przy kominku.
L.
List Lucy Westenry do Miny Murray
24 maja
Droga Mino!
Bardzo dziękuję za twój list. Cieszę się, że mnie rozumiesz.
Jeżeli to prawda, że nieszczęścia chodzą parami, to muszę powiedzieć, że
szczęście, jakie mnie spotkało, pojawiło się w trzech osobach - jak Trójca
Zwięta. We wrześniu będę miała dwadzieścia lat i do dnia dzisiejszego
jeszcze nikt nie poprosił mnie o rękę. A dziś, w ciągu jednego dnia,
otrzymałam aż trzy oferty matrymonialne! To niesamowite, prawda? Zaraz
Ci wszystko opiszę, ufając, że zostanie to między nami.
Pierwszy kawaler przyszedł przed południem. Już ci wspominałam o lekarzu
z zakładu psychiatrycznego, Johnie Sewardzie. Na ogół pan doktor jest
zawsze opanowany, ale tym razem zdradzał wyjątkowe objawy
roztargnienia. O mały włos usiadłby na swoim cylindrze, czego
zrównoważeni mężczyzni raczej nie robią. Długo nie wiedział, od czego
zacząć, nerwowo bawił się lancetem, aż się
przestraszyłam. Wreszcie zaczął mówić o tym, jak bardzo mnie kocha i jaki
byłby szczęśliwy, gdybym zechciała połączyć się z nim na ślubnym
kobiercu. Kiedy zobaczył, że płaczę, przepraszał za swoją śmiałość,
obwiniał siebie za brak taktu, żałował, iż przedtem nie zapytał, czy moje
serce jest wolne. Potem mnie zapewniał, że w każdej sytuacji mogę być
[ Pobierz całość w formacie PDF ]