[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tafty.
- MAN* [* Po angielsku  man znaczy człowiek.] - szepnęła.
- Człowiek go zabił? Jaki człowiek? No, Roberto, postaraj się, jaki człowiek?
- MAN...
Już prawie zupełnie zniknęła. Jak ostatni blask latarki z wyczerpaną baterią. Jak blask,
który może jeszcze na moment rozbłysnąć.
Zniknęła całkowicie. Larry natychmiast wyskoczył z łóżka, a Linda krzyknęła:
- Larry! Na miłość boską! Musisz się kręcić przez całą cholerną noc?
- Przepraszam, pomyślałem sobie o czymś.
- Musisz się kręcić, gdy myślisz? Większość normalnych ludzi może myśleć bez
ruchu.
- Przepraszam. Naprawdę przepraszam. Pójdę spać na sofę.
Odwróciła się i zdjęła klapki z oczu.
- No już, daj spokój... nie musisz. Może zamiast tego byśmy się pokochali?
Roztrzęsiony ze strachu i zlany potem usiadł na brzegu łóżka. Opuścił głowę, miał
potargane włosy. Przez długi czas wahał się i nie mógł nic powiedzieć.
Linda uklęknęła na łóżku i objęła go ramieniem.
- Jesteś taki rozpalony. Nie masz czasem gorączki?
- Nie, nie mam. Mój mózg nie przestaje pracować, to wszystko.
Pocałowała go w szyję i w policzek, odgarnęła spocone włosy.
- Powinieneś posłuchać ojca i zająć się rodzinnym interesem.
- Mógłbym - pocałował ją w rękę - gdybym wiedział, na czym to polega.
- Twój ojciec zajmował się importem i eksportem, no nie?
- Rzeczywiście, importem i eksportem. To szerokie pojęcie.
Znów go pocałowała i położyła się na plecach. Odwrócił się, pochylił nad nią i
pocałował w usta. Był to długi, romantyczny pocałunek - jeden z tych, jakie mogą ze sobą
wymieniać jedynie kochankowie, którzy mieszkają razem od dawna, ponieważ nie jest on
zwykły, ale zawierają się w nim wspomnienia wszystkich poprzednich pocałunków, a także
powodów, dla których się nimi obdarowywali.
Larry odwiązał wstążeczki i rozsunął jej nocną koszulę, obnażając obfite, krągłe
piersi, które pod swym ciężarem rozchyliły się na boki. Kolejno polizał i pocałował każdą z
sutek. Ssał je i leciutko drażnił końcem języka. Słyszał, jak Linda zaczyna głośniej oddychać.
Jakby spijając nektar z jej ciała podążył pocałunkami do końca brzucha. Dłońmi
pieścił ramiona i piersi, aż z napiętymi sutkami dumnie się wyprężyły.
Pocałował ją w pępek. Wdychał perfumy i pot, także piżmowy zapach płci.
Powoli rozchyliła uda i pozwoliła mu na to, co lubił. Rozchylił palcem wargi sromowe
i pozwolił językowi wślizgnąć się do wilgotnego przedsionka. Nic na ziemi tak nie smakuje
ani tak nie pachnie. %7ładne owoce, żaden miód, żaden nektar. Dotknął językiem łechtaczki,
dziurki, która sika, a potem zanurzył się w ciepłą głębię waginy.
Lizał ją, aż Linda tak wpiła mu palce we włosy, że niemal ściągnęła skalp. Usłyszał,
jak wydała z siebie krzyk podobny do tego, jaki wyrwał mu się, gdy w pokoju pojawiła się
Roberta. Zastanawiał się, czy ludzie w czasie skrajnej ekstazy, w czasie skrajnego strachu w
coś się zamieniają. Być może stają się mniej ludzmi, a bardziej bestiami.
Podniósł się i, wciąż z jej smakiem na ustach, wszedł w nią. Rzucała się i mruczała
rzeczy, których nie rozumiał, a o których wiedział, że są jej seksualnymi fantazjami o
ludziach, których kiedyś podglądała, o przypadkowych dotknięciach obcych, o pozowaniu do
nieprzyzwoitych fotografii. Dogadzał jej powoli, długimi, coraz to bardziej zagłębiającymi się
pchnięciami.
Kochał ją teraz tak bardzo jak, był tego pewien, nigdy przedtem. Była jego dumą, jego
odkupieniem. Była jego żoną, kochanką, przyjaciółką.
Miał długi orgazm, a wytrysk był raczej powolnym wypełnieniem niż eksplozją. Gdy
zamknął oczy, w ciemności własnej satysfakcji usłyszał szept:
- AX.
Otworzył oczy i w panice rozejrzał się dokoła.
- Co się stało? - zapytała Linda. - Czy coś nie tak? Wyglądasz jak...
- Ciii... - poprosił ją.
- Co za ciii? Przerywasz w samym środku, a ja mam być ciii?
Wyszedł z łóżka. Między nogami czuł wilgoć. Podszedł do drzwi łazienki i otworzył
je. Nie było nikogo ani niczego. Nawet drgającego cienia. Z ulicy dolatywały dzwięki
śmieciarki.
- Larry, powiesz mi, co się stało?
Prawie pół minuty stał w drzwiach łazienki i nasłuchiwał. Zaczynało już świtać. Okna
zmieniły kolor z głębokiej czerni na melancholijną szarość.
- Larry, wracaj do łóżka.
- Nie - powiedział. - Musisz jeszcze pospać, a ja nie mogę zasnąć.
- Chcę, żebyś mnie przytulił.
Niechętnie wszedł do łóżka i objął ją ramieniem. Wzięła jego dłoń i położyła sobie
między nogami.
- To ty. To ty i ja. Nic nas nie rozdzieli.
Pocałował ją w ucho, potem w policzek. Ale w głowie mu się kotłowało. Czy
naprawdę widział stojącą w pokoju Robertę Snów? Odwrócił się w to miejsce, gdzie stała, i
nie mógł uwierzyć, że to nie był sen. Mimo wszystko, gdyby Wilbert Fraser naprawdę umarł,
on byłby pierwszym, który by o tym słyszał.
MAN. Roberta wyszeptała MAN.
Ale jaki człowiek? I dlaczego przyszła mu to powiedzieć?
MAN, a potem AX. Co to ma znaczyć?
Zasnął na chwilę, ale po dziesięciu minutach obudził się.
- Muszę iść. Wezmę prysznic i jadę na komendę.
- Zrobić ci coś na śniadanie? Może naleśniki?
- Daj spokój, Linda, jest dziesięć po piątej. Przecież ci się nie chce, no nie?
- Jestem twoją żoną. A żony muszą robić coś dla mężów.
- Martwisz się o coś? - spojrzał na nią uważniej.
- Zawsze się o coś martwię. Taka moja praca. Gdybym się nie martwiła, bardzo by
mnie to martwiło.
Wziął prysznic. AXMAN, literował. Co za axman? AX. MAN. Man, ax. To nie ma
sensu. A jednak Roberta najwyrazniej podjęła się niesłychanego wysiłku i pojawiła się w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl