[ Pobierz całość w formacie PDF ]

brzeg wysiadło trzykroć po dziesięciu i jeden!
Na co wszyscy odwrócili się i w blasku słońca ujrzeli złote włosy wyglądające spod
odrzuconego wiatrem kaptura: to była Nienor, która, jak się okazało, podążyła skrycie za
kompanią i przyłączyła się do niej w mroku na chwilę przed przeprawą. Zapanowała ogólna
konsternacja, najżywiej jednak zareagowała Morwena.
- Wracaj! Rozkazuję ci, wracaj! - krzyknęła.
- Jeśli żona Hurina może wbrew wszelkim radom odpowiedzieć na zew krwi - odparła
Nienor - to i córce Hurina wolno to uczynić. Nazwałaś mnie %7łałobą, jednak nie zamierzam
samotnie opłakiwać ojca, brata, a także matki, chociaż ciebie tylko dane mi było poznać. I
ciebie kocham ponad wszystko. Nic, co nie przeraża Morweny, nie natchnie strachem i
Nienor.
Oblicze jej mówiło po prawdzie coś innego, zdradzając niejaki lęk, była to jednak
dziewczyna wysoka i silna na oko, podobna okazałą postawą do wszystkich potomków rodu
Hadora. Niewiele odbiegała przez to wyglądem od strażników, ustępując tylko najroślejszym.
- Co zamierzasz? - spytała Morwena.
- Iść tam, gdzie ty - odrzekła Nienor. - Możesz odprowadzić mnie i oddać pod opiekę
Melianie, bo niemądrze jest odrzucać jej radę. W przeciwnym jednak razie wiedz, że pójdę za
tobą, bez względu na niebezpieczeństwa. Taki oto wybór ci daję. - W skrytości ducha Nienor
liczyła przede wszystkim na to, że matka wiedziona miłością i strachem o córkę, jednak
zawróci. Morwena zaś była rzeczywiście rozdarta wewnętrznie.
114
J.R.R Tolkien - Niedokończone opowieści t.1
- Odrzucać radę to jedno - powiedziała - a okazać nieposłuszeństwo matce, to co
innego. Wracaj zaraz!
- Nie. Dawno już nie jestem dzieckiem i sama potrafię o sobie decydować, chociaż
nigdy dotąd ci się nie sprzeciwiałam. Idę z tobą. Przez wzgląd na władców tej krainy,
wolałabym zawrócić do Doriathu, ale jeśli przyjdzie ruszyć na zachód, też sama się nie cofnę.
Prawdę mówiąc, jeśli któraś z nas winna już tam iść, to ja raczej, będąc w pełni sił. -
Wówczas Morwena ujrzała w jej szarych oczach tę samą nieugiętość, która cechowała
Hurina, i zawahała się. Wciąż jednak była zbyt dumna i nie chciała, by ktokolwiek odniósł
wrażenie, że wygłosiwszy deklarację, Morwena pozwala jednak córce odprowadzić się do
domu niczym zdziecinniała staruszka.
- Pójdę dalej, jak zamierzyłam - powiedziała. - Chodz i ty, chociaż wbrew mojej woli.
- Niech będzie i tak - odrzekła Nienor.
- Zaprawdę, nie odwagi, ale rozwagi brakuje potomkom Hurina i przez to właśnie
ściągają nieszczęścia na innych! Turin nie jest inny. Odmienni byli jego ojcowie. Teraz
jednak ród Hurina oszalał i wcale mi się to nie podoba. Bardziej obawiam się tej misji, którą
powierzył nam Król, niż polowania na wilka. Co czynić?
Morwena, który wyszła już na brzeg i zbliżyła się do kompanii, usłyszała tylko
ostatnie jego słowa.
- Czyń, jak ci Król nakazał - powiedziała. - Nasłuchuj wieści o Nargothrondzie i o
Turinie. Po to właśnie wszyscy wyruszyliśmy.
- Długa jednak i niebezpieczna przed nami droga - odparł Mablung. - Przyjdzie wam
obu dosiąść koni, jechać pomiędzy wojownikami i nie oddalać się ani na krok od drużyny.
W pełni dnia ruszyli dalej, powoli i czujnie przemierzając kraj porośnięty trzcinami i
niskimi wierzbami, aż dotarli do szarych lasów okrywających większą część południowej
równiny na drodze do Nargothrondu. Cały dzień kierowali się ku zachodowi, nie spotykając
nikogo pośród martwych i milczących ruin. Zdało się Mablungowi, że strach czai się pośród
ciszy. Gdy wiele lat temu Beren przemierzał tę drogę, odprowadzały go skrycie oczy licznych
myśliwych, teraz jednak ludzie odeszli znad Narogu, a Orkowie, jak się zdawało, nie
zapuszczali się aż tak daleko na południe. Noc drużyna spędziła w lasach, nie paląc lamp ni
ogniska. Minęły jeszcze dwa dni. Trzeciego wieczora zbliżyli się do miejsca, gdzie równina
kończyła się wschodnim brzegiem Narogu. Mablunga ogarnął wówczas taki niepokój, iż
błagać zaczął Morwenę, by nie ruszała dalej. Ta jednak roześmiała się w głos.
- Niedługo już się nas pozbędziesz, najpewniej z radością - powiedziała. - Ale
56
Por. Dodatek, gdzie mowa jest o tym, jak to Orodreth  tajemnie wymieniał wieści z Thingolem.
115
J.R.R Tolkien - Niedokończone opowieści t.1
wytrzymaj jeszcze trochę. Za blisko już podeszliśmy, by zawracać ze strachu.
- Obieście zmysły postradały, śmiejąc się z niebezpieczeństwa. Nie tylko nie
pomagacie nam w zbieraniu wieści, ale jeszcze rzecz utrudniacie. Słuchajcie! Nie kazano mi
powstrzymywać was siłą, ale chronić, jak tylko potrafię, i zamierzam wypełnić to zadanie.
Jutro ruszamy na Amon Ethir, Wzgórze Czatów, które wznosi się niedaleko stąd. Tam
zostaniecie pod strażą i dopóki ja dowodzę, nigdzie dalej nie pójdziecie.
Amon Ethir był to kopiec wielki jak góra, który Felagund kazał usypać niegdyś na
równinie przed Bramą Nargothrondu, o milę na wschód od koryta Narogu. Całe to, wiele
pracy kosztujące, wzniesienie porastały drzewa i tylko wierzchołek pozostawał nagi. Było zeń
widać dobrze wszystkie drogi wiodące z wielu stron do wielkiego mostu Nargothrondu.
Drużyna dotarła tam póznym rankiem, wspinając się od wschodu aż na sam szczyt. Stamtąd
spojrzeli na Wysoki Faroth, nagi i brunatny kraj rozciągający się za rzeką57 , a Mablung, jako
że elfie miał oczy, dojrzał nawet Nargothrond wznoszący się tarasami na stromym zachodnim
brzegu oraz mały, czarny otwór Bramy Felagunda w ścianie wzgórza. Nie słyszał jednak nic,
nie widział też ani śladu nieprzyjaciela ni smoka, tylko wokół wrót czerniło się wciąż [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl