[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Czy nie brałeś tego pod uwagę? To twoje dziecko, Dustin. Czy
naprawdę myślisz, że nie będziesz chciał go widywać?
- Nie wiem - przyznał Dustin. - To kolejny problem, o którym
wolę nie myśleć. Wiem, jak bardzo chcesz mieć dziecko, ale ty
pochodzisz z zupełnie innej rodziny. Miałeś rodzeństwo i odkąd
57
RS
sięgam pamięcią, pragnąłeś mieć liczną rodzinę. Ja wychowałem się
sam jak palec i, szczerze mówiąc, dzieci budzą we mnie lęk.
- Tak jest z większością mężczyzn - zachichotał Nathan. -
Myślisz, że ja się nie boję? Mimo to pragnę dzieci.
Dustin spróbował wyobrazić sobie, że trzyma na rękach dziecko
- swoją córkę albo syna. Ku własnemu zaskoczeniu stwierdził, że nie
wydaje mu się to wcale takie przerażające.
- Może masz rację, ale pozwól, że na razie nie będę jeszcze
kupował piłek ani misiów. Przede wszystkim nie wiem, jaką decyzję
podejmie Elise. Możliwe, że będzie chciała oddać dziecko. Całe życie
marzyła, żeby być dziennikarką i ma przed sobą wielkie możliwości;
Nigdy nie chciała wiązać sobie rąk rodziną. Ilekroć próbowałem
rozmawiać z nią na ten temat, zmieniała temat. Myślę, że jej równie
trudno jak mnie robić jakieś plany na przyszłość.
- Masz zamiar spokojnie patrzeć, jak twoje dziecko wędruje do
obcych? - zapytał sceptycznie Nathan.
Dustin patrzył w otwarte pudło, jakby mógł w nim wyczytać
odpowiedz na pytanie przyjaciela.
- A co innego mogę zrobić? Mam przed sobą własne życie i
własną karierę. Nie mogę samotnie wychowywać dziecka. Sama myśl
o czymś takim świadczyłaby o całkowitym braku odpowiedzialności
za jego los. Jeżeli Elise będzie chciała oddać dziecko, to mogę tylko
dopilnować, żeby trafiło do ludzi, którzy zapewnią mu prawdziwy
dom.
Nathan bez słowa wpatrywał się w twarz przyjaciela! Nagle
uśmiechnął się szeroko.
58
RS
- Nie pozwolisz na to, Dustin. Za dobrze cię znam, żeby ci
uwierzyć. Sam jeszcze o tym nie wiesz, ale kiedy wezmiesz to
dziecko na ręce i spojrzysz mu w oczy, to końmi cię od niego nie
będzie można odciągnąć. Przypomnisz sobie moje słowa.
Dustin rzucił Nathanowi poirytowane spojrzenie.
- Mylisz się. Robię to wszystko wyłącznie dla Elise. Nie
pozwolę, żeby sama borykała się ze wszystkimi kłopotami. Trzeba jej
pomóc w podejmowaniu decyzji i zapewnieniu dziecku przyszłości,
ale to wszystko.
- Jasne. I pewnie mi jeszcze powiesz, że nie jesteś w niej do
szaleństwa zakochany.
- Bo nie jestem! - odparował natychmiast Dustin, ale sam czuł,
że jego głos nie brzmi przekonująco.
- Daruj, ale to, co mówisz, to kompletne banialuki, Rozumiem,
że trudno ci się do tego przyznać, ale za grosz ci nie wierzę. Poczucie
obowiązku jeszcze nikogo nie zmusiło do porzucenia kariery i
zaszycia się na pustkowiu z nie kochaną kobietą.
- Jesteś niepoprawnym idealistą, Nathan. Zamiast wygadywać
bzdury, mógłbyś mi raczej pomóc znieść te pudła do samochodu.
- Nie ma sprawy, tatusiu.
Zmiejąc się w głos ze wściekłej miny przyjaciela, Nathan
podniósł ciężkie pudło i ruszył w kierunku drzwi.
Dustin ze zmarszczonymi brwiami zaklejał taśmą drugie pudlo.
Cały czas zastanawiał się nad słowami przyjaciela. Oczywiście, że nie
kocha Elise. Podziwia jej inteligencję i talent, szanuje poważny
stosunek do pracy. Jest zachwycony jej cudownym ciałem. Pragnie jej
59
RS
bardziej niż jakiejkolwiek innej kobiety, ale na pewno jej nie kocha.
Miłość była uczuciem, na które nie powinien sobie pozwalać. Za
wiele by od niego wymagała.
Podobnie jak dziecko. Nigdy nie chciał mieć dziecka. A jednak,
kiedy uniósł ciężkie pudło, poczuł, że ręce mu drżą. Cholera by wzięła
tego Nathana. Dlaczego zmusił go do myślenia o tym, o czym
najlepiej byłoby nie pamiętać?
- Elise, przestań się pakować i posłuchaj mnie. Co mam zrobić,
żebyś zmieniła zdanie?
Marla spojrzała prosząco na córkę. Papieros drżał lekko w jej
smukłych palcach z długimi, zadbanymi paznokciami. Wokół
starannie uczesanych, rudych włosów unosił się niebieski dym.
Elise patrzyła na wiszące w szafie eleganckie ubrania i
zastanawiała się, co z tego wszystkiego może się jej przydać na
zimowe miesiące w Arkansas. Jedwabne bluzki nie, wydawały się
najstosowniejsze.
- Ja po prostu już nie zmienię zdania, mamo. Jadę do Arkansas.
- Z tym mężczyzną.
- Z Dustinem-poprawiła matkę Elise i sięgnęła po dżinsy.
- Odłóż je, Elise. Ledwo na ciebie wchodziły, kiedy je kupiłaś.
Nie ma mowy, żebyś się w nie jeszcze wbiła - odezwała się rozparta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]