[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Gniew na Sophie nagle minął. Zastąpił go lęk. Był teraz najzupełniej
pewien, że matce grozi niebezpieczeństwo. Powinni jak najprędzej
wyruszyć w drogę!
RS
143
- Chodz! - Podał Sophie rękę i pomógł jej wstać. - Ja też wkrótce
wyjeżdżam. Zamierzamy spędzić zimę w Hemsedal, więc dopiero moja
matka będzie sędzią w tej sprawie.
- Co masz na myśli, mówiąc o sądzeniu? Chcesz nasłać na nas policję?
- Chyba nie, ale nie wiem, czy matka wyrazi zgodę, aby wasza rodzina
dalej mieszkała w Sorholm. Ona nie lubi nieuczciwych ludzi.
Sophie nie mogła już bardziej zblednąć, a Ole zobaczył, że w tym
momencie straciła wszelką nadzieję. Czuł wewnętrzny ból. Nienawidził
tego, co robi, nie mógł się jednak powstrzymać. Powodowało nim ogromne
rozczarowanie. Nie potrafił pojąć, że ta śliczna kuzynka o zapłakanej buzi
tak go oszukała. Poczuł się mały i głupi.
- No cóż, możliwe, że spotkamy się jeszcze kiedyś, lecz równie dobrze
nasze ścieżki mogą się już nigdy nie przeciąć. Miejmy nadzieję, że jeśli
dojdzie do naszego spotkania w przyszłości, to twoją nieszczerość i fałsz
zastąpi przyjazń.
Ole sam słyszał, jak uroczystych słów używa, lecz myślami już
powędrował za morze i wcale nie miał zamiaru odwoływać tego, co
powiedział. Nad jego domem w Norwegii gromadziły się grozne chmury i
był już najwyższy czas, by zacząć się pakować.
Kiedy doszli do stajni, Ole poprzestał na krótkim uściśnięciu ręki Sophie
i zaraz się od niej odwrócił. Nie widział, jak dziewczyna przygarbiona
przemyka do bocznego wejścia. Nie słyszał też szlochów, które rozlegały
się na schodach jeszcze długo po ich pożegnaniu.
Sophie ten dzień przyniósł katastrofę. Całe zaufanie, jakie usiłowała
wzbudzić w Olem, przepadło. I to tylko dlatego, że usłuchała rad matki.
Teraz zawisła nad nimi grozba opuszczenia pałacu. I co jej przyszło z całej
tej walki? Na kamiennych schodach wypłakiwała wszystkie swoje łzy. W
głębi ducha oczarował ją ten chłopski syn z Norwegii. Kiedy myślała o
Olem, ogarniał ją szczery podziw. Czy się w nim zakochała, czy też było to
jedynie dziecinne zauroczenie? Sophie nie wiedziała, dlaczego tak to
przeżywa. Miała jedynie świadomość, że właśnie w tym dniu w jej życiu
dokonuje się gwałtowna zmiana. Wszystko się skończyło. Nie było już
nadziei, nie było o co się starać. Rozwiały się jej sekretne marzenia. Została
tylko pustka. Mogła wyjechać do Niemiec.
W końcu wstała i otarła oczy. Twarz miała poważną, bez wyrazu.
Pozostawała jedna jedyna możliwość.
RS
144
Rozdział 18
Noc wciąż była tak czarna., że nie dawało się dostrzec drogi. Za oknami
z małymi szybkami migotało spokojne żółte światło. Na podwórzu
panowała cisza jak makiem zasiał i nawet lekkie podmuchy wiatru z gór
wydawały się uderzać jak najdelikatniej.
Z drogi w dole zaczął docierać słaby odgłos kroków. Raz kląskało błoto,
raz chrzęścił piasek pod twardymi butami. Drogą podążał człowiek ze
swoim psem.
Szli w stronę dworu i pomimo ciemności, utrzymywali dobre tempo. Bez
zbędnych przerw i błądzenia zmierzali ku podwórzu.
W Rudningen panował wręcz grobowy spokój. Pastor siedział na krześle,
nie ustając w modlitwach. Mari zwilżała ściereczki i okładała czoło Hannah
kompresami. Simena nie było, pojechał po doktora i akuszerkę, ale w takich
ciemnościach nie należało się spodziewać, że szybko wróci.
Gospodyni leżała z zamkniętymi oczami, oddychała ciężko, nie wiedząc,
co się wokół niej dzieje. Mari wystraszyła się krwi wypływającej z
podbrzusza Hannah. Cały czas musiała zmieniać jej podkłady, a twarz
gospodyni stawała się coraz bledsza. Krew z barku przestała już płynąć, lecz
ręka pozostawała dziwacznie wykręcona.
Nagle dwa razy mocno zastukano do drzwi. Mari drgnęła przestraszona i
zerknęła na pastora. Ten był wyraznie niepewny. Od razu pomyślał, że to
Ingyar, lensman, wraca. Mógł być uzbrojony. Zanim jednak duchowny
zdążył cokolwiek powiedzieć, Mari już uchyliła drzwi, a za moment
otworzyła je na oścież.
- Simen cię wezwał? Psiarz pokręcił głową.
- Sam wiem, kiedy jestem potrzebny i kiedy należy się spieszyć.
Pies po cichu wszedł za nimi do alkierza, w którym leżała Hannah. W
środku zaraz ułożył się pod ścianą, nie spuszczając oczu ze swego pana.
Pastor na widok Psiarza lekko skinął głową. W takiej chwili nie mógł
protestować, chociaż z pewnością wolałby, aby o wszystkim zdecydował
Bóg i by nie mieszał się do tego taki włóczęga.
Psiarz delikatnie odsunął kołdrę na bok, odsłaniając ciało Hannah.
Spódnicę miała podwiniętą, całą we krwi. Jej twarz też była zakrwawiona i
powalana ziemią, a bielizna bardziej czerwona niż biała. Mari po raz
pierwszy w życiu widziała, jak ten dziwny człowiek dotyka rannej osoby.
Powiadano, że by zatrzymać krwawienie, wystarczy sama jego obecność.
Teraz jednak położył rękę na brzuchu Hannah, a wzroku nie spuszczał z jej
twarzy. Minę miał poważną. Na długą chwilę zamknął oczy, nie odrywając
RS
145
ręki od ciała Hannah. Mari zadała sobie pytanie, czy Psiarz pamięta
podobną sytuację w tym samym alkierzu, kiedy to Knut, nieżyjący już syn
gospodyni, zranił się w nogę. Wtedy to Hannah posłała po Psiarza.
Czas płynął. Oddech Hannah był nierówny i słaby. Psiarz się nie
poruszał. Wyglądało to wręcz tak, jakby zasnął na stojąco, ale Mari
wiedziała, że tak nie jest.
Pastor obserwował, co się dzieje, ze swego miejsca pod oknem. Z mocno
zaciśniętymi dłońmi wpatrywał się w plecy Psiarza i w pewnej chwili
przyłapał się na tym, że chce, aby Hannah została ocalona, bez względu na
to, jakie siły zostaną do tego wezwane. Wystraszył się własnych myśli i
podkręcił nieco knot w lampie, by światłem przegnać złe moce.
Powietrze wprost drżało z napięcia. Coś się działo między mężczyzną
stojącym przy łóżku a leżącą w nim nieprzytomną kobietą. Jakieś
niewidzialne prądy płynęły z dłoni do ciała i z powrotem.
Wreszcie Psiarz jak we śnie odjął dłoń od brzucha Hannah. Potem ciężko
usiadł na krześle stojącym przy łóżku. Ujął jej dłoń w swoje dwie wielkie
ręce.
I znów czekali w milczeniu. Wszyscy troje. Czas wlókł się, a lampa
dzielnie próbowała poprawić nastrój. Mari nie bardzo wiedziała, co robić.
Garnek z wodą stał na piecu, nikt nie miał ochoty nic jeść, a pastor zatonął
w swoim własnym świecie. Dziewczyna stała obok kudłatego psa,
pocieszając się obecnością Psiarza. Jeśli ktokolwiek mógł im pomóc w
takiej chwili, to właśnie ów dziwny mężczyzna.
A Psiarz się nie spieszył. Mari uznała to za dobry znak. Zwykle kiedy nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl