[ Pobierz całość w formacie PDF ]

203
nych zmian w opisie proponowanych usług.  Kod to jest
sposób odczytu genów, a nie ich treść! Napisz: analiza
genomu, sekwencji, różnic genetycznych, ale nie kodu,
baranie!" - darłam się, a on patrzył na mnie okrągłymi
oczkami i potakiwał. A potem dodał, że kod genetyczny
bardzo dobrze brzmi i jest krótko. I oczywiście niczego
nie zmienili, dalej tam sÄ… bzdury... Zmory i indywidualny
kod genetyczny! Pies ich wszystkich trącał, pierdoleni
ignoranci! Są rzeczy, na które nie ma się wpływu, ech...
Nie mogę się tak przejmować - pomyślałam i położyłam
się na trzeszczącej wersalce. Spałam jak kamień.
To było wczoraj. Przesada? Też tak myślałam. Ostatnią
rzeczÄ…, jakiej bym siÄ™ spodziewaÅ‚a, to że można siÄ™ posu­
nąć do czegoś więcej.
A jednak. Bo dziÅ› budzÄ™ siÄ™ wymiÄ™ta, niedospana, ciÄ…­
gle zmęczona. Jakbym wcale nie zmrużyła oka. Poranek
już pózny, słońce wysoko, ptaszki śpiewają za oknem,
a do mnie dociera dziwny zapach.
Smród!
SkÄ…d? Nieprzytomna, otwieram oczy i szukam, co tak
jedzie. Na łóżku widzÄ™ coÅ› obrzydliwego. Mam tym wy­
smarowaną piżamę, włosy. Kurwa mać!
WylatujÄ™ z pokoju jak z procy, na dworze babcia jakby
nigdy nic wiesza pranie.
- Co to jest?! - pytam ją, a raczej wrzeszczę, głośniej
niż wszystkie ptaki poranka. Babcia milczy.
- To znów twoja sprawka, tak? - wydzieram się. - Mam
dość! Dość ciebie, dość tego wszystkiego!
Babcia spogląda na mnie z takim spokojem, że mam
ochotę ją zabić. Pokazuje ręką na ganek.
- Tam jest miska z mydlinami, umyj siÄ™. I mi nie pyskuj.
Ja nie wiem, skąd to gówno.
- Ha! To skąd wiesz, że gówno? - krzyczę, zadowolona,
że złapałam babcię za słowo.
204
- A co ja, nosa nie mam? Co insze może tak śmierdzieć?
- Wzrusza ramionami.
- No nie! Nie wciskaj mi, że to nie jest twoja sprawka!
- Nie chce się przyznać? O nie! To jej się nie upiecze, tym
razem naprawdę przesadziła!
Babcia wiesza na sznurku wielkie mokre gacie, które
właśnie wyżymała. Aapie się pod boki i ze złym błyskiem
w oku zaczyna mnie opierdalać:
- Ty mi nie pyskuj, dziecko, bo siÄ™ zdenerwujÄ™. A ja stara
jestem i nerwów już ni mam! Idz lepiej i wyczyść to gów-
nisko z pokoju! Bo ja po tobie brudów prać nie zamierzam.
Już!
No, tego już za wiele - opadają mi ręce z bezsilności.
Nie dość, że świrnięta starucha wysmarowała mnie w nocy
gównem, to jeszcze każe mi sprzątać? O, takiego wała!
Patrzę na nią - znów wiesza pranie, z miną niewiniątka.
No i dobrze! Nie ma z nią sensu dyskutować. Spieprzam
stąd, po prostu dosyć!
Obrzydliwy smród podchodzi mi do gardła. W co ja się
wpakowałam? Nagle dociera do mnie absurd całej sytuacji.
Brudna, na bosaka w 6amej piżamie na środku podwórka,
stojÄ™ i wrzeszczÄ™ na pierdolniÄ™tÄ… babciÄ™? Rany! Dom wa­
riatów, dobrze, że nikt mnie tu nie widzi! Magda biłaby
brawo, Agata uznałaby, że to niesmaczne... Boże, co za
absurdalna sytuacja?
Bierze mnie pusty Å›miech. Z siebie i tego wszyst­
kiego.
Czy ja całkiem zwariowałam? Dać się tak zmanipulować
jebniÄ™tej babci! WrzeszczÄ…c i tupiÄ…c ze zÅ‚oÅ›ci, sama zaprze­
czam temu, co mówię - że nie wierzę w bajdy o zmorach.
Skoro to bzdury, to dlaczego siÄ™ nimi przejmujÄ™? Bo mnie
staruszka gównem wysmarowała? Jest niepoczytalna i trzeba
zachować większą ostrożność, nigdy więcej nie zostanę
u niej na noc. Ale nie mogę się złościć na nią, że zachowuje
siÄ™ jak stara wariatka - ona po prostu jest starÄ… wariatkÄ…!
205
To fakt, którego nie zmienię, choćbym pękła od wrzasku!
Niepotrzebnie się na nią złoszczę, powinnam raczej złościć
się na siebie, że mieszkam u niej, chociaż od dłuższego
czasu wiem, że brak jej paru klepek.
Koniec z tym. Powinnam zdecydowanie skupić teraz
swe siły na czymś pożytecznym.
Idę się umyć. Zdejmuję i wyrzucam brudne ciuchy,
dÅ‚ugo szorujÄ™ szamponem wÅ‚osy. BrudnÄ… poÅ›ciel zwi­
jam w tobół, wrzucam babci do sieni - niech się martwi,
co z tym zrobić. Gdy czeszę i suszę włosy, trafia do mnie
z całą wyrazistością, że pomysł z wypoczynkiem u babci
był od początku pomyłką.
Co ja tu w ogóle robiÄ™? Gdzie sÄ… moje prawdziwe prob­
lemy? W mieście są, a nie tu! W brzuchu moim są, być
może! Czym ja siÄ™ w ogóle martwiÄ™? Nie mam kogo ko­
chać, nie mam gdzie mieszkać - to są moje zmartwienia,
a nie ten jebany folklor, staruszka i jej pomysły! Wracam
do miasta jak najszybciej, postanawiam.
Pomieszkam chwilÄ™ u Magdy. Potem wyprowadzi siÄ™
mój lokator i wrócÄ™ do siebie. SpoglÄ…dam na zegarek i przy­
pominam sobie o pogrzebie. To dziś! Nie zostało mi wiele
czasu, biorąc pod uwagę dojazd. Wyjmuję z jednego z pudeł
czarną lnianą sukienkę, mój jedyny ciuch odpowiedni
na taką okazję. Suszę włosy starannie, robię wyjątkowo
staranny makijaż - jakoś muszę zatrzeć wrażenie, że ciągle
jestem wysmarowana gównem. Z przesadną starannością
malujÄ™ rzÄ™sy, nacieram twarz podkÅ‚adem, psikam perfu­
mami. Po namyśle - czegoś mi jeszcze brak - zakładam
na szyję wyciągnięty z torebki bursztynowy wisiorek. Ha!
Tego było trzeba, idealnie pasuje. Zbyt wypindrzona? Może,
ale przynajmniej pozbywam się wrażenia zapyziałości,
syfu, który oblepił mnie na tym pustkowiu.
Wyszykowana, siadam za kierownicÄ…. Obieram kurs
na stolicę. Bagaże zostały, myślę, ale postanawiam w tej
chwili tym się nie przejmować. W tej kiecce, na szpil-
206
kach nie chce mi się przenosić paczek. Muszę stąd jak
najszybciej uciec. Wrócę po rzeczy pózniej - planuję. Ech,
czÅ‚owiek nie wie, jak opacznie realizujÄ… siÄ™ czasem skÄ…d­
inąd świetne plany.
U babci nie miaÅ‚am czasu zastanawiać siÄ™ nad celo­
wością moich poczynań. Dopiero po drodze ogarnęły mnie
wÄ…tpliwoÅ›ci. Czy ja na pewno mam ochotÄ™ jechać na po­
grzeb? Jakikolwiek, a już Aysego w szczególności?
Niby powinnam, był kiedyś moim kumplem. Przyzwoitość
nakazywałaby... Tylko że ostatnio nie byłam przyzwoita.
Nie chciało mi się! Zwłaszcza po tym poranku.
To będzie przygnębiające, poryczę się, złapię doła
- pomyślałam. Jeszcze tego mi brakowało! Poza tym co mnie
właściwie z Aysym łączyło? Ostatnio nic. Nie widzieliśmy
się od lat, nawet do siebie nie dzwoniliśmy. I co, teraz będę
udawać bliską osobę żegnającą przyjaciela? Co było dawno
temu, minęło. Facet, którego pogrzeb ma się dziś odbyć,
to ktoÅ› zupeÅ‚nie inny niż chÅ‚opiec, na którego cześć baz­
grałam serduszka w szkolnym zeszycie. Po co montować
fikcje i pchać się teraz między żałobników? Znajdowałam
coraz więcej argumentów za tym, żeby zamiast na pogrzeb
wybrać się gdzieś indziej. Na zakupy, do kina, poprawić
sobie humor. Pojadę do Magdy i powiem jej, że nie jadę.
Mogę ją podrzucić na cmentarz, ostatecznie - skoro już
jej obiecałam. Ale najlepiej byłoby, gdyby razem ze mną
wymyśliła inny sposób na spędzenie tego dnia. Chciałam
odpocząć od trudnych przeżyć, zamiast pchać się po nowe.
Ale to nie było łatwe.
- Nie myśl nawet o tym! - wykrzyknęła Magda, gdy
wyjawiłam jej swoje zamiary. Zobaczyła przez okno,
że podjeżdżam i wyszła mi na spotkanie. Spierałyśmy
się od dłuższej chwili na chodniku przed jej domem.
- Mogę cię najwyżej podwiezć, mówię ci.
207
- Głupia jesteś. Jakby to był twój pogrzeb, to pomyśl,
chciałabyś, żeby Aysy przyszedł? I różni ludzie, którzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl