[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sprzeczny z prawami boskimi i ludzkimi. Oczywiście, moja zdecydowana dezaprobata
dla rozwodu jako środka trwałej rozłąki pomiędzy ludzmi, którzy kiedyś byli małżon-
kami, nie przeszkodziła mi opuścić domu pana Knoxa, w chwili gdy dowiedziałam się,
że podczas swych licznych wyjazdów służbowych oddaje się on regularnie rozpuście
w towarzystwie osób płci żeńskiej, które bardzo niechętnie chciałabym obdarzyć dum-
nym mianem kobiety.
Tak& Można to zrozumieć doskonale, proszę pani& Czy pochodzi pani z Połu-
dniowej Afryki? Joe miał minę tak poważną i wyraz twarzy tak skupiony, jakiego nie
miewał niemal nigdy. Zadając pytanie pomyślał przelotnie o tym, co zapewne usłyszał-
by, gdyby usiłował zażartować. Fighter Jack stał mu się nagle znacznie bliższy.
Nie, nie pochodzę z Południowej Afryki! Po raz pierwszy głos jej stracił meta-
67
liczne, chłodne brzmienie i zabrzmiała w nim cieplejsza nutka. Nie wyobrażam sobie
nawet, że mogłabym stamtąd pochodzić! Pan Knox poznał mnie w moim rodzinnym
Birmingham jako bardzo młodą dziewczynę, dziecko nieomal. On także był w owych
latach bardzo młodym człowiekiem. Na swoje nieszczęście, a na szczęście dla niego, zo-
stałam wówczas sierotą& posażną sierotą. Knox już wtedy zdradzał wielkie talenty jako
komiwojażer. Między innymi potrafił tak zręcznie przedstawić niezwykłe zalety swo-
jej osoby i charakteru nie znającej dobrze życia zamożnej sierocie, że wywarł na mnie
wielkie wrażenie. Wydał mi się człowiekiem uczciwym, zrównoważonym i głęboko za-
interesowanym problemami niedostrzegalnego, choć otaczającego nas świata, którym
już wówczas zaczęłam się szczerze interesować. W konsekwencji uległam jego gorącym
namowom. Wzięliśmy ślub i opuściłam Birmingham, udając się wraz z nim do jego oj-
czyzny. Na szczęście, pomimo jego perswazji i dowodzenia, że niepotrzebnie zachowuję
część majątku w odległej Anglii, udało mi się nie sprzedać dwóch pozostałych po rodzi-
cach nieruchomości, w stosunku do których nie zostało jeszcze ukończone postępowa-
nie spadkowe. Dzięki temu prostemu przypadkowi mogę nadal żyć w umiarkowanym
dobrobycie. Reszta mego posagu rozpłynęła się w rękach tego zręcznego oszusta, któ-
remu oby Bóg wybaczył ten i wiele innych jego czynów& a także i ów ostatni, o którym
opowiedział obecny tu młody człowiek nazwiskiem Roberts. Gdyż jestem przekonana,
że w opowiadaniu pana Robertsa nie ma ani słowa przesady.
Jestem pani niezwykle zobowiązany za szczerość& Joe zastanawiał się przez
chwilę. Pozwoli więc pani, że i ja będę zupełnie szczery. Otóż zwróciłem na panią
uwagę już wczoraj. Siedziałem w poczekalni dworca lotniczego w Johannesburgu na-
przeciw stolika, przy którym usiadł pani mąż, i rozmawiałem z nim o błahostkach, jak
to zwykle robią nie znający się ludzie zmuszeni do wspólnego przebywania przez krótki
przeciąg czasu. W pewnej chwili pan Knox zauważył panią. Najwyrazniej widok pani
zaskoczył go bardzo, choć starał się nie dać tego poznać po sobie. Oczywiście byłem
dla niego jedynie nieznajomym współpasażerem, więc nie było najmniejszego powodu
do zwierzeń z jego strony. Ale zaskoczenie to musiało chyba oznaczać, że nie wiedział
o pobycie pani w Południowej Afryce? Nie spotkaliście się tam państwo, prawda?
Nie przypuszcza pan chyba, że pragnęłam odszukać go po przyjezdzie na kon-
gres? Nie byłam w Południowej Afryce niemal ćwierć wieku. Od wielu lat straciłam
kontakt z Knoxem i zanim zobaczyłam go niespodziewanie na lotnisku, nie wiedziałam
nawet, czy żyje, czy też umarł. Szczerze mówiąc, fakt, czy żyje, czy też nie, był mi najzu-
pełniej obojętny. Mimo to, zobaczywszy go, doznałam wstrząsu, choć nie dałam poznać
po sobie, że go dostrzegłam. Powiedziałam sobie natychmiast, że jeśli spróbuje podejść
do mnie lub odezwać się, nie odpowiem i nie zareaguję, jak gdyby był powietrzem, a nie
żywym człowiekiem.
Zobaczyła go pani wczoraj po raz pierwszy od dwudziestu pięciu lat, czy tak?
68
Tak. Od dwudziestu czterech, jeśli mamy być ściśli.
Ciekawe, czy poznała go pani na pierwszy rzut oka?
Tak& po raz pierwszy zawahała się lekko. Zastanawiałam się nawet nad
tym dzisiaj& przed chwilą. Zmienił się bardzo, ale pod pewnym względem pozostał
taki sam. Głos był ten sam i sposób bycia. Ale utył bardzo. Oczy też pozostały nie zmie-
nione&
I, oczywiście, nie zabiła go pani? zapytał Joe niemal swobodnie, bez żadnego
nacisku na słowo zabiła .
A po cóż miałabym go zabijać? Dla mnie umarł już przed dwudziestu pięciu laty.
Od tamtego dnia nie istnieje w moim życiu do tego stopnia, że nie będę nawet próbo-
wała skontaktować się z jego duchem, gorzko pokutującym w krainie sprawiedliwo-
ści, i nie zamienię z nim ani jednego słowa. Nie zasługiwał na to za życia i bardzo wąt-
pię, czy śmierć mogła go radykalnie przemienić. Zbyt wiele było w nim nikczemności
i ciężkich, zbrukanych pierwiastków przyziemnych.
Jestem przekonany, że postąpi pani co najmniej konsekwentnie, nie próbując już
nigdy nawiązać kontaktu ze swoim byłym mężem& Joe wsunął bilet pani Knox
do kieszeni, zerknął do następnego, odczytał swoje nazwisko, więc ujął ostatnią ksią-
żeczkę.
Spojrzał na młodą dziewczynę, która skinęła głową, rozumiejąc, że do niej zwrócone
będzie następne pytanie.
Pani Elizabeth Crowe, prawda?
Tak& odpowiedziała cicho. Najwyrazniej ona właśnie najgorzej zniosła gwał-
towne kołysanie samolotu podczas burzy.
Mieszka pani w Johannesburgu i zakupiła pani bilet pierwszego czerwca, to zna-
czy tego samego dnia, kiedy zakupił go zmarły pan Knox& Wyjął z kieszeni plik
książeczek, odszukał w nich bilet Knoxa i porównał je szybko z sobą. Na datowniku
biletowym są zaznaczone nie tylko dnie, ale i godziny sprzedaży. Pan Knox kupił bilet
[ Pobierz całość w formacie PDF ]